Radni miejscy zamierzają rozpatrywać propozycję nazwania mostu przy Zamku imieniem Karola Niczego – laureata Konkursu Chopinowskiego. A co wspólnego z mostem ma ten wybitny muzyk z Pabianic rodem? Może warto wziąć pod uwagę, że także z Pabianic pochodził twórca najpiękniejszych mostów w Petersburgu, Tallinie, Warszawie, Krakowie, Płocku, Włocławku. Mowa o prof. Andrzeju Pszenickim (1869-1941) – rektorze Politechniki Warszawskiej. Jak dotąd ów wybitny konstruktor nie doczekał się w Pabianicach nawet tabliczki na skwerku.

 

ANDRZEJ PSZENICKI – konstruktor mostów, rektor Politechniki Warszawskiej:

Nim zaprojektował najpiękniejszy most w Petersburgu, nim skonstruował stalową przeprawę przez Wołgę, Niemen i Wisłę w Krakowie, godzinami mógł się przyglądać, jak dwanaście koni ciągnie ogromny parowy kocioł ku bramie pabianickiej fabryki Kruschego i Endera. Gdy niecodzienny zaprzęg osiągnął brzeg rzeki, wtaczając się na drewniany most, z pobliskiej szkoły elementarnej wybiegali zaciekawieni chłopcy, wśród nich Andrzej. Z zachwytem obserwowali drewniane przęsło uginające się pod ciężarem wielkiego kotła i tuzina potężnych koni. Stary most trzeszczał, pojękiwał, sypał trocinami. „Marzyło mi się zbudowanie żelaznego mostu na Dobrzynce, solidnego i harmonijnego zarazem” – ponad pół wieku później Pszenicki napisze we wspomnieniach.

***

Na świat przyszedł późną jesienią 1869 roku o godzinie trzeciej po południu w pobielonej chałupie na skraju szybko rozrastających się Pabianic. Do miasteczka pod czerwonymi kominami fabryk tłumnie ciągnęła wtedy wiejska biedota, wabiona zarobkami po dwunastogodzinnej pracy przy krosnach. Rodzice dali chłopcu imię Andrzej i ochrzcili w parafialnym kościele św. Mateusza, odbierając z rąk księdza Romana metrykę numer 384/1869. Do chrztu trzymała Teodozja Józefowicz z Leonem Malinowskim.

Ojciec Andrzeja, niepiśmienny włościanin Paweł Pszenicki, świeżo uwłaszczony przez carski urząd, orał pięciomorgowe poletko pod miastem. Plonów nie wystarczało dla dużej rodziny na przetrwanie zimy. Aby wykarmić gromadkę dzieciaków, od jesieni Paweł pytał o robotę w warsztacie tkackim Finkelsteina, u kowala Manickiego albo w zagrodach zamożniejszych sąsiadów. Matka Andrzeja, pięć lat młodsza od męża Monika z Przedmojskich, gotowała, prała, wychowywała dzieciaki i doiła jedną krowę.

Około 1882 roku do drzwi pobielonej chałupy Pawła i Moniki zastukał nauczyciel Jankowski. Chodziło o Andrzeja. Bakałarz katolickiej szkoły elementarnej przy Starym Rynku przyszedł prosić Pszenickich, by dali szansę wybitnie zdolnemu synowi, którego uczył od lat trzech. Sam zaofiarował się starać o gimnazjalne stypendium dla chłopca.

Kiedy znad Dobrzynki wyruszał w świat, Andrzej niósł parę świeżo wyreperowanych butów, jedne portki, dwie koszule i kapotę spakowaną w kuferku kupionym na targu przy św. Mateuszu. Po naukę maszerował do męskiego gimnazjum w stolicy guberni, Piotrkowie. Właściwie to drugie pół drogi maszerował, a pierwsze jechał furmanką powożoną przez tatę.

