– Trzymam chłopaków w ryzach – mówi dziewczyna z Korozji. – To nie są żarty, to nie jest garażowe granie. Dużo razem pracujemy. Chcemy, żeby nasza muzyka była dobra.
Bogusia dołączyła do zespołu jesienią, po odejściu perkusisty.
– Chłopcy akurat nagrali płytę – wspomina. – W takim momencie brak jednego muzyka był sporym problemem.
Dlatego Kordian Borowczyk – lider Korozji, wziął od znajomego numer telefonu do Bogusi. I zadzwonił.
– Spytał, czy nie zechciałabym z nimi grać – opowiada perkusistka. – Pomyślałam, że warto spróbować. Lubię muzykę rockową, dobrze się czuję w jej klimacie.
Spotkali się w październiku.
– Kordian dał mi płytę do przesłuchania – mówi Bogusia. – Pod koniec miesiąca mieliśmy pierwszą próbę.
Między nimi „zagrało”.
– Dogadaliśmy się i szło nam coraz lepiej – dodaje perkusistka. – Ciężko pracowaliśmy, musieliśmy jeszcze raz przećwiczyć wszystko w nowym składzie.
Nowy muzyk dał Korozji dodatkową moc.
– Po chwili kryzysu po odejściu kumpli chłopcy stwierdzili, że tchnęłam w zespół nowego ducha. Sprawiłam, że na nowo chce im się pracować. To miłe - mówi.
Bogusia Stelmach jest zawodowcem. Naukę w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia w Wieluniu rozpoczęła, gdy chodziła do podstawówki. Grała na akordeonie.
– Tata też grał na akordeonie – opowiada. – Ale rodzice zaakceptowali, że ostatecznie wybrałam perkusję. Gra na akordeonie przestała sprawiać mi przyjemność.
Studiowała w Akademii Muzycznej w Łodzi. Już wtedy grywała w orkiestrze Łódzkiej Filharmonii. Od ponad 7 lat gra tam regularnie na instrumentach perkusyjnych.
– W orkiestrze są zupełnie inne emocje niż na scenie rockowej – mówi. – Gram na werblu, dzwonkach, ksylofonie, wibrafonie, talerzach, a także na tzw. „przeszkadzajkach”.
W filharmonii perkusistka jest częścią zespołu liczącego 93 muzyków. Wszystko musi być zagrane precyzyjnie, jak w zegarku.
– Jest stres, jest trema – dodaje Bogusia. – A na koncertach z Korozją trema jest mniejsza. Albo nie ma jej wcale.
Bogusia od 7 lat uczy gry na perkusji w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Pabianicach.
– Mam pod opieką ośmiu młodych adeptów sztuki perkusyjnej – dodaje.
Muzyczni idole?
– Moim mistrzem jest Bill Brufford, który przez wiele lat grał w zespole King Crimson. To fenomenalny perkusista. Miałam przyjemność rozmawiać z nim kilka lat temu na warsztatach perkusyjnych w Opolu.
Gra na perkusji to nie lekka praca.
– Wymaga siły fizycznej – twierdzi Bogusia. – Chociażby ze względu na transport. Dlatego koledzy pomagają mi w przenoszeniu instrumentu, ale rozkładanie go i skręcanie to już moja specjalność. Często mam odciski, spuchnięte dłonie, bo muszę grać mocno.
Na koncercie perkusistka traci sporo kalorii.
– Trzeba mieć kondycję – dodaje. – Po kilku godzinach grania czuję się jak po intensywnym pływaniu albo przebiegnięciu sporego dystansu.
Czy to trudny instrument?
– Dość specyficzny. Sporo można wyćwiczyć, ale poczucie rytmu i podzielność uwagi trzeba mieć – mówi perkusistka. – Każda ręka i każda noga gra tu praktycznie co innego, a to trzeba czuć.
W Pabianicach mieszka od roku.
- Dobrze się tu czuję – mówi. – Zaprzyjaźniłam się z kolegami z zespołu. Myślę, że to już słychać w naszym graniu. Rozumiemy się. Na chłopaków z Korozji zawsze mogę liczyć.