„Lucyna Jakob to jedna najbardziej niebezpiecznych agentek Gestapo w Pabianicach, sprawczyni śmierci, tortur i krzywd wielu Polaków” – pisały powojenne gazety. 26 czerwca 1945 roku w Sądzie Specjalnym w Łodzi rozpoczęła się rozprawa bezlitosnej agentki. Na proces wybrały się tłumy mieszkańców Pabianic.

Prokurator przedstawił oskarżoną: „Lucyna Alicja Jakob, zamieszkała przy ulicy Świętokrzyskiej 46 w Pabianicach, tamże urodzona 24 marca 1925 roku, córka Stefana i Heleny”.

Sądowy sprawozdawca „Głosu Robotniczego” pisał: „Okrągła buzia, delikatny profil, warkocze na plecach, sylwetka 14-letniej dziewczynki - oto jedna z najniebezpieczniejszych agentek Gestapo. Lucyna Alicja Jakob ma lat 19. Skończyła szkołę powszechną. Ze swobodnym wyrazem twarzy wysłuchuje aktu oskarżenia, który mówi, że wydawała Polaków w ręce Gestapo, pracując od 1942 roku jako konfidentka Kripo (policji kryminalnej), a potem Gestapo”.

Akt oskarżenia agentki głosił: „Ustalono, że na skutek jej doniesień zostali aresztowani: Miarczyńscy, Ociński, Klimek, Szlag, Walczak, Wawrzyniak, Plewko, paru Niemców z organizacji antyhitlerowskiej oraz około 20 osób o nazwiskach nieznanych.

Lucyna Jakob brała czynny udział w akcji Gestapo zmierzającej do zdekonspirowania organizacji podziemnego ruchu wolnościowego oraz zlikwidowania wojsk Armii Ludowej i Armii Krajowej”.

 

Panienka z warkoczykami

Donosicielka uważnie wysłuchała aktu oskarżenia. Nie zaprzeczała, że brała niemieckie pieniądze za wydawanie ludzi na bestialskie przesłuchania w katowni Gestapo, śmierć albo wywiezienie do obozu koncentracyjnego. Zauważyła jedynie, iż „niestosowne” jest określanie jej słowem „konfidentka”.

- Nie byłam konfidentką, ale agentką – oświadczyła.

I niezwłocznie wyjaśniła, na czym polegała różnica:

- Konfident musiał wyszukiwać podejrzanych, wydawać ludzi, agent zaś sprawdzał doniesienia i był na stałej pensji, jak każdy urzędnik.

Lucyna Jakob zadenuncjowała rodzinę Miarczyńskich z Pabianic – ludzi odważnych, niosących pomoc uciekinierom z więzień i bojownikom podziemia, tropionym przez Gestapo.

Miarczyńscy nielegalnie przeprawiali ich do Generalnej Guberni lub łotewskiej Rygi. Fałszowali też hitlerowskie dokumenty: kenkarty, zaświadczenia o pracy. Agentka Lucyna Jakob – „panienka z warkoczykami” (jak pisała o niej powojenna prasa), „sypnęła” całą rodzinę Miarczyńskich.

- Nie przyszło mi to trudno – wyznała przed sądem. - Miarczyńscy, znając mnie od dziecka, nie podejrzewali nic, a nawet Miarczyńska nabrała zaufania do przyprowadzonego przeze mnie agenta Morawskiego, którego przedstawiłam jako wujka z Kalisza.

Na pytanie sądu, czy wie, co się stało z Miarczyńskimi, co zrobili im Niemcy, oskarżona odpowiedziała krótko:

- Nie wrócili.

Publiczność w sądzie była oburzona, gdy Lucyna Jakob wciąż podziwiała gestapowców, którym donosiła na rodaków. Przy każdym nazwisku mordercy z Gestapo nigdy nie pominie słowa „pan” – relacjonował dziennikarz „Głosu”.

