Klasa Henryka Kurasiewicza  w SP 5 liczy 22 uczniów. Aż szesnastu jego podopiecznych urodziło się w 2006 roku.

- Najczęstszą obawą rodziców sześciolatków jest troska o ich bezpieczeństwo w szkole – mówi matka jednego z nich. - W końcu w jednym budynku muszą funkcjonować obok siebie 12-latkowie i połowę młodsze, często nieporadne maluchy.

Rodzice nie bez obaw puszczali dzieci tak wcześnie do szkoły. Martwili się, czy ich pociecha poradzi sobie w toalecie, w szatni, czy starsi koledzy nie zrobią krzywdy.

- Dzieci są w szkole bezpieczne – uspokaja pan Henryk, wychowawca pierwszej klasy w SP 5. - Obowiązkiem nauczycieli klas pierwszych jest bezpieczne zaprowadzenie grupy do szatni po skończonych lekcjach, dlatego wychodzimy z sali minutę przed dzwonkiem. Nie ma wtedy ryzyka, że będziemy przechodzić przez korytarz pełen uczniów klas starszych.

Pan Henryk, jak tata lub mama, pomaga przy zakładaniu kurtki i butów. Czeka, aż wszystkie dzieci z jego klasy się ubiorą. Dopiero wtedy resztę klasy prowadzi na świetlicę lub na stołówkę. Większość rodziców nie może odebrać dziecka tuż po lekcjach, czyli o godz. 11.30. Dlatego niemal cała klasa idzie na świetlicę.

- Ale świetlica to nie jest zło konieczne – mówi jedna z mam. - Mają tu klocki, puzzle, gry planszowe, samochodziki, lalki. Jak zabawa się znudzi, oglądają bajkę na dvd. Opiekunowie ze świetlicy organizują zajęcia plastyczne, czytają bajki, pomagają w odrabianiu lekcji. Moje dziecko czasami przebywa tam aż do godziny 17.00.

- Jak ktoś jest zmęczony, to na świetlicy są poduszki – opowiada 6-letni Oluś. - Można sobie poleżeć.

Jeśli dziecko odrobi lekcje na świetlicy, w domu może poświęcić cały czas na zabawę i odpoczynek.

- Ale nie tylko na świetlicy można się bawić – mówi pan Henryk. - Nie ma takiej możliwości, zwłaszcza w pierwszych miesiącach nauki, żeby 22 zupełnie różnych dzieciaków wysiedziało 45 minut w pełnym skupieniu.

Dlatego w sali lekcyjnej są zabawki, jest dywan.

- I właśnie na tym dywanie siedzieli moi uczniowie podczas pierwszych lekcji – mówi wychowawca. - Bywało i tak, że włączałem im muzykę. Teraz, kilka miesięcy później, chętnie już siedzą w ławkach i chodzą do tablicy.

Zajęcia w klasach pierwszych muszą być zróżnicowane, żeby dzieci się nie nudziły. Bywa, że w czasie jednej lekcji uczniowie ćwiczą pisanie, a po chwili przechodzą do rysowania i wycinanek.

- Musimy sobie jakoś radzić – dodaje nauczyciel. - Jedne dzieci potrzebują na przerwach się wybiegać, inne chcą chwili świętego spokoju i trzeba im to zapewnić. Dlatego moi uczniowie na każdej przerwie mają dostęp do zabawek.

A co jeśli dziecko nie potrafi się szybko zaaklimatyzować w nowych warunkach, płacze i każdego ranka kurczowo trzyma się mamy?

- Trzeba zrozumieć i dać mu czas – tłumaczy pan Henryk. - Jeśli rozmowy z dzieckiem nic nie zmienią, czasami trzeba wpuścić na lekcję mamę czy babcię. Obecność bliskich przynosi rezultaty.

Metody pana Henryka dały dobre efekty.

- Raczej wszystkie dzieci z grupy sześciolatków powinny zdać do drugiej klasy – mówi wychowawca o swojej klasie.

