„Przez kilka dni Pabianice były widownią walk między robotnikami należącymi do różnych stronnictw politycznych. Przeważnie czyniono pościgi na przedstawicieli Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego”- pisała gazeta „Tydzień” z 5 sierpnia 1906 roku. „W Pabianicach rozbrzmiewa walka bratobójcza, niosąc wokoło śmierć i zniszczenie. Ta walka rozbrzmiewa echem w całym kraju”.

Jak podejrzewała carska policja, w rękach mieszkańców Pabianic mogło być wówczas ponad tysiąc sztuk broni palnej, głównie rewolwerów. Zdobyto je podczas ulicznych zamieszek w 1905 roku albo kupowano od pijanych rosyjskich żołnierzy i przemytników.  

Początkiem krwawych walk nad Dobrzynką był napad na tkacza Mieczysława Tomczaka – członka partii narodowo-demokratycznej (partia ta, pod przewodnictwem Romana Dmowskiego, chciała samodzielnego państwa polskiego, ale nie w drodze zbrojnej walki o niepodległość z zaborcami, lecz poprzez negocjowanie autonomii). Napad ów gazeta „Rozwój” opisała tak: „Około godziny dziesiątej wieczorem do mieszkania robotnika fabryki Fausta - Mieczysława Tomczaka, weszło trzech młodych ludzi. Zwrócili się do gospodarza z zapytaniem: - Czy pan jesteś Mieczysław Tomczak? A otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, oddali do niego 15 strzałów rewolwerowych, po czym zbiegli. Trzy kule utkwiły Tomczakowi w brzuchu. Stan jego zdrowia, według lekarzy, jest beznadziejny. Umieszczono go w szpitalu fabrycznym Kindlera”.

Jak ustalono, zabójcy robotnika byli też robotnikami - bojownikami Polskiej Partii Socjalistycznej, opowiadającej się za zbrojną rewolucją i bezlitosną walką z zaborcami. Bojówkarze nienawidzili narodowych-demokratów, uważając ich za „mięczaków” i zdrajców spraw polskich.

Na wieść o śmiertelnym postrzeleniu Mieczysława Tomczaka, nocą z soboty na niedzielę tłum zebrał się przed fabryką Kruschego i Endera na ul. Zamkowej. W ogromnej fabryce pracowała nocna zmiana. Kilkunastu mężczyzn w tłumie miało pod kapotami broń palną. Około północy padły strzały w okna tkalni. Posypały się szyby, wybuchła panika. Jedna z kul trafiła w nogi 18-letniego robotnika Oskara Rudigera.

Także nocą pięciu uzbrojonych bojówkarzy napadło na 18-letniego robotnika Schulza, ciężko raniąc go na ulicy kulami z rewolwerów. Inna grupa bojówkarzy wtargnęła do mieszkania absolwenta pabianickiej szkoły handlowej – Depczyka, zabijając go strzałami z rewolwerów. Nazajutrz zginął także robotnik Mikołajczyk, śmiertelnie raniony pociskiem z broni zabójcy czyhającego w bramie kamienicy.

 

Samosądy

Fala przemocy rosła z dnia na dzień. 5 sierpnia 1906 roku „Tydzień” pisał: „Około godziny drugiej po południu ulicą Ogrodową w bliskości ul. Zamkowej szedł robotnik z fabryki Kruschego i Endera - Walenty Dudek, lat 29. Wtem otoczyło go ośmiu ludzi, którzy, dobywszy rewolwerów, oddali do niego około 20 strzałów w piersi i brzuch. Dudek padł trupem na miejscu, a kule, prócz niego, trafiły przechodniów: Andrzeja Zarudę, lat 32 - stróża domu Stencla na Nowym Mieście, i nieznaną z nazwiska Żydówkę, prawdopodobnie przyjezdną. Biedak Zaruda w ciężkich męczarniach zmarł pół godziny po zawiezieniu go do szpitala fabrycznego. Ciężko ranioną Żydówkę umieszczono w szpitalu”.

