„Piszę do Państwa na fali artykułów o otwartej kociarni w Pabianicach, przy której nasza władza tak chętnie się fotografowała. Czy mogą Państwo zbadać sprawę i powiedzieć panianiczaninom, kto z kociarni może korzystać? Bo z tego co wiem od strażników miejskich, niestety nie bezdomne/chore koty znalezione przez mieszkańców miasta” - napisała do redakcji mieszkanka Pabianic.

Zobacz też: Kociarnia oficjalnie otwarta

W dalszej części maila pabianiczanka opisuje sytuację, w której sama się znalazła kilka dni temu.

- Na ulicy leżał chory, skrajnie wygłodzony kot. Zabezpieczyłam kota, aby nic go nie przejechało. Niestety Straż Miejska nie odbierała, więc zawiozłam go nich osobiście. I tam też dowiedziałam się, że: miasto kociarni nie posiada, a przynajmniej nie dla bezdomnych kotów z ulicy (…). Pan ze Straży Miejskiej obdzwonił chyba wszystkich w okolicy i w końcu udało się w drodze WYJĄTKU uprosić o przyjęcie kota do schroniska.

Czytelniczka jest wdzięczna strażnikom za pomoc i zaangażowanie w poszukiwaniu miejsca dla kota. Nie rozumie jednak, dlaczego sytuacja w jakiej się znalazła, okazała się tak problematyczna.

- Czemu dokładnie ma służyć kociarnia za 600.000 zł i kto, skoro nie Straż Miejska, do której zgłaszać się z bezdomnymi zwierzętami mają mieszkańcy, może z niej skorzystać. Jak pomóc takiemu kotu? - dopytuje.

Jak dowiedzieliśmy się od komendanta Straży Miejskiej, nie każdy przyprowadzony przez mieszkańca Pabianic kot, zostanie przyjęty do miejskiej kociarni. Wynika to z ustaleń z kierownictwem schroniska.

- Żyjące „dziko” na ulicy koty radzą sobie dobrze same. Nie każdy kot nadaje się by zamknąć go w klatce. Natomiast rannemu, potrzebującemu kotu zawsze staramy się pomóc – mówi Tomasz Makrocki.

Jak wygląda procedura z potrąconym lub rannym, wymagającym innej pomocy kotem?

- W pierwszej kolejności zgłaszamy to lecznicy w Dobroniu, z którą miasto ma podpisaną umowę na leczenie takich zwierząt. Jeśli lekarz akurat nie może przyjechać, wówczas zawozimy kota do kociarni, gdzie też udzielana jest mu pomoc – tłumaczy komendant.

Sytuacja wolno żyjących kotów od dawna jest tematem sporów między instytucjami, a miłośnikami tych zwierząt. Nie każdy kot, który wspiął się na drzewo wymaga interwencji straży pożarnej, nie każdy też nadaje się do życia w zamknięciu. Jednak są sytuacje, w których nie można przejść obojętnie obok skrzywdzonego zwierzaka.