„W Pabianicach rozegrał się wczoraj niezwykły, krwawy dramat” – 26 sierpnia 1937 roku napisała „Ilustrowana Republika”. „Około godziny pierwszej po południu z parterowego okna lokalu centrali telefonicznej PAST (Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej) przy ul. Zamkowej wyskoczył jakiś młody człowiek. Brocząc obficie krwią i słaniając się na nogach, biegł w stronę pabianickiego magistratu.

Po chwili z bramy budynku wybiegł drugi mężczyzna, w średnim wieku. Widok rannego zaniepokoił wielu przechodniów oraz policjanta. Ujrzawszy posterunkowego, człowiek, który wybiegł z bramy - strzelił do siebie dwukrotnie, niegroźnie okaleczając czoło i policzek.

Na ulicy zatrzymano obu. Pierwszym - młodszym i bardzo ciężko rannym, jest 33-letni Juliusz Angelus, elektrotechnik PAST-y, zamieszkały przy ulicy Narutowicza. Człowiekiem, który nieudolnie próbował odebrać sobie życie strzałami z rewolweru jest rzeźnik Józef Łacina, liczący lat 45, zamieszkały przy ul. Moniuszki 21, ojczym Angelusa”.

Postrzelonego Juliusza Angelusa natychmiast zawieziono do szpitala. Mocno krwawił. Lekarze stwierdzili rany postrzałowe w płucach, sercu i nodze. Stan pacjenta ocenili jako bardzo ciężki – wręcz beznadziejny.

Pięć dni później dziennik „Orędownik” doniósł: „W szpitalu Ubezpieczalni Społecznej w Pabianicach zmarł Juliusz Angelus, lat 33, ofiara krwawej tragedii rodzinnej w gmachu PAST-y. Śp. Angelus osierocił małoletnie dziecko i żonę w poważnym stanie.

Sprawca tej krwawej zemsty, Józef Łacina, odstawiony został przez policję do aresztu w Łodzi przy ulicy Kopernika. Grozi mu kara do 15 lat ciężkiego więzienia”.

 

O co poszło?

W śledztwie wyszło na jaw, że powodem zabójstwa była chciwość rzeźnika Łaciny. „Zbrodnia miała za tło długotrwałe spory majątkowe” – dał dziennik „Republika”. Chodziło o majątek po zmarłym przed wieloma laty znanym pabianickim rzemieślniku Angelusie – właścicielu zakładu masarskiego, sporego placu i dwupiętrowej kamienicy w centrum miasta.

Angelus zmarł przedwcześnie, zostawiając żonę i troje nieletnich dzieci. Najstarszym dzieckiem masarza był syn, Juliusz. Po śmierci ojca Juliusz pomagał mamie prowadzić rodzinną wędliniarnię. Ciężko pracował, choć nigdy nie zamierzał być masarzem.

Tymczasem o rękę urodziwej i zamożnej wdowy po Angelusie starało się kilku pabianiczan. W tym dwóch masarzy. Wdowa wybrała najmłodszego absztyfikanta – rzeźnika Józefa Łacinę, uchodzącego w Pabianicach za hultaja i pijaka. Małżeństwu z hultajem sprzeciwiały się wszystkie dzieci Angelusowej. Ale wdowa dopięła swego i wyszła za przystojnego Łacinę. Niedługo potem gorzko tego pożałowała.

Józef Łacina rządził się w masarni Angelusów jak na swoim. Sporo pieniędzy ze sprzedaży wędlin przehulał. Widywano go w łódzkich restauracjach i barach, gdzie zabawiał się z panienkami przy obficie zastawionych stołach.

„Gdy dzieci Angelusów doszły do pełnoletniości, troje pasierbów Łaciny zażądało działu” – pisały gazety. Józef Łacina stanowczo się temu sprzeciwił. Twierdził, że to jemu należy się największa część majątku Angelusa – masarnia oraz pokaźne procenty w cennej nieruchomości. Wynajął adwokata, który przygotowywał stosowne dokumenty dla sądów.

Najczęstsze spory majątkowe Łacina prowadził z 33-letnim Juliuszem Angelusem. Syn zmarłego masarza był już wtedy technikiem na własnym utrzymaniu, lecz z ojcowizny zrezygnować nie zamierzał.

W dniu zbrodni Łacina wszedł do budynku do PAST-y, wywołał na korytarz pasierba zatrudnionego tam w charakterze montera centrali telefonicznej i zwymyślał go od złodziei. Młody Angelus nie pozostał mu dłużny. Krzyczał, że Łacina jest chciwą kanalią i wstrętnym pijakiem, że zmarnował życie matce Angelusa.

Po kilku minutach awanturę przerwała urzędniczka PAST-y, wzywając montera do pilnej naprawy sieci telefonicznej. Wtedy to Józef Łacina wydobył spod płaszcza niemiecki rewolwer i zasypał pasierba ostrymi kulami. Jak się później okazało rewolwer i amunicję kupił miesiąc temu od łódzkich rzezimieszków.

 

Nie chciał zabić?

„Oskarżony do winy się nie przyznał” – pisała „Ilustrowana Republika” z 14 grudnia 1937 roku. „Przed sądem okręgowym zeznał, że nie zamierzał zabić pasierba. Strzelił do niego, bo tamten go obraził.

Rozprawie przewodniczył sędzia Wiśniewski. Oskarżał prokurator Ściborek. Powództw o cywilne o 100 złotych wnosił w imieniu adwokat Chądzyński z Pabianic.

Józef Łacina został skazany na 6 lat wię­zienia za zabójstwo w stanie afektu”.