Zamieszkał w bursie wraz z dwudziestoma szkolnymi kolegami, pod skośnym dachem męskiej sypialni. Gimnazjaliści mieli tu zapewnione łóżko, łaźnię, pranie bielizny i regularne wizyty u doktora. Póki przy bursie nie było stołówki, żywili się u piotrkowskich gospodyń, płacąc im co miesiąc od pięciu do siedmiu rubli. Andrzej przywoził z domu ser, jajka i upieczone przez mamę ciasto drożdżowe. Przed lekcjami chłopcy dostawali szklankę gorącej herbaty z samowara i dwie pajdy chleba smarowanego masłem. Lekcje odrabiali przy naftowych lampach.

W czerwcu 1884 roku gubernialna gazeta „Tydzień” napisała o Andrzeju na pierwszej stronie w rubryce (sekcji) „Wiadomości bieżące”, donosząc: „Akt zakończenia roku szkolnego w piotrkowskim gimnazjum zaszczycił swą obecnością Pan Naczelnik guberni, JW Nikołaj Aleksandrowicz Zinowjew. Nagrody i pochwały otrzymali uczniowie: Sulmierzycki Jan, Migulin Bazyli, Knothe Herman, Petelman Abraham i Pszenicki Andrzej z klasy II b. Z ogólnej liczby 466 uczniów gimnazjum promocje do następnych klas dostało 294”.

***

Był piekielnie zdolnym młodzieńcem. Wraz ze świadectwem dojrzałości odebrał z rąk gubernatora złoty medal i rządowe stypendium imienia cara Aleksandra. Za 90 stypendialnych rubli rocznie osiemnastoletni chłopak mógł sprawić sobie bilet kolejowy trzeciej klasy do Petersburga i do spółki z trzema studentami wynająć pokój z jednym oknem przy rodzinie dorożkarza. Był 1887 rok. Imperium rosyjskim rządził Aleksander III Romanow, noszący też koronę króla Polski. W Paryżu rozpoczynano budowanie wieży Eiffla, a niemiecki wynalazca Emil Berliner opatentował gramofon.  

Na petersburskim uniwersytecie Pszenicki studiował matematykę i inżynierię, co zajmowało mu wystarczająco dużo czasu, by nie zdzierać zelówek na spacerach po mieście. Ojciec przysyłał z Pabianic najwyżej 20 rubli rocznie. Za mało, by w Boże Narodzenie lub Wielkanoc odwiedzić rodziców z rodzeństwem. Wieczorami Andrzej dawał korepetycje z matematyki leniwym synalkom brzuchatych rosyjskich kupców, kamieniczników i rewizorów.

Z dyplomem inżyniera konstruktora, opieczętowanym godłem miłościwie panującego cara, Polak dostał posadę w Zarządzie Miejskim Petersburga, jako projektant. Miał tam tkwić przez najmniej cztery lata, by odpracować carskie stypendium. Takich jak on w miejskim biurze uwijało się kilkudziesięciu. Pszenicki doglądał budowy 5 mostów kamiennych i 11 drewnianych. Półtora roku później nadzorował przebudowy 23 mostów stalowych i 4 zwodzonych, które musiały być wzmocnione, by pojechały po nich ciężkie elektryczne tramwaje – nowoczesne pojazdy kursujące ulicami stolicy Rosji. Polski inżynier pracował też przy moście Troickim (Kirowskim), jednym z najokazalszych w mieście. W 1902 r. wziął ślub z Anną Goldring. Córce dał imię Monika, jak się łatwo domyślić, po babci z Pabianic.

Szybko awansował. Po kilku latach kreślenia planów inżynier Pszenicki był już naczelnikiem biura technicznego, zarządzając sporą grupką podwładnych. Mając zaledwie 29 lat został naczelnym inżynierem Petersburga, czym wzbudził zawiść rosyjskich rywali aspirujących do tej posady. Wreszcie było go stać na odwiedzenie rodziców. Przyjechał w 1905 roku, akurat wtedy, gdy Pabianicami wstrząsnęły uliczne rozruchy, stłumione szablami carskich dragonów.

