- W ciągu trzech lat oddałam im około 11 tysięcy zł - wyznaje absolwentka uniwersytetu.

- Ze mnie ściągnęli około 7 tysięcy - dodaje dwudziestokilkuletni chłopak.

- Dwa lata w Dobrej Nowinie kosztowały nas około 10 tysięcy zł - wylicza młode małżeństwo, które co miesiąc oddawało przeciętnie na kościół po 200 zł.

Wśród wiernych kościoła Dobra Nowina są osoby z wyższym wykształceniem, graficy komputerowi, informatycy, właściciele firm, księgowi, studenci. Na msze przychodzą rodziny z dziećmi i dziadkami. Co jakiś czas wierny odchodzi, bo czuje się oszukany. Na jego miejsce szybko werbuje się nową duszyczkę.

Dobra Nowina narodziła się na początku lat 90. Niedoszły ksiądz Mariusz - działacz grupy oazowej w kościele Miłosierdzia Bożego na Bugaju, założył własny kościół. Procedura nie była skomplikowana. Znalazła się grupa pabianiczan, którzy złożyli podpisy na podaniu o zarejestrowanie kościoła. Taki był początek. Stałą siedzibą Dobrej Nowiny jest stary magazyn przy ul. Bagatela.

- Jesteśmy protestantami - mówią o sobie członkowie Dobrej Nowiny.

Inaczej myślą ci, którym udało się wyzwolić spod wpływu samozwańczego pastora.

- Podstawy ewangelii są tam przykrywką dla interesów pastora. On ściąga z ludzi kasę - mówi oburzona dziewczyna, która związana była z grupą przez 3 lata. - Wykorzystywali nas, mówiąc, że to dla Jezusa. Ja płaciłam co miesiąc 300 zł. Nabrałam się na puste hasła i slogany typu „Jezus Cię kocha". W tym wszystkim nie chodzi o Jezusa, lecz o pieniądze i władzę.

Wierni opuszczający Dobrą Nowinę, czują się emocjonalnie rozbici, poniżeni i - przede wszystkim - oszukani.

- Pastor i jego żona, Aneta, oficjalnie brali pensję, około 2 tysięcy zł miesięcznie - opowiada młody mężczyzna, były lider w Dobrej Nowinie. - Co się działo z resztą pieniędzy, nikt nie wie.

Struktury grupy przypominają sektę. Wokół guru gromadzi się elita - liderzy. Dalej w hierarchii są zwykli członkowie, kandydaci na członków i sympatycy, czyli osoby pojawiające się tam od czasu do czasu. Wewnętrzne zasady są proste: chcesz należeć do elity, oddawaj co miesiąc 10 procent swoich dochodów plus hojne ofiary na kościół.

- Miałem powiedziane, że każdą wolną chwilę powinienem poświęcić Mariuszowi, uczyć się od niego, zwierzać się - mówi były członek grupy, który miesiąc w miesiąc oddawał 100 zł. - Po jakimś czasie zorientowałem się, że im bardziej się przed nim otwierałem, tym łatwiej było mu mną manipulować. Wiedział o mnie wszystko, znał moje słabe punkty. Najgorsze, że długo traktowałem go jak przyjaciela.

Wierni Dobrej Nowiny płacą dziesięcinę. Im więcej ktoś płaci, tym ma większą szansę awansować w hierarchii, dołączyć do elitarnej grupy liderów. Lider w Dobrej Nowinie jest osobą uprzywilejowaną, zasługuje na szczególny szacunek. Budzi jednak strach wśród pozostałych wiernych, bo jako człowiek pastora o wszystkim mu donosi. Kto nie zapłacił dziesięciny, ten popada w niełaskę.

- Gdy nie miałam pieniędzy, nie płaciłam - wyznaje studentka, która była w Dobrej Nowinie 4 lata i płaciła co miesiąc po 80 zł. - Wtedy przyszedł do mnie lider i z wyrzutem powiedział, że przecież dostaję jakieś pieniądze od rodziców. A skoro dostaję, to powinnam płacić. Wtedy odeszłam.

- Temu, kto nie płacił, mówiło się wprost, że jest grzesznikiem, że oszukuje Boga. Od niego wszyscy się odwracali. Zostawał sam jak palec - opowiada młoda kobieta.
Pastor twierdzi, że kto nie płaci, wchodzi pod boże przekleństwo. Wkrótce może się spodziewać nieszczęścia, choroby, utraty reszty pieniędzy. Ten argument bywał skutecznym straszakiem na nieposłuszne owieczki. Jeden z chłopaków został usunięty z grupy, gdy stracił pracę. Dostał zakaz wstępu na niedzielne spotkania-nabożeństwa.

- Wierni za darmo wyremontowali pastorowi mieszkanie. Wypomniał mi wtedy, że nie pomagałam - opowiada młoda kobieta.

- Pastorowi nie podoba się, jeśli ktoś zbyt dużo czasu poświęca rodzinie. Żeby temu zapobiec, sugeruje przeprowadzkę. Wyprowadziłem się z domu, kończyłem szkołę i nie miałem pracy. Żyłem na granicy ubóstwa, ale byłem posłuszny. I Bóg mnie kochał - opowiada jeden z byłych liderów.

