ad

Sprzedawane w Pabianicach gazety pisały: „Na jednego lekarza przypada każdego dnia z górą 50 wizyt u chorych. Przemęczeni lekarze zarażają się grypą od chorych i równie szybko umierają. W Pabianicach brakuje ze 40 lekarzy. Liczne są przypadki śmiertelne wśród dzieci. Daje się zauważyć, że ludzie uciekają z miasta na wieś. Wakacje dla uczniów szkół przedłużono do listopada”.

Kto w 1918 roku zaraził się zabójczą grypą, ten szybko tracił siły, majaczył, rzęził, pluł krwią, dusił się i tracił przytomność. Po kilku dniach zazwyczaj umierał. Lekarze nie mieli pojęcia, jak walczyć z tą chorobą. Zarażonym przepisywali napotne herbatki i środki przeczyszczające. Zalecali pić dużo mleka i wietrzyć mieszkania. Nie skutkowało.

Dopiero w październiku 1918 roku, gdy umierały całe rodziny, uznano grypę za „chorobą poważną”. Władze sanitarne wydały instrukcje dla chorych, pisząc o grypie, że: „Nie należy jej lekceważyć, lecz po zapadnięciu na te nieszczęsne choróbsko, pozostać w łóżku aż do zupełnego wyzdrowienia, gdyż łatwo następuje recydywa, czyli poważne zachorzenie”. Nie wiedziano jeszcze, że „hiszpanka” wywołuje krwotoczne zapalenie płuc, co zwykle kończy się zgonem.

Do Pabianic, gdzie latem 1918 roku grypa zbierała śmiertelne żniwo, przywieziono plakaty z rysunkami i ostrzeżeniami. Były to instrukcje, co robić, by nie zachorować. Nakazywano zakrywać nos chusteczką podczas kichania, unikać przebywania w tłumie ludzi, kilka razy dziennie płukać usta. Policjanci karali mandatami tych przechodniów, którzy spluwali na ulicę. Plakaty z zaleceniami dla ludności rozlepiano na ścianach kamienic.

Umierali bez wyjątku: mieszczanie, bezrobotni i fabrykanci, aptekarze, listonosze, kolejarze, sklepikarze, księża. W 1918 roku grypa zwana „hiszpanką” uśmierciła blisko 100 milionów ludzi, głównie w Europie. Chorowało trzy razy więcej.

Śmierć fabrykanta

Grypa nie oszczędziła zamożnych. 23 grudnia 1918 roku zmarł potężny pabianicki przemysłowiec Oskar Kindler – spadkobierca wielkich zakładów włókienniczych na prawym i lewym brzegu Dobrzynki. Kindler, który z rodziną mieszkał w pałacu koło Ksawerowa, zachorował w Warszawie. Pojechał tam jako przedstawiciel Rady Stanu, by bronić handlowych interesów Królestwa Polskiego. Podczas spotkania z władzami kraju zasłabł, stracił przytomność i wkrótce zmarł w szpitalu. Miał 62 lata. Tymczasowo pochowano go katakumbach – by nie rozsiać wirusa podczas transportowania zwłok do Pabianic.

Choć w nekrologach Oskara Kindlera słowem nie wspomina się o grypie „hiszpance”, przeczytamy tam wzmiankę, że przemysłowiec zmarł na „ciężką chorobę w szybkim tempie”. Tak opisywano wówczas skutki straszliwej „hiszpanki”.

W tym czasie w Warszawie drukowano sporo nekrologów podobnej treści. Rzadko używano na nich sformułowania „grypa”. Pisano raczej: „zmarł po krótkich, lecz ciężkich cierpieniach”. Gazeta „Kurier Warszawski” donosiła m.in. o „krótkich cierpieniach i śmierci” 26-letniej hrabiny Tyszkiewiczowej z Potockich. Dlaczego tak enigmatycznie? Bo władze obawiały się wybuchu paniki.

Prasowy nekrolog fabrykanta Kindlera. fot. ze zbiorów Romana Kubiaka

Skąd to zaraza?

Nad Dobrzynkę grypę przywlekli pruscy żołnierze, którzy „złapali” ją na frontach pierwszej wojny światowej. Niemców zarazili Amerykanie (prawdopodobnie z Filadelfii, gdzie wykryto pierwsze źródło zabójczej grypy). To w USA, a nie w Hiszpanii, jak wówczas uważano, wykluł się wirus, który wraz z 900 zarażonymi amerykańskimi żołnierzami na transportowych statkach dopłynął do walczącej Europy. Tutaj wirus gwałtownie się rozprzestrzenił, pochłaniając więcej śmiertelnych ofiar niż wojna światowa na wszystkich jej frontach. Hiszpania, której niesłusznie przypisano role matecznika epidemii grypy, była nielicznym krajem, który nie cenzurował informacji o tej chorobie.

Lekarze długo nie wiedzieli, co jest przyczyną epidemii.