***

W 1908 roku Andrzej Pszenicki stanął do międzynarodowego konkursu na projekt zwodzonego Mostu Pałacowego przez Newę w Petersburgu. Jego koncepcja  była bardzo śmiała. Dwustupięćdziesięciometrowy Pałacowy miał pięć stalowych przęseł, ze środkowym przęsłem zwodzonym. Biegł tuż nad wodą, nie tykając przepięknej panoramy nabrzeża Newy. Pośrodku drewnianej jezdni projektant umieścił tor tramwaju konnego, a po bokach chodniki z poręczami. Wieczorem oświetlały go latarnie olejowe. Most wiódł do bram Pałacu Zimowego, który dziewięć lat później szturmem wezmą bolszewicy Włodzimierza Lenina. Na konkurs wpłynęły prace projektantów z kilku krajów Europy, ale dzieło Polaka było tak oszałamiające, że niezwłocznie pokazano je carowi.

Oczarowany pomysłem Mikołaj II powierzył Pszenickiemu budowę imponującej przeprawy przez Newę, mianując go naczelnym inżynierem. Po pięciu latach naczelny inżynier sprawdził wytrzymałość Pałacowego, obciążając most 34 ciężarówkami z ładunkiem 600 pudów na każdej. Pałacowy wytrzymał, stając się wspaniałą wizytówkę Petersburga.

Inżynier miał mnóstwo zamówień. Konstruował most przez Wołgę w Saratowie, przeprawy przez Wołgę koło Kazania, pod Symbirskiem i przez Mstę w Borowiczach. Rosyjskie uczelnie techniczne zabiegały o to, by uczył ich studentów. Pszenicki został profesorem zwyczajnym Instytutu Inżynierów Cywilnych w Petersburgu, największej w imperium rosyjskim wyższej szkoły technicznej.

***

Ciągnęło go do rodaków. Na niedzielne msze chadzał do petersburskiego kościoła św. Katarzyny, gdzie najchętniej modlili się Polacy. Matkę Urszulę Ledóchowską wspomógł w prowadzeniu internatu dla gimnazjalistek. Wraz z proboszczem Konstantym Budkiewiczem stanął w obronie polskiej szkoły, obwinianej przez carat o antyrządowe wystąpienia młodzieży i skazanej na zamknięcie. Dzięki swej pozycji i licznym znajomościom Pszenicki interweniował u samego premiera Piotra Arkadiewicza Stołypina. Premier najpierw upokorzył Polaka, każąc mu czekać dziewięć godzin przed drzwiami gabinetu, a później warunkowo zgodził się nie zamykać gimnazjum.

***

Gdy w Rosji rozszalała się krwawa bolszewicka rewolucja, wyobraźnia nakazała Pszenickiemu spakować kufry i czym prędzej opuścić Petersburg, z dnia na dzień przemianowany na Piotrogród. Konstruktor zaszył się w Estonii, zauroczonej swą młodziutką niepodległością. Przez dwa lata (1919-1921) odbudowywał mosty zniszczone podczas wojen z Prusakami i bolszewikami. W Tallinie opracował projekt stalowego mostu na granicznej rzece Narwie, biegnącego ku twierdzy wzniesionej przez Iwana Groźnego. Przęsło o gigantycznej rozpiętości 110 metrów robiło takie wrażenie, że narewski most przyjeżdżali oglądać inżynierowie z zachodniej Europy.

Niedługo potem z sąsiedniej Łotwy przyszła propozycja objęcia katedry na politechnice w Rydze. Władze młodego łotewskiego państwa kusiły Pszenickiego dobrze płatną posadą profesora nauk technicznych i pałacykiem z pięknym ogrodem, do wyłącznej dyspozycji. Pszenicki podziękował. Wolał wrócić do ojczyzny, gdzie po przejściu dwóch wojen w gruzach leżały mosty na Wiśle, Warcie, Bugu, Prypeci, Dniestrze i Niemnie.

Warszawa z wytęsknieniem oczekiwała przybycia światowej sławy konstruktora mostów. Rektor politechniki miał nadzieję, że profesor Pszenicki poprowadzi wykłady dla polskich studentów. Niebawem pabianiczanin objął (w 1921 roku) katedrę budowy mostów na Wydziale Inżynierii Budowlanej i Wydziale Inżynierii Lądowej. Kierował nimi do wybuchu drugiej wojny światowej.

