List do redakcji

Witam,

spaceruję w piątek po południu po lesie z psem i już dochodziłem do Smugowej, a tam leży starszy mężczyzna w krzakach, obok rower. Wcześniej mnie wyprzedzał, teraz ledwie oddychał. Zainteresowałem się nim. Akurat wraz ze mną pojawił się inny gość z psem i zadzwonił na pogotowie. Na pogotowiu telefonistka przedłużała rozmowę, a po co, a gdzie, a czemu. A dziadek w ogóle nie był komunikatywny, tylko parę razy powiedział o cukrzycy. Pani z pogotowia w końcu powiedziała, że nie ma wolnej karetki i czy dziadka nie możemy im sami przywieźć... z lasu. Z 5 minut trwała ta rozmowa. Kpina. Jak się rozłączył, było już więcej ludzi. Wszyscy zbulwersowani. Jedna z pań dała dziadkowi napić się soczku i trochę się poprawiło. Zaczął w końcu regularnie oddychać. Inna powiedziała gościowi, by zadzwonił na policję. Policjant przyjął zgłoszenie i powiedział, że coś załatwi. I załatwił. Przyjechała karetka FALCKA. Teraz pytanie: dlaczego gościówa z pogotowia tak przeciągała sprawę, zamiast samemu wysłać Falcka? A jeśli w tym lesie by ktoś leżał z zawałem, to co? Też go trzeba samemu zawieźć na pogotowie?

Robert