Eksplozje słychać m.in. w okolicach Kijowa. Około 20 kilometrów od stolicy Ukrainy przebywa Svetlana Kosenchuk, nauczycielka wychowania fizycznego ze Szkoły Podstawowej nr 3. Do rodzinnego domu pojechała w czasie ferii zimowych, by spotkać się z bliskimi i załatwić kilka spraw.

- To dramat. Dzisiaj (24 lutego - przyp. red.) obudziłam się o godz. 5.25, usłyszałam syrenę w niebie o 5.38. To był wybuch, było niebezpiecznie – opowiada.

Pabianicka nauczycielka nie wie jeszcze, czy będzie miała możliwość normalnie wrócić do Polski. Boi się o siebie i bliskich.

- Tu jest panika, są straszne korki, kolejki w aptekach – opowiada.

Nad dachem jej rodzinnego domu wciąż latają wojskowe helikoptery, jeden za drugim.

Informacje o ostrzałach i wybuchach docierają z różnych ukraińskich miast. Jak informują media, Rosjanie zaatakowali m.in. jednostki wojskowe wojsk ukraińskich, ale ucierpieli również cywile. Liczba ofiar śmiertelnych wciąż rośnie.

Obywatele Ukrainy w popłochu uciekają przed rosyjskimi bombami. Zdjęcia i filmy zamieszczone w internecie pokazują, jak ich auta jadące zderzak w zderzak kierują się w stronę granic kraju. Inni stoją w długich kolejkach do bankomatów i w sklepach, by zrobić jak największe zapasy żywności.