We wrześniu 1927 roku do Pabianic wybrał się tramwajem dziennikarz z Łodzi. Przyjechał w niedzielę. Kilka dni później jego relację z pobytu nad Dobrzynką wydrukowała „Ilustrowana Republika”. Oto ona:  „Z Górnego Rynku wychodzi tramwaj elektryczny, łączący Łódź z Pabianicami. Po trzech kwadransach jazdy, przerywanej licznymi przystankami, ukazują się na horyzoncie z prawej strony toru kominy, zarysy wież domów - Pabianice. Tramwaj przebiega przez całą długość miasta. Wysiadamy na Placu Targowym. Wielki kwadratowy plac przy kościele, brudny, zaśmiecony. Z placu wybiega ulica Zamkowa, przy której znajduje się duma Pabianic - starożytny gmach Ratusza oraz park miejski.

Zamkowa rozszerza się, przeistacza w aleję, po jednej stronie której wznoszą się wielkie korpusy fabryczne, po drugiej - domy tutejszych nababów (bogaczy) włókienniczych, imitujące pałace.

W bocznych uliczkach pustka zupełna. Cisza - aż w ustach brzęczy. Tylko muchy i komary, unoszące się w powietrzu, stwarzają złudzenie życia. Pytamy jedyną żywą istotę na tej uliczce - zegarmistrza, wystającego przed sienią małego domku drewnianego - co można zobaczyć w Pabianicach?

- Jo wim? - pada odpowiedź. Zdumionym i podejrzliwym okiem zegarmistrz bada obcych, którzy potrafią zadawać tak niemądre pytania.

Dokładniej informuje nas policjant, pilnujący niewiadomo czego na skrzyżowaniu dwóch sennych uliczek. Na to samo pytanie policjant odpowiada:

- Zamek. Historyczny budynek. Wybudowany jeszcze za Kazimierza Starego (?). Ale teraz mieści się tam magistrat i obejrzeć go nie można.

Informator nasz pomieszał, zdaje się, króla Zygmunta z królem Kazimierzem. Mimo to znajomością historii miasta pochwalił się skromny policjant pabianicki.

Dalsza wędrówka przez miasto wiedzie obok olbrzymich gmachów przędzalni. Nieco większy ruch w tych stronach. Na balkonach wysiadują piękności tutejsze, sennie i melancholijnie obserwujące rzadkich przechodniów.

Wracamy do punktu wyjścia - Rynku Targowego. Kilka obłachanych dorożek, zaprzężonych w jasno-kościste szkapy, tkwi pod studnią. Dwa niemożliwie rozklekotane autobusy, o dźwięcznej nazwie Jaskółki i Wygody, gotują się do codziennej podróży do Łasku”.

 

Ależ tu cuchnie!

Dziesięć lat później, w maju 1937 roku, Pabianice oglądał i obwąchiwał redaktor dziennika „Echo”. Oto fragmenty jego relacji: „Wszyscy tu obserwują nowe zjawisko. Codziennie między godzinami szóstą a siódmą wieczorem w samym centrum miasta, wzdłuż alei spacerowych od mostu do kościoła ewangelickiego przy Zamkowej, ze wszystkich zakratowanych otworów kanalizacyjnych wydobywają się chmury smrodliwej pary, pochodzącej - jak nam komunikują - z oddziału blichowego firmy Krusche i Ender.

Jakim sposobem cuchnąca para fabryczna przenika do miejskich kanałów ulicznych, nie wiadomo. Dość, że przechodnie codziennie otoczeni są mniej lub więcej - zależnie od natężenia robót w fabryce – gęstymi chmurami pary, obrzydzającej przebywanie w tym punkcie miasta.

Widzą i czują to władze miejskie i policyjne, lecz jakoś zaradzić temu nie mają siły. Nasuwa się tutaj przypuszczenie, że gdyby premier Składkowski o tej porze przyjechał do Pabianic, niechybnie zawróciłby w obawie przed zatruciem złą wonią pary fabrycznej”.