W grudniu 1918 roku sprzedawany w Pabianicach dziennik „Rozwój” pisał: „W wiedeńskich kołach lekarskich powstała zupełnie nowa teoria powstania hiszpanki. Według tej teorii hiszpanka nie jest chorobą zakaźną lecz jedynie masową, wywołaną zatruciem atmosfery ziemskiej przez używanie do walk zatrutych gazów”. Równie szybko rozprzestrzeniały się plotki, że chorobę wywołały niemieckie okręty podwodne, celowo wyładowane śmiercionośnymi zarazkami.

To już pandemia

Umęczone miasto

Zanim „hiszpanka” dotarła do Pabianic, nasze miasto przeżyło już epidemię tyfusu i plagę chorób wenerycznych. Zmarło kilka tysięcy pabianiczan. Nad Dobrzynka były wtedy dwa szpitale. W szpitalu miejskim leczono choroby zakaźne. Była tam komora dezynfekcyjna i zakład kąpielowy – do odkażania zarażonych tyfusem. To pomagało walczyć także z epidemią grypy.

„Hiszpanki” nie nazywano „hiszpanką”. Z wykazów chorych leżących w pabianickim szpitalu pod koniec 1918 roku wynika, że grypę wykryto u zaledwie kilkunastu pacjentów. Mimo to codziennie umierało wielu chorych, a lekarze nie podawali przyczyn zgonów.

Wśród zarażonych „hiszpanką” śmiertelność sięgała 10 procent. Ilu pabianiczan zmarło na grypę? Bardzo trudno to dziś ustalić, bo 100 lat temu nie dbano o dokumentację. Wiadomo jedynie, że w całym 1918 roku zmarło blisko 1.200 mieszkańców naszego miasta, a rok później – 1.132. W archiwalnych księgach sanitarnych zachowała się wzmianka o epidemii nad Dobrzynką, która zabrała wiele istnień ludzkich. Jednak brak jest szpitalnych i lekarskich statystyk.

Rok później w księdze sanitarnej Pabianic z 1919 roku napisano: „Wygasa epidemia tyfusu i ostrej grypy panosząca się w latach 1916, 1917 i 1918. Walka z chorobami zakaźnymi przeprowadzana jest za pomocą szczepień ochronnych, izolacji chorych oraz dezynfekcji mieszkań i rzeczy”.

W tych samych księgach sanitarnych znajdziemy informację, że za sprawą chorób i głodu liczba liczby zgonów w powojennych Pabianicach była rekordowa - niemal trzykrotnie wyższa od liczby urodzin.

Podczas epidemii „hiszpanki” nad Dobrzynką działały dwa ambulatoria. Udzielały one pomocy lekarskiej ubogim mieszkańcom Pabianic. Chorych wciąż przybywało. Od kwietnia 1917 roku do kwietnia 1918 roku lekarze i felczerzy udzielili pomocy 4.444 pabianiczanom.

 

Bunt karawaniarzy

Na „hiszpankę” umierali przeważnie ludzie młodzi i w wieku średnim. Wcześniejsze odmiany  grypy zabierały przeważnie dzieci i starców. Tymczasem podczas epidemii „hiszpanki” liczba zgonów osób młodych czterokrotnie przekraczała liczbę zgonów starszych. Jaki był tego powód? Dopiero po wielu latach ustalono, że u osób młodszych i silniejszych reakcja układu odpornościowego na zakażone płuc była tak mocna, że… niszczyła płuca.

W szczytowym okresie epidemii grypy „hiszpanki” nie nadążano z pochówkami. Zmarłych grzebano od świtu do późnych godzin nocnych. W grudniu 1918 roku zastrajkowali karawaniarze. Dziennik „Kurier Polski” pisał, że sekcja wynajmu wózków zażądała podwyżek wynagrodzeń - do 22 marek na dwóch ludzi.

Epidemia „hiszpanki” zaczęła wygasać w drugiej połowie stycznia 1919 roku. Lokalna prasa pisała: „Chorych nie przybywa. W szpitalu ruch jest mniejszy. Władze szkolne przymierzają się do zgody na rozpoczęcie zajęć z uczniami”. Nie sposób dziś ustalić liczby ofiar epidemii, gdyż nie prowadzono wówczas skrupulatnych rejestrów chorych.

Druga fala grypy nadciągnęła do Pabianic latem 1919 roku, lecz nie była już tak groźna jak pierwsza. O trzeciej fali mało kto wspominał w medycznych zapiskach, gdyż nie pociągnęła ofiar śmiertelnych. Zauważono wówczas, że ludzie, którzy przeżyli „hiszpankę” z końca 1918 roku, stali się nadzwyczaj odporni na grypę.

Śmiertelność zakażonych wirusem szalejącym w 1918 roku daje "hiszpance" poczesne miejsce na czarnych kartach historii ludzkości. Jak dotąd żaden wirus grypy nie zebrał tak obfitych żniw jak wirus „hiszpanki”.

Roman Kubiak

współpraca: KG, AA

 

PRZECZYTAJ INNE ARTYKUŁY TEGO  AUTORA:

100 milionów dolarów czeka na pabianiczanina!

Gdy pabianiczanie płynęli do Brazylii. Za chlebem

Jak szynka z Pabianic podbiła Stany Zjednoczone

Będzie wymiana pieniędzy: za 100 starych złotych - tylko 1 zł

Swawolny Dyzio z Pabianic rodem. Kto to taki?