W 1929 roku zakład kąpielowy miała firma włókiennicza Krusche i Ender. W jej łaźni przy ul. Grobelnej było 27 wanien. Pracownicy fabryki kąpali się bezpłatnie. Swoją łaźnię (darmową) mieli też pracownicy firmy Kindlera - przy ulicy Zamkowej. Były tam 4 wanny i 60 natrysków. Inni mieszkańcy Pabianic za kąpiel musieli płacić. Dowodzi tego ówczesna Księga Sanitarna Miasta Pabianic.

Mieszczanie, kupcy i rzemieślnicy myli się w prywatnym zakładzie kąpielowym Jana Czarkaskiego przy ulicy Zamkowej 1. Było tam 6 wanien i 5 pryszniców.

Żydzi chodzili do swojej łaźni rytualnej przy ulicy Kościuszki 30, gdzie mieli 5 wanien i basem (mykwę). Łaźnia ta była własnością Wartskiego, a dzierżawił ją Icek Lajb Widawski.

Był też zakład kąpielowy pabianickiej gminy żydowskiej - przy ulicy Warszawskiej 24. Ten miał 15 wanien (9 klasy pierwszej i 6 klasy drugiej) oraz 2 mykwy.

 

ŁAŹNIA PRZY PARKU 

W 1929 roku radni miejscy postanowili budować łaźnię publiczną. Liczyli, że wystarczą na to miejskie podatki. „Ponieważ realizacja budżetu miejskiego za rok bieżący postępuje zupełnie pomyślnie i wpływy z podatków są nadspodziewanie dobre, Magistrat uznał za rzecz zupełnie możliwą przystąpienia do budowy łaźni” – przeczytamy w dokumentach magistrackich.

Plany łaźni były od dawna zatwierdzone przez władze Pabianic. Łaźnia miała stanąć przy ul. Gdańskiej, tuż przy wznoszonym Domu Ludowym Rolnika. Był to plac w sporej części należący do klubu sportowego PTC. W zamian za odstąpienie swojego terenu, Pabianickie Towarzystwo Cyklistów dostało cześć parku im. Słowackiego.

Wkrótce Magistrat postarał się 100 tysięcy zł pożyczki z Banku Gospodarstwa Krajowego. Była to zaliczka na budowę łaźni i rzeźni. Kilka dni później na działce PTC kopano już fundamenty pod łaźnię.

„Prace przy budowie trwać będą aż do mrozów” – pisała „Gazeta Pabianicka”. Zlecenie na roboty murarskie dostała (po konkursie ofert) firma budowlana Edwarda Hansa. Umowa stanowiła, że roboty muszą się zakończyć w sierpniu 1929 roku.

Terminu nie dotrzymano. Powód? Pierwotny plan łaźni został zmieniony. Zamierzano dobudować duży basem pływacki, bo miał on przynosić miastu stałe dochody. Uzupełniono też budynek o pomieszczenia ubikacji i zmieniono elewację frontową, nadając jej bardziej estetyczny wygląd. Zmieniono też kształt wieży z rezerwuarem wody.

 

POPYT NA WANNY

Łaźnia miała być przedsiębiorstwem dochodowym. Magistrat zwołał konferencję, na którą sprosił fachowców z dziedziny kąpielnictwa publicznego. Przyjechali eksperci z Łodzi i Zgierza. Ustalono, że 28 wanien to za mało, a pryszniców jest za dużo. „Doświadczenie wykazało, że ludność obecnie rzadko korzysta z pryszniców, są one tylko należycie wyzyskiwane dla szkół. Natomiast wanny cieszą się dużym popytem” - twierdzono podczas konferencji.

Postanowiono więc (wzorem Zgierza) urządzić basen i kilka skoczni do wody.

Miała powstać też łaźnia rzymska i parowa. Na pierwszym piętrze budynku, na szerokim tarasie, pabianiczanie mieli korzystać z kąpieli słonecznych i powietrznych. Na parterze zaprojektowano kasy, poczekalnię, gabinet fryzjera i masażysty. W piwnicach miała być maszynownia, pralnia, magiel i składy. Na każdym piętrze zaplanowano wygódki.

Życzeniem władz miasta było otwarcie łaźni 1 czerwca 1930 roku. Ale nic z tego nie wyszło. Powód? Radca Urzędu Wojewódzkiego, który lustrował gospodarkę Pabianic, zalecił wstrzymanie budowy łaźni. Uznał on, że brakuje funduszy. Przez kolejne 9 lat roboty stały, choć sytuacja finansowa Pabianic się poprawiła.W planach na lata 1939-1940 prezydent miasta ujął, że „łaźnia miejska wymaga wykończenia kosztem 150.000 zł”. Pieniądze na te roboty miały pochodzić z Funduszu Pracy.

 

FUSZERKA

Ale podczas analizowania starego projektu budowlanego stwierdzono, że pływalnia nie odpowiada najnowszym wymaganiom wychowania fizycznego młodzieży. Pływalnia powinna mieć długość przynajmniej 25 metrów. Zarząd miejski polecił więc dokonać przeróbki. Inżynier miejski Stanisław Kowalski opracował wkrótce plan wydłużenia budynku łaźni miejskiej tak, by powiększyć basen. A wydział techniczny zarządu miasta przygotował projekt sali mieszczącej 30 natrysków. Liczono, że w ciągu godziny będzie z nich mogło korzystać 80-90 dzieci szkolnych.

W czerwcu 1939 roku prezydent lustrował roboty publiczne w mieście. Był też na placu budowy łaźni.

A tam trwały już roboty wykończeniowe. „Za kilka tygodni zostaną uruchomione kąpiele natryskowe w dwóch salach (16 i 10 natrysków)” - informowała „Gazeta Pabianicka”.

W następnym zdaniu „Gazeta” skrytykowała budowlanych: „Sam budynek pozostawia wiele do życzenia” - pisała. „Zbudowany został na trzęsawisku, o zbyt płytkich fundamentach, co powoduje, że wody zaskórne wpływają do suteryn i trzeba było ustawić automatyczną pompę”.

Do wybuchu wojny łaźni miejskiej nie otwarto.