Profesor doskonale wiedział, że odrodzonej Polsce potrzeba czegoś znacznie trwalszego i mocniejszego niż stalowe mosty. Na swym pierwszym spotkaniu ze studentami powiedział: „Młodzieży, idź w ślady naszych wielkich poprzedników i, oprócz mostów materialnych, buduj mosty duchowe nad ogromem przeszkód i rozbieżności w naszym społeczeństwie. Prawda, budowa tych mostów nie jest łatwa, lecz zaszczytna i godna ludzi silnych. Tymi mostami łącz społeczeństwo, a do budowy ich używaj materiału trwałego, którego nazwa – miłość ojczyzny. Zbudowany z tego materiału most będzie najtrwalszy. On zabezpieczy potęgę naszej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej”.

Nie odmawiał polskiemu wojsku, które po doświadczeniach wojny z bolszewikami chciało sprawniej budować przeprawy przez rzeki. Saperom ze stołecznej Oficerskiej Szkoły Inżynierii profesor Pszenicki objaśniał zasady stawiania lekkich drewnianych mostów na skarpach. Kursy budowlane, jakie prowadził w latach 1924-1936, gromadziły blisko dwustu saperów po maturze, podoficerów i oficerów. Profesor stanowczo protestował, gdy dowództwo armii próbowało mu wypłacić nauczycielską gażę.

***

Dwa lata później profesor Andrzej Pszenicki został dziekanem, a od 1929 roku piastował urząd rektora Politechniki Warszawskiej (do 1932 roku). Za sprawą ujmującego sposobu bycia i wyjątkowej życzliwości, studenci cenili i lubili wykładowcę, wybierając go prezesem Towarzystwa Przyjaźni Młodzieży Akademickiej. Corocznie w maju Pszenicki pielgrzymował ze studentami na Jasną Górę.

W grudniu 1930 roku profesor dał dowód cywilnej odwagi. Wraz z prorektorem Wojciechem Świętosławskim i kilkoma pracownikami naukowymi Politechniki Warszawskiej publicznie sprzeciwił się uwięzieniu posłów rozwiązanego Sejmu – działaczy lewicowych. Potępił nocne aresztowanie trzykrotnego premiera kraju Wincentego Witosa, legendarnego przywódcy powstania na Śląsku Wojciecha Korfantego i nauczyciela Norberta Barlickiego. „Nikomu nie wolno w ten sposób postępować z ludźmi, którzy tak samo jak Pan, lecz inną drogą zmierzają do utrwalania naszej Ojczyzny” – pisał w petycji do marszałka Józefa Piłsudskiego, który autoryzował listę więźniów twierdzy brzeskiej.

Gdy rok później na warszawskich uczelniach rozgorzały antyżydowskie ekscesy, rektor Andrzej Pszenicki przyjął delegatów akademickiej „Bratniej Pomocy”. Ta opanowana przez endeków agresywna organizacja studencka domagała się, by w salach wykładowych Politechniki Warszawskiej wyznaczyć oddzielne miejsca dla Żydów. Tak, by studenci żydowscy nie sąsiadowali z „prawdziwymi Polakami”. Ale rektor powiedział: „Nie!”. Za jego rządów na warszawskiej uczelni zgody na „getto ławkowe” nie było.

***

Pracował i na uczelniach, i w domu. Projektował most kolejowy przez Brdę na trasie Bydgoszcz-Gdynia, most pod Sandomierzem na Wiśle, kolejowo-drogową przeprawę imienia Legionów Piłsudskiego w Płocku (najdłuższą w Polsce), most na Niemnie w Grodnie i most Rydza-Śmigłego we Włocławku. Nad Wisłą w Krakowie rosło kolejne jego dzieło, tysiącdwustutonowy most Józefa Piłsudskiego (147 metrów długości), na które polski rząd zdecydował się wydać aż 5 milionów złotych.

Pszenicki dostawał mnóstwo rządowych zamówień. Zaprojektował 10 stalowych masztów (każdy o wysokości 165,5 m) transatlantyckiej centrali radiotelegraficznej na warszawskim Bemowie, hangary lotniska Okęcie, centralne warsztaty lotnicze w Dęblinie i stalową konstrukcję kolejowego Dworca Głównego w stolicy (wraz z wybitnym architektem Czesławem Przybylskim). Minister komunikacji powołał profesora na konsultanta resortu, Polski Związek Inżynierów Budowlanych wybrał prezesem, a prezydent RP odznaczył Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta.