Zdarza się, że rodzice zapisują pociechę do pierwszej klasy ze względów finansowych. W przedszkolu darmowych jest 5 godzin. Za każdą dodatkową trzeba zapłacić 2,50 zł. Do tego trzeba płacić za posiłki. A w szkole nie płaci się czesnego, bo nauka jest darmowa. W praktyce najbardziej kosztowny jest wrzesień. Zestaw podręczników dla pierwszoklasisty to wydatek 300–350 zł na dwa semestry. Do tego trzeba doliczyć zeszyty, przybory szkolne, tornister, kapcie, strój na wychowanie fizyczne. Na początku roku szkolnego trzeba zapłacić ubezpieczenie, ok. 50 zł. Drugie 50 zł idzie na Radę Rodziców.

- Jeśli dochód w rodzinie nie przekracza 456 zł netto na osobę, należy się dziecku stypendium w kwocie około 100 zł miesięcznie na cele szkolne – mówi Waldemar Boryń, naczelnik Wydziału Edukacji, Kultury i Sportu. - Można wydać to na przybory szkolne bądź zajęcia dodatkowe. Wnioski są do porania w szkołach i w wydziale.

W Pabianicach nie działają oddziały zerówkowe w szkołach, chociaż wielu rodziców i nauczycieli uważa takie rozwiązanie za najlepsze.

- To by było duże zamieszanie administracyjne – tłumaczy naczelnik. - W szkołach jest inna organizacja pracy, są dzwonki. Trudno by było to zorganizować. Zerówki w przedszkolach wystarczą.

Mimo to sześciolatków w pierwszych klasach jest mniej niż siedmiolatków.

- Często słyszę, że zabrałam dziecku dzieciństwo – mówi mama. - A przecież moje dziecko nie narzeka na brak zabawy czy nadmiar obowiązków. Lubi chodzić do szkoły.

To prawda, że część dzieci w wieku sześciu lat nie jest gotowa pod różnymi względami na podjęcie nauki. Ale niektóre swoimi zdolnościami biją na głowę niejedno starsze dziecko.

- Decyzję o puszczeniu syna wcześniej do szkoły podjęliśmy kiedy jeszcze w 2012 ustawowo wszystkie sześciolatki miały iść do szkoły – tłumaczy Igor, tata Aleksandra. - Później rozważaliśmy z żoną zostawienie syna w przedszkolu, do czasu, aż jego nauczycielka określiła nasze dziecko mianem przeciętniaka. Wtedy nasz syn znał większość liter, potrafił liczyć i chętnie uczył się wierszyków. Wiedzieliśmy, że z takim podejściem kadry do naszego dziecka pozostawienie go w przedszkolu mija się z celem.

Nauczyciel przedszkola odpowiedzialny za dzieci w wieku od 3 do 6 lat musi mieć porządne przygotowanie zawodowe. Trudno dziś spotkać w przedszkolu wychowawcę bez tytułu magistra.

- Ja akurat w swojej placówce kładę na to ogromny nacisk – potwierdza Ewa Ogińska, dyrektorka Przedszkola Miejskiego nr 5. - Jestem pewna, że wśród mojej kadry znajdą się osoby z lepszymi kwalifikacjami niż nauczyciele szkolni.

Najczęstszym stereotypem dotyczącym przedszkola, panującym wśród rodziców, jest przekonanie, że 6-latek będzie powtarzał „zerówkę” i w efekcie nie zrobi kroku naprzód.

- Nieprawda – wyjaśnia pani Ewa. - Nauczyciele znają swoje grupy, wiedzą nad czym jeszcze trzeba popracować i tak dobierają program w kolejnym roku, żeby poszerzać wiedzę podopiecznych i lepiej przygotować ich do szkoły.

Obecnie w klasach pierwszych jest 106 sześciolatków na 497 pierwszoklasistów. Rok wcześniej było ich więcej, bo aż 159.

- Ja nie puściłam mojego syna rok wcześniej do szkoły – mówi Agnieszka, mama 7-letniego Kuby. - Nie żałuję, bo ten rok dużo zmienił. Kubuś dojrzał i dopiero teraz jest na sto procent gotowy na nowe obowiązki.