 

Jak tu pięknie!

Jedenaście lat później nad Dobrzynkę zjechały aż dwie ekipy dziennikarzy. Zaprosiły je władze miasta i powiatu łaskiego, do którego należały Pabianice. W „Głosie Porannym” z 1 listopada 1938 roku swe wrażenia opisał redaktor G. Wagner z Łodzi – niegdyś uczący się w pabianickiej szkole średniej, do której codziennie dojeżdżał tramwajem.

„Muszę stwierdzić, że omal miasta nie poznałem” – chwalił red. Wagner. „Za moich uczniowskich czasów tramwaj docierał tylko do ratusza, główna ulica była fantastycznie wyboista i pełna błota, park tragicznie zaniedbany – dawał wprawdzie przytułek przygodnym parkom, ale za miejsce publicznego wypoczynku uchodzić nie mógł.

Teraz miasto imponująco się rozrosło, jezdnie i chodniki doprowadzono do wzorowego porządku, w parku czyściutko i nadzwyczaj estetycznie. Domy śmieją się świeżością do przechodniów, a niektóre ulice mogą wprost służyć za wzór miastom zachodnim”.

Dziennikarzy zaprowadzono do wytwórni żarówek „Osram” przy ul. Grobelnej. Red. Wagner opisał to tak: „Przekonaliśmy się naocznie, w jak cudowny sposób z rurek szklanych i drucików powstają niemal w mgnieniu oka żarówki najróżniejszej mocy, wielkości i kształtu. Technika doszła rzeczywiście do niebywałych wyżyn. Wspaniała fabryka produkuje dziennie kilkadziesiąt tysięcy żarówek.

Zastrzeżenia budzą jedynie płace kobiet zatrudnionych w tych zakładach. Płaca początkowa wynosi 3 i pół złotego za 8-godzinny dzień pracy. Przy czym jest to praca wymagająca wielkiego wysiłku, nie lada zręczności i wytężenia uwagi. Większość pracownic stanowią maturzystki. Wykwalifikowane starsze robotnice docierają po dłuższym czasie do płacy w wysokości 6 zł dziennie”.

 

Kwitnące miasto

Obserwacje i wrażenia drugiej ekipy dziennikarzy zwiedzających Pabianice opisał w „Ilustrowanej Republice” red. Jan Wojtyński: „Miasto liczy około 52.000 mieszkańców w tym 72,3 proc. Polaków, 17,8 proc. Żydów, 9,8 proc. Niemców. Działalność samorządu miejskiego wyraża się w prowadzeniu szkolnictwa powszechnego, szkoły dokształcającej dla rzemieślników, udzielaniu pomocy stypendialnej dla młodzieży szkolnej oraz prowadzeniu czytelni i biblioteki. Uboga dziatwa szkolna korzysta z bezpłatnej kąpieli i podręczników szkolnych.

Liczba zarejestrowanych bezrobotnych dochodź do 4.000.

Roboty sezonowe, dając zatrudnienie bezrobotnym, umożliwiają miastu prowadzenie inwestycji. W okresie od 1935 roku do 1938 roku przy pomocy robót sezonowych zbudowano 18,66 km nowych ulic, przebudowano 16,77 km istniejących ulic, zbudowano 52 km chodników z płyt betonowych, wykonano dwa mosty żelazo-betonowe po 10 m, odwodniono 13 ulic kanałami krytymi na długości 3,5 km, zbudowano nowy rynek, zregulowano rzekę na długości 10 km, zbudowano strzelnicę i boisko sportowe, targowicę zwierzęcą z częściowym zabrukowaniem, rozpoczęto budowę kanalizacji, wykonano 3.000 m kolektora głównego, urządzono 100 ogródków działkowych o powierzchni 300 m. kw. każdy”.