Cieszył się sukcesami bratanka – inżyniera Leona Pszenickiego, także pabianiczanina, absolwenta szkoły handlowej nad Dobrzynką i studiów technicznych w Petersburgu. Leon z powodzeniem projektował mosty dla Polskich Kolei Państwowych.

W maju 1939 roku, gdy po Europie niosły się pomruki kolejnej niszczycielskiej wojny, profesor Andrzej Pszenicki nie wahał się ani przez chwilę. Swój majątek, 60 tysięcy złotych z honorariów za projekty mostów, przekazał na pożyczkowy fundusz obrony przeciwlotniczej RP. Była to fortuna, równowartość trzypiętrowej kamienicy w centrum miasta albo czterech amerykańskich limuzyn. Za pieniądze pożyczone od obywateli państwo polskie chciało kupować samoloty i przeciwlotnicze działa do obrony granic.

***

Hitlerowska agresja na Polskę zdruzgotała profesora. Do Warszawy, z której nie wyjechał, docierały informacje o wysadzeniu w powietrze „jego” mostów w Toruniu, Włocławku i Płocku. Gdy stolica skapitulowała, profesor oglądał zbombardowany Dworzec Główny. „Wszędzie, gdzie zapuszczę korzenie, dopada mnie wojna” – pisał. „Najgorsze jest jednak to, że nie wolno mi uczyć”.

Okupanci odmówili Pszenickiemu zgody na prowadzenie raz w tygodniu zajęć politechnicznych z teorii budowy mostów. Skonfiskowali podręczniki jego autorstwa, wywożąc książki do młyna w podwarszawskiej papierni. Spalili niedokończone plany zaplecza lotniska i zarekwirowali radioodbiornik. A wieści były coraz gorsze. Choćby ta, że odbudowany most im. Józefa Piłsudskiego w Toruniu hitlerowcy przemianowali na most im. Adolfa Hitlera.

Pszenicki działał w warszawskim komitecie pomocy społecznej, udzielając się w sekcji odbudowy. Szkicował plany mostów. Tak miało być po wojnie.

Wieczorami spisywał wspomnienia. „Przez całe moje zawodowe życie budowałem mosty, łączyłem dwa brzegi, skracałem ludziom drogi do innych ludzi. Wygląda więc na to, że urodziłem się, by łączyć ludzi” – zanotował.

***

Chorował. Odszedł 5 sierpnia 1941 roku, mając siedemdziesiąt dwa lata. Pochowano go na Starych Powązkach. Nagrobek na kwaterze numer 198 zaprojektował profesor Bohdan Pniewski, wybitny architekt i kolega Pszenickiego z Politechniki Warszawskiej, twórca m.in. gmachu Narodowego Banku Polskiego, Ministerstwa Obrony Narodowej, Domu Chłopa i symbolicznego nagrobka bohaterskiego prezydenta stolicy, Stefana Starzyńskiego.

Druga żona profesora, Maria, nie doczekała końca wojny w obozie koncentracyjnym Ravensbrück. Zmarła z wycieńczenia 10 kwietnia 1945 roku. Jedyna córka, Monika Pszenicka-Fajans, wyemigrowała do USA. Do emerytury zajmowała się projektowaniem wnętrz w Georgetown. Zmarła w 2002 roku w Waszyngtonie.

Warszawianie oddają hołd profesorowi. Na Mokotowie Andrzej Pszenicki jest patronem uliczki utworzonej z piętrowych segmentów krytych czerwonymi dachami. Widać z niej niski wał przeciwpowodziowy i Most Łazienkowski na Wiśle. W rodzinnych Pabianicach nie ma ulicy profesora Pszenickiego. Nie ma nawet skweru nazwanego Jego imieniem. A co dopiero mostu…

O MOŚCIE im. NICZEGO:

https://www.zyciepabianic.pl/galeria/galeria-artykulu-most-na-dobrzynce-bedzie-mial-patrona-to-pabianicki-muzyk/93757.html