Huk wystrzałów usłyszeli robotnicy z pobliskiej fabryki Kindlera. Kilkunastu z nich porzuciło pracę, wybiegło na ulicę i popędziło za sprawcami strzelaniny. Dalsze wydarzenia relacjonował tygodnik „Rozwój” z sierpnia 1906 roku: „Ścigani wszakże wnet się rozproszyli i tak zręcznie manewrowali, że wszyscy uszli przed pościgiem, z wyjątkiem jednego, który biegł ul. Lutomierską. Był nim 18-letni Stefan Kucharski. Do pościgu za uczestnikiem mordu przyłączyło się, wskutek alarmu, coraz więcej robotników, a goniony pędził za miasto ku wsi Karniszewice, gdzie dopadł pierwszej chaty gospodarza Musiały i wdrapał się na dach.

Pogoń wszakże doścignęła go. Widząc, że nie ujdzie Kucharski, zeskoczył z dachu, wskoczył oknem do wnętrza izby, zaryglował za sobą drzwi i ukrył się pod łóżkiem. Tymczasem chatę utoczył zwarty tłum kilkuset uzbrojonych robotników, który wnet wdarł się do wnętrza izby, wyważając drzwi. Tłum odnalazł ukrytego mordercę, trzęsącego się ze strachu. Do Kucharskiego oddano kilkadziesiąt strzałów. W samej głowie utkwiło mu 12 kul, rozbijając ją na drobne kawałki.

Gdy tłum wracał do miasta po akcie straszliwej zemsty, spotkał jeszcze Józefa Wilczka, lat 19, robotnika z fabryki Fausta. Zaczęto strzelać i wsadzono mu trzy kule w piersi. Ranionego śmiertelnie Wilczka niezwłocznie umieszczono w szpitalu fabryki Kruschego i Endera, gdzie w trupiarni leżały już zwłoki Dudka i Zarudy, zwłoki zaś Kucharskiego na miejscu mordu w chacie pozostawać musiały do czasu zejścia władz sądowych. Podczas tejże samej bójki pokłuto płytko nożami robotnika Jagodę”.

 

Pora na bandziora

Bezkarne zabójstwa polityczne rozzuchwaliły pospolitych rzezimieszków. Ci też posiadali rewolwery i potrafili z nich korzystać. Rozpoczęła się długa seria napadów rabunkowych, gwałtów i zabójstw. „Uzbrojona banda napadła na tramwaj elektryczny linii Łódź-Pabianice. Strzelano i rozbijano szyby w wagonach” – pisał „Rozwój”. „Terroryści grozili konduktorom i maszynistom rewolwerami, jeżeli tramwaje nie powrócą do remizy. Nikt z ludzi szwanku nie poniósł. Pociągi kolei podjazdowej kursują”.

Przed północą bandyci wtargnęli do piekarni Wilhelma Hildta. 10 mężczyzn uzbrojonych w rewolwery dosłownie rozstrzelało piekarza. Sprawcy ukradli gotówkę i co cenniejsze przedmioty z piekarni. Wilhelm Hildt miał 52 lata, pozostawił liczną rodzinę.

W połowie listopada 1906 roku w stogu siana znaleziono zwłoki kobiety z postrzeloną głową. Jak się okazało, było to ciało mieszkanki Pabianic - Stanisławy Kamińskiej. Policja nie ustaliła, kto zamordował tę kobietę.

Na idącego ulicą Lutomierską 24-letniego Jana Staszczyka napadło czterech ludzi, oddając do niego strzały. Staszczyk przesadził parkan i począł uciekać, pogonili jednak za nim napastnicy, którzy dali za uciekającym parę strzałów, kładąc Staszczyka trupem” – doniósł „Rozwój”.

„Ludność miejscowa tak się roznamiętniła, iż nie umie zapanować nad sobą. Jest obawa starć pomiędzy robotnikami” – ostrzegała gazeta z 1906 roku.

 

Kasa pod podłogą

Sześć lat później ekipa rozbierająca ceglaną ścianę w fabryce Endera znalazła pod posadzką 2700 rubli w złocie i papierach wartościowych. „Złoto miało znajdować się w woreczku a papiery w kwitariuszu” - pisał „Kurier Codzienny”. „Powyższe pieniądze należały podobno do związku robotników, którego założycielem był niejaki Śniady, w latach między 1905-1906, zabity z rewolweru przez Studzińskiego, związkowca, w zamiarze zagarnięcia tych pieniędzy. Lecz rabunek nie udał się Studzińskiemu, gdyż spostrzegli to inni robotnicy i uciekającego dopędziwszy, tak nielitościwie pobili, że ten w przeciągu trzech dni dokonał swego żywota w szpitalu fabrycznym. Znalezione pieniądze złożono podobno w kasie p. Endera”.