ad

„Lucyna Jakob to jedna z najbardziej niebezpiecznych agentek Gestapo w Pabianicach” – pisał „Głos Robotniczy”. Dziewczyna o wyglądzie 14-latki z warkoczykiem, za pieniądze brane z Gestapo wydała kilkanaście osób. „A teraz stają przed sądem świadkowie, których bez wahania mogła okłamywać i sprzedawać” – relacjonował dziennikarz. „Ze zdumieniem i przerażeniem świadkowie patrzą na Lucynkę Jakob, miłe dziewczę, co to przyjeżdżało biedactwo za szmuglem i interesowało się tym, co się dzieje w lesie”.

Obywatel Kobus (wieśniak) zeznał, że oskarżona Jakob podawała się za partyzanta z oddziału w Generalnej Guberni. Opowiadała, jak to jej oddział stoczył w lesie morderczą bitwę z Niemcami i został rozbity. Ocalała tylko ona i rosyjski skoczek spadochronowy. Tego skoczka chciała gdzieś ukryć przed faszystami. Kobus poszedł do sąsiadów, spytać czy pomogą schować i karmić rosyjskiego żołnierza. Nikt nie odmówił. A szewc Józef Stępień, który jako tako znał język rosyjski, zaofiarował się być tłumaczem.

Ale rosyjski spadochroniarz wciąż nie pojawiał się w wiosce, gdzie czekało schronienie. „Partyzantka” Lucyna Jakob tłumaczyła, że skoczek idzie lasami wolniutko, bo czujnie, tylko nocami. Przez kilka dni Jakob mieszkała w chałupach dobrych ludzi, opowiadając im o szmuglowaniu rąbanki i słuchając opowieści gospodarzy. Prosiła, by pilne nawiązali kontakt z polskimi partyzantami. Pytała, gdzie obozuje najbliższy oddział „leśnych”.

Trzem chłopom: Kobusowi, Stępniowi i Wolsteinowi, doradziła, by zamontowali w domach zakazane przez Niemców radioodbiorniki, z których dowiedzą się o sytuacji na frontach. Ułożyła też plan napadu na firmę, w której niegdyś pracowała. W ten sposób można zdobyć samochód i maszyny do pisania dla polskiego podziemia - przekonywała. Ale ostrożni gospodarze nie poszli na to.

„Partyzantka” wzbudzała zaufanie. Dobroduszny szewc Józef Stępień opowiedział przed sądem, jak zgodził się udzielić pomocy rosyjskiemu spadochroniarzowi. Gdy Lucyna Jakob wybierała się do Piotrkowa Trybunalskiego, by – jak twierdziła – „odszukać znajomych z partyzantki”, szewc dał jej adres ukrywającego się tam zięcia.

Zięcia aresztowało Gestapo. Niebawem hitlerowcy zjechali też do wioski, w której goszczono „partyzantkę” Lucynę Jakob. Przeszukali pięć chałup. Wywieźli i aresztowali kilkanaście osób, w tym całą rodzinę Bogu ducha winnych Wawrzyniaków.

Na pytanie sądu, czy gospodarze podejrzewali Lucynę Jakob, wszyscy świadkowie odparli, że nigdy nie przypuszczali, iż jest agentką Gestapo. „Ale skądże, taka młoda dziewczyna! – zeznał Kobus”. Jak relacjonowała prasa, „cała sala ze zdumieniem patrzyła na ławę oskarżonych”.

 

„Żywa ofiara gestapówki”

Pod koniec procesu na salę sadową wezwano niespodziewanego świadka.  Wydarzenie to szczegółowo relacjonował „Głos Robotniczy”: „Twarz oskarżonej przybladła. Świadek przybył w ostatniej chwili, po przeczytaniu w gazetach notatki o procesie. Wzburzonym głosem, wskazując na oskarżoną, woła: - To ta Lucynka Jakob, ta dziewczynka z warkoczykami zgubiła całą moją rodzinę, a mnie zniszczyła zdrowie! Brat spalony został w Radogoszczu, drugi w więzieniu zamordowany, żona chora, dziecko umarło w więzieniu, a ja sam cudem tylko uciekłem z Mauthausen!”.

Świadkiem tym był Henryk Wawrzyniak z wioski, w której przez kilka dni mieszkała „partyzantka” Lucyna Jakob.

Gestapo aresztowało go w 1943 roku, choć nigdy nie miał związków z konspiratorami i nie był szmuglerem. Podczas przesłuchań torturowali go, wypytując o ukrytą broń. Wawrzyniak nie maił pojęcia o żadnej broni. Dla konfrontacji gestapowcy przyprowadzili Lucynę Jakob. Potwornie zbity Wawrzyniak rozpoznał w niej szmuglerkę i „partyzantkę z rozbitego oddziału”.

Według relacji „Głosu Robotniczego”, „Lucyna Jakob twierdziła, że widziała u niego broń, co było oczywiście kłamstwem. Kiedy Henryk Wawrzyniak prosili ją, by nie kłamała, bo tu chodzi o jego życie, zamierzyła się na niego, wołając: Milcz polska świnio! Zbity i sponiewierany leżałem u nóg tej oto Lucyny Jakob - zeznał Wawrzyniak”.

Prokurator przypisał oskarżonej doprowadzenie do cierpień i śmierci wielu polskich patriotów i osób w żaden sposób niezwiązanych z ruchem oporu. „Przez nią bowiem aresztowany Walczak załamał się w czasie badań i znowu dziesiątki osób wydał na śmierć” – stwierdził prokurator.

Sąd uznał, że wina oskarżonej została dostatecznie udowodniona. Skazał Lucynę Jakob na karę śmierci.

 

Dwa wyroki. Też śmierć

We wrześniu 1945 r. w specjalnym Sądzie Karnym w Łodzi rozpatrzono sprawę Stanisława Pustelnika, urodzonego w 1918 r., zamieszkałego w Pabianicach w powiecie łaskim. Według prokuratora, „oskarżony Pustelnik od 1943 roku w Pabianicach pracował jako agent Gestapo, był zarejestrowany jako numer Y4368, co oznacza wywiadowcę wyższej klasy.

Pod zarzutem współpracy z organizacją podziemną Pustelnik wydał w ręce Gestapo Franciszka Sobolewskiego.

Aresztowany Sobolewski zmarł podczas bestialskich przesłuchań. Poza tym oskarżony wydał dwóch niemieckich żołnierzy o nieustalonych nazwiskach oraz Niemca Artla, zarzucając im uprawianie antyhitlerowskiej agitacji.

Sąd skazał Stanisława Pustelnika na karę śmierci.

Taki sam wyrok usłyszał pabianiczanin Jan Sadzak, urodzony w 1905 r., konfident Gestapo, który miał „sypnąć” siedmiu Polaków. Według prokuratora, doniósł on hitlerowcom, że sabotowali pracę przy okopach i fałszowali przepustki. Siedmiu aresztowanych najpierw siedziało w więzieniu, potem wywieziono ich do obozów koncentracyjnych. Po krótkim procesie sąd skazał Sadzaka na karę śmierci.