Oskarżona nie zaprzeczała zarzutom o współpracę z okupantem. Nie sprzeciwiała się, gdy prokurator nazwał ją „kanalią”, „morderczynią” i „faszystką”. Ze swobodą opowiadała, że gdy brakowało jej podejrzanych, wskazywała gestapowcom niewinnych Polaków – „pierwszych lepszych”.

- Czemu oskarżona to robiła? – spytał sędzia.

- Bo takich Gestapo zwalniało – odparła agentka.

 

Kłamczucha

„Robiła z siebie ofiarę okoliczności” – pisał „Głos. „Volkslistę podpisała w 1942 roku, by - jak Lucyna Jakob twierdzi - obronić się przed Niemcem, u którego służyła, a który jako Polkę miał prawo ją napastować. Gdy już weszła do narodu panów, zaczęła pracować w fabryce chemicznej w Pabianicach i kraść. Żałowała potem tego, siedząc w więzieniu. Skruchę wykazała w listach pisanych z więzienia do władz niemieckich, w których obok żalu były wyraźne propozycje usług w pracy donosicielskiej. Propozycję przyjęto.

Została zwolniona i w ten sposób zaczęła pracować w Kripo, a po zdobyciu na własną rękę wiadomości o znaczeniu politycznym - wraz z dobrymi referencjami została polecona Gestapo.

Najpierw doniosła na Henryka Wawrzyniaka, mieszkańca wsi Kolonia Hajew koło Sieradza. Od Lucyny Jakob Gestapo dowiedziało się, że Wawrzyniak w stodole ukrył broń. Jeszcze tego samego dnia Niemcy otoczyli zagrodę w Kolonii Hajew, przeszukali zabudowania. Wszystkich Wawrzyniaków wywieźli do aresztu, torturowali. Broni nie znaleźli.

Potem agentka Lucyna Jakob donosiła Gestapo o obozowiskach i przemarszach polskich partyzantów w lasach tuszyńskich, piotrkowskich i sieradzkich. Skąd to wiedziała? Podając się za dziewczynę szmuglującą mięso do miasta, bywała w chałupach na skraju lasu, wypytywała gospodarzy, podglądała ich, gdy szykowali jedzenie dla „chłopców z lasu”.

Przed sądem bezczelnie kłamała. Reporter „Głosu Robotniczego” pisał: „Lucyna Jakob usiłuje przekonać sąd, że jej zainteresowanie tajnymi organizacjami polskimi wynikało z pragnienia wstąpienia do którejś z nich, aby w ten sposób wyplatać się ze współpracy z Gestapo".

 

Gorliwa gestapówka

Na salę rozpraw wprowadzono świadka Zuckriegiela – Niemca, przez którego ręce przechodziły wszystkie meldunki oskarżonej. Zeznał on, że w gromadzeniu doniesień z okolic lasów tuszyńskich Lucyna Jakob przejawiała dużo inicjatywy, za co zyskała uznanie i pochwałę Gestapo. Funkcjonariusze Gestapo: Tessman i Hofman, uważali ją za utalentowanego szpiega.

Gorliwe wypełniająca swe obowiązki Lucyna Alicja szybko awansowała, pobierała coraz wyższe wynagrodzenia. W oparciu o jej doniesienia szykowano masowe aresztowania Polaków 17 stycznia 1945 roku – tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej.

W aktach Gestapo nazwisko „Jakob” figurowało pod numerem 136G, jako samodzielny agent. Na pytanie sądu, co oznacza znak „A-P” na legitymacji z Gestapo, świadek Zuckriegiel wyjaśnił, że należy to tłumaczyć jako „Allgemeine Polen” (sprawy polskie). „W zakres kompetencji Lucyny Jakob wchodziły wszystkie sprawy polskie, chociaż specjalizowała się w zadaniach natury politycznej”.

- Czy denuncjowanie przez oskarżoną Jakob niewinnych ludzi wynikało to z chęci wprowadzenia w błąd Gestapo, czy nadmiaru gorliwości? – spytał sędzia.

Świadek Zuckriegiel nie miał wątpliwości:

- Lucyna Jakob na pewno nie chciałaby oszukiwać Gestapo – stwierdził.

 

(koniec części 1.)