To „życiówka” Marty i kolejny krok w pokonywaniu własnych ograniczeń i barier. Pabianiczanka straciła wzrok, gdy była dzieckiem. 

Start w tegorocznym, X Pabianickim Półmaratonie był dla pabianiczanki wyzwaniem, ale żeby się z nim zmierzyć, Marta musiała wystartować z przewodnikiem.

- Inna opcja nie wchodzi w grę, bo po prostu nie dałabym sobie sama rady na trasie – tłumaczy. - A o tym, że mam pakiet startowy, dowiedziałam się dopiero w sobotę, na dzień przed startem. Trochę późno, bo większość znajomych, którzy mogli ze mną pobiec, było już zapisanych na półmaraton, a koleżanka, z którą czasem trenuję, rozchorowała się.

Zrezygnować z biegu?

Taka decyzja w przypadku Marty nie wchodziła w grę. Puściła więc apel w internet, na który odpowiedział Tomasz. 

- Przeglądałem wiadomości w telefonie. Na forum biegacza pabianickiego przeczytałem ogłoszenie dziewczyny, która szukała przewodnika na 5-kilometrową trasę – opowiada Tomasz. - Natychmiast zgłosiłem się i zadeklarowałem pomoc.

Tomasz był pierwszym ochotnikiem i na niego postawiła Marta. Jeszcze przez telefon ustalili pierwsze detale dotyczące startu i umówili się w niedzielę, na godzinę przed rozpoczęciem biegu.

- Zapytałem tylko, jaki chce mieć czas – mówi pabianiczanin. - Odpowiedziała, że 30 minut. Założyłem, że bieg ma być dla Marty przyjemnością i jeżeli ja mogę pomóc jej w osiągnięciu tego celu, to czemu nie. Ona biega, więc potrzebowała tylko kogoś do pomocy.

Marta zaufała Tomaszowi, a on nie mając pojęcia, w co się pakuje, stawił się na spotkaniu.

- Miałem obawy, ale Marta wszystko mi wyjaśniła – zdradza Tomasz.

- Najważniejsze rzeczy powtórzyłam dwukrotnie – dodaje z szerokim uśmiechem zawodniczka. - Najważniejsze jest bezpieczeństwo, dlatego wystartowaliśmy na samym końcu, żeby nie martwić się o innych biegaczy, którzy by nas mijali, potrącali.

Przewodnik osoby niewidomej zastępuje jej oczy

Musi mówić o każdej przeszkodzie, zakręcie, podbiegu. Uważać na innych zawodników, rowerzystów, informować o nadjeżdżających samochodach. W razie większej przeszkody czy studzienki kanalizacyjnej w bezpieczny sposób ją ominąć. Brak komunikacji to ogromne zagrożenie i zapowiedź potknięcia, upadku czy kontuzji. - Marta nie ma szans właściwie zareagować na nierówności czy dziury – dodaje Tomasz. - Biegliśmy połączeni 30-centymetrową linką, która musiała być stale napięta. Czułem każdą niepewność czy zawahanie Marty, gdy na przykład przejeżdżał obok nas samochód.

Tomasz nie miał łatwego zadania

- Cały czas musiał do mnie mówić. Dlatego przewodnik powinien mieć lepszą kondycję ode mnie, bo takie mówienie to też wysiłek na trasie – dodaje Marta. - Zdarzało mi się biegać z osobą, która musiała po drodze odpocząć, choć mi taka przerwa nie była potrzebna.

W trakcie biegu również Tomasz miał okazję przekonać się, jak wygląda świat „postrzegany” przez Martę. Opowiadała mu, co „widzi” po drodze.

- To było niesamowite doświadczenie – zapewnia pabianiczanin. - Na co dzień nie mamy szans tego doświadczyć jako osoby widzące. Marta ma niesamowicie wyostrzony słuch. Wyłapywała wszystkie dźwięki, na długo przed tym, nim dotarły one do moich uszu, na przykład szczekanie psów, nadjeżdżające auta. Dla mnie jest normalne, że widzę rowerzystę i wiem, że mogę biec, a ona go jedynie słyszy i reaguje w taki sposób, że chce odskoczyć albo przysuwa się do przewodnika.

Pogoda średnio dopisała, mocno wiało, było zimno!

- Ale biegło mi się dobrze – zapewnia pabianiczanka. - Co prawda, na podbiegach czułam chwilami, że słabnę, że robi się ciężko. Ale Tomasz wtedy mocno mnie dopingował. Był też moment, gdy czegoś nie zauważył i w ostatniej chwili mnie odciągnął. Ale wszystko się udało. Plan został wykonany, zrobiłam to, na co mnie stać. Nie miałam poczucia, że jeszcze można było trochę docisnąć.

Bezpiecznie dobiegli do mety i to nie w byle jakim stylu, bo z życiowym rekordem Marty na 5 kilometrów - 27 minut i 48 sekund.

- Mocno ją motywowałem – zapewnia Tomasz. - Krzyczałem: „Dajemy do przodu, gonimy prezydenta”. Wbiegliśmy na metę chwilę po nim, ale za to z lepszym czasem, bo wystartowaliśmy później.

Tomasz się sprawdził

- Tak, dał radę, pomimo że wolę biegać z osobami, z którymi robiłam to już wcześniej – dodaje Marta.

- To było dla mnie wyzwanie i zupełnie coś nowego – zapewnia Tomasz. - Ale udało się i jak Marta będzie chciała, to jeszcze nie raz razem pobiegniemy.

Tomasz to pabianiczanin z bogatym bagażem sportowych doświadczeń i różnego rodzaju aktywności fizycznych.

- Miałem taki zawód, który motywował mnie do uprawiania różnych sportów – wyjaśnia. - Pracowałem 20 lat w pododdziale antyterrorystycznym. To mnie fizycznie ukształtowało, ale nadal jestem aktywny, pomimo, że już na emeryturze.

Marta na co dzień doświadcza sytuacji, w których potrzebuje pomocy i wsparcia osób widzących.

- I są to raczej dobre doświadczenia – dodaje. - W przypadku tego biegu zdążyłam odłożyć telefon, a Tomasz już się zgłosił. Był pierwszy, więc go wybrałam.

37-latka lubi wyzwania

- Biegać zaczęłam, bo chciałabym jeszcze w swoim życiu coś zrobić, być aktywna, spróbować czegoś nowego – opowiada.

I tak rozpoczęła swoją biegową przygodę w 2018 roku, zgłaszając się na treningi do Mariusza Kotelnickiego w Łodzi, a po przeprowadzce do Pabianic do Marcina Krebsa, który działa w ramach grupy RajsportActive i trenuje pabianiczan w środy o godz. 19.00 w Lewitynie.

- Grupa mnie przyjęła – dodaje Marta. - Mogę na nich liczyć. Biegają ze mną na zