Dowodzą tego ciągnące się do parków  „procesje”  pabianiczan. To także oblepiona ludź-mi i niezbyt czysta Dobrzynka, która w każde pogodne popołudnie wygląda jak olbrzymia muchołapka…

Oczywiście  – ani  nasze, ładne  parki,  ani  wysychająca Dobrzynka, ani też kawałek cuchnącego  bajora,  zwanego „Kilońskiem” – sprawy nie rozwiązuje.  Można  byłoby  udać się  na  przykład do Ldzania, ale to już jest większy problem. Jak się okazuje, problem ten nie dotyczy Towarzystwa Śpiewaczego im. Moniuszki, którego zarząd, składający się z pewnością z ludzi  potrafiących myśleć  i patrzeć,  rozwiązał go  radykalnie.  Otóż  wynajął dom murowany (sypialnia dla kobiet,  świetlica  i kuchnia) i stodołę  (sypialnia  dla  męż-czyzn) w Baryczy. Urządził to i umeblował – i wozi tam teraz swoich  członków.  Co  więcej, – większość kosztów związanych z utrzymaniem  zarząd  wziął na siebie, oczywiście z pomocą Cechu Rzemiosł Różnych i PTC.

Lato 1958. Dzieciaki do „Solarium”, śpiewacy  na dacze, a miejscowi nad Dobrzynkę

Dlatego  priorytetowym staje się fakt utworzenia takich ośrodków. Bo, pomijając to, że stworzono warunki wypoczynku dla członków, którzy z różnych powodów  nie  mogą  wyjechać na wczasy, a niektórych nie stać na wynajęcie mieszkania na lato – ośrodek taki może jednocześnie spełniać ważną rolę wychowawczą. Wszak ogniska, śpiew, tańce na świeżym powietrzu, gry, zabawy sportowe odciągną niejednego osobnika od knajpianego stolika. A co także ważne – nawiązuje się przyjaźń między miastem a wsią. Tak więc, nie ma co, tylko trzeba zakasać  rękawy  i brać przykład z Towarzystwa Śpiewaczego i pomyśleć o stworzeniu takiego miejsca dla pabianiczan. Dobrze,  że chociaż dzieciaki mają lepiej. Co roku  kilka  tysięcy  pracowników zakładowych  PZPB  ma  gdzie posłać swoje pociechy. Zakład bowiem ma swój ośrodek kolonijny w Kolumnie. Brawo.

A może półkolonie?

Pewnie i tak, bo co roku od 1 czerwca do 31 sierpnia w tak zwanym  „Solarium”  w Parku Wolności, urządzane są półkolonie dla przedszkolaków i dzieci z podstawówek. W bieżącym roku  na  półkoloniach  spędza czas 300 młodocianych pabianiczan. I cóż z tego, kiedy ośrodek posiada wiele braków, których, niestety, nie ma kto usunąć. I tak na przykład do tej pory nie doprowadzono do niego elektryczności – lodówka  więc  jest  nieczynna i produkty jak mięso czy masło szybko się psują.

Kolejnym  problemem  jest brak  telefonu.  I gdy  zdarzy  się jakieś  nieszczęście,  dziecko  zachoruje, złamie sobie nogę – nie ma jak wezwać pomocy. Może Wydział Zdrowia zwróci się do Rady Miejskiej z prośbą o zajęcie się tą sprawą i roztoczy większą opieką naszych milusińskich, aby ten letni czas był dla nich radosny i beztroski.

A po bulwarach zostało tylko wspomnienie. W tym roku już nikt odpoczynku tam nie  znajdzie. Postarał się o to Wydział Gospodarczy MRN, który kompletnie nie dba o ten przyjemny zakątek naszego miasta.  Ścieżki  zarośnięte,  po klombach  i kwiatach nie ma śladu.  Zielenią się  wprawdzie  piękne  grządki – ale… kartofli, które ktoś dowcipny,  widząc  owe  zaniedbanie – hoduje. Szkoda.

Ale jest też dobra wiadomość, długoletnie starania naszego prezydenta Miejskiej Rady Narodowej dla uzyskania od PGR–Pabianice  terenów przy ulicy Bugaj zostały zwieńczone  sukcesem. Przyznano nam obszar 15 ha, na którym urządzony zostanie ośrodek kąpielowy i wypoczynkowy dla mieszkańców naszego miasta. Wstępne prace mają się rozpocząć w ciągu najbliższych miesięcy.

Pabianiczanie mogliby też w letni,  upalny  czas  udać  się do  obleganej  onegdaj  kawiarni  „Zacisze”,  uruchomionej w ubiegłym roku przy wielkim uznaniu  licznych  bywalców. 
Niestety  żywot  Zacisza  był bardzo krótki, w tym roku już nikt się w niej kawy nie napije i ciastka nie zje. Kawiarnia bowiem stoi zamknięta na cztery spusty. Dlaczego?

Wydawałoby się, że na harcerzy zawsze można liczyć. Zobowiązali się oni bowiem w te wakacje, że aby umilić letni czas mieszkańcom naszego miasta, zaopiekują się muszlą w Parku  Słowackiego.  Mieli dbać o jej stan, czystość i ogólny wizerunek. A w ciepłe dni mieli umilać czas pabianiczanom koncertami puszczanymi z płyt. Czyżby jednak harcerze nie dotrzymali słowa? Jak się opiekują? Trudno powiedzieć, bo muszla codziennie jest dewastowana przez miejscowych chuliganów.  Cóż,  jeśli  zaś chodzi o koncerty to słychać… śpiew ptaków. Też miło.