Załogę tego Łosia udało się uratować. Kiedy we wrześniu 1939 roku, podobnie jak cztery inne samoloty 12. eskadry, strącony przez Niemców Łoś runąl na ziemię, mieszkańcy Dłutowa i okolic nie byli obojętni. Dwóch mężczyzn uzbrojonych w kamienie pobiegło w kierunku wraku.

- Wujek i jego kolega myśleli, że to Niemcy, dlatego dla obrony wzięli kamienie - opowiada Tadeusz Szymak, krewny jednego z bohaterów. - Później ludzie krzyczeli: "Ratujcie ich, to nasi!". Wtedy rzucili kamienie i wyciągnęli obu pilotów z wraku samolotu.

Chwilę później wrak wybuchł. Piloci przeżyli.

Niestety, na uroczystościach związanych z odsłonięciem nietypowego pomnika zabrakło bohaterów. Jeden z nich ma dziś ponad 90 lat i mieszka w Kanadzie. Drugi już nie żyje. Byli za to ich krewni, władze gminy Dłutów i Pabianic.

Pomysłodawcą rekonstrukcji Łosia był pilot LOT - Wojciech Tomaszewski. Rekonstrukcji podjął się amator w kwestii samolotów - Jan Rybak. Łoś złożony jest z części podobnych do latających maszyn, bo oryginalne się nie zachowały. Wyglądem przypomina tego, który spadł w lesie w Dłutówku we wrześniu 1939 roku. Szczególną frajdę z możliwości oglądania samolotu miały dzieciaki.

Obok pomnika stanął pamiątkowy obelisk ze zdjęciami pilotów, którzy zginęli w podobnych katastrofach w pobliżu Dłutowa.