W duchu haseł: „Zrób to dla Jezusa" lub „On by tego chciał" pastor nakłania do posłuszeństwa. Zakazuje spotkań z rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi - jeśli nie należą do Dobrej Nowiny. Wystarczyło jego jedno słowo i rozpadały się narzeczeństwa, przyjaźnie.

- Zakochałem się w dziewczynie z naszego kościoła - wyznaje niespełna 30-latek. - Chciałem spędzać z nią trochę więcej czasu. Niestety, dostałem polecenie od pastora, że mogę się spotykać tylko raz w tygodniu przez godzinę.

Wierni Dobrej Nowiny nie powinni oglądać telewizji, czytać książek i gazet, bo to tracenie czasu. Czasami pastor każe im pisać sprawozdania z dnia. Notują wtedy z dokładnością do 15 minut to, co robili od rana do wieczora.

- Przez lata myślałem, że to jedyne miejsce, w którym mogę się spełnić, zrealizować swoje marzenia i być szczęśliwym. Wmówiono mi, że odejście stamtąd jest równoznaczne ze zdradzeniem Jezusa, w którego wierzyłem i wierzę - mówi były wierny Dobrej Nowiny.

- Pastor wykorzystuje to, że ludzie wierzą i szanują Biblię. Nikt nieomylnemu pastorowi nie potrafi powiedzieć w oczy, że jego teorie nie są już biblijne - dodaje były lider. - Pastor mawia, że inne kościoły się mylą, są zwiedzione demonicznymi naukami.

Jedna z wiernych, gdy przestała płacić, usłyszała: „Z ludźmi jest jak z końmi wyścigowymi. Pozbywamy się tych, które łamią nogi i bierzemy nowe".

Pastor obiecuje miłość, wsparcie, bezpieczeństwo i zbawienie. Ma sprawić, że skończy się samotność, że będziesz kochany, lubiany, akceptowany. Trudno z tego zrezygnować.


***
Dobra Nowina - chrześcijański kościół zarejestrowany od 1997 r. w Warszawie. Sieć takich kościołów działa w Polsce od początku 90. lat. Nauczają według Słowa Bożego i Biblii. Uważają się za wiernych kontynuatorów pierwszej wspólnoty apostolskiej. Odrzucają 2 tysiące lat tradycji kościoła chrześcijańskiego, czyli wszystkie ustalenia soborów i autorytet Watykanu. Ostro występują przeciwko kultowi maryjnemu i świętych. Modlitwa do Maryi - matki Jezusa i czczenie jej obrazów uznawane jest za bałwochwalstwo. Negują wartość sakramentów kościoła katolickiego. Nie chrzczą niemowląt, a małżeństwa zawierają u siebie w kościele.


---
Co na to pastor?

- rozmowa z Mariuszem Siedleckim - pastorem Dobrej Nowiny:

Wierni Dobrej Nowiny muszą oddawać 10 proc. swoich zarobków?

- Nikt nikomu niczego nie karze, ofiary są dobrowolne. Faktem jest, że w Starym Testamencie była zasada dziesięciny i my ją preferujemy. Ale to nie znaczy, że ofiara jest przymusowa. Utrzymujemy się z ofiar wiernych.

Ale wiele osób mówi, że za niepłacenie dziesięciny zostały usunięte?

- To nieprawda, zwykłe pomówienia. Powtarzam, że ofiary i składki są zawsze dobrowolne. Gdybyśmy tak robili, to byłaby już jakaś sekta. Nikt, kto został liderem, nigdy od nas nie odszedł. Może to mówi ktoś, kto miał szansę zostać liderem? To są oszczerstwa.

Na co idą ofiary wiernych?

- Na rozwój kościoła, ewangelizację, na remont sali, który przeprowadziliśmy w tym roku.

Czy to prawda, że z ofiar wiernych pan i pańska żona bierzecie pensje?

- Każdy normalnie musi się utrzymywać. Moją pensję ustalili starsi kościoła i wcale nie jest tak wysoka. Moja żona nie bierze żadnej pensji.

A kto jest w starszyźnie kościoła?

- W tej chwili tylko moja żona. Ale pensje ustaliła starszyzna parę lat temu i wtedy w radzie starszych były 3 osoby.

Co pan robił, zanim został pastorem?

- Uczyłem się w seminarium duchownym, działałem w oazie przy kościele Miłosierdzia Bożego na Bugaju.

Dlaczego odszedł pan z kościoła katolickiego?

- Powodem nie były żadne niesnaski z innymi księżmi czy proboszczem, tylko moje wewnętrzne przekonania i inny pogląd na kwestię biblijną.

Podobno uczy pan wiernych, że nauki głoszone przez kościół katolicki są demoniczne?

- To wymyślone historie. Bzdury. Zresztą nie chce mi się nawet już o tym mówić. Jesteśmy kościołem chrześcijańskim. Obchodzimy święta jak Wielkanoc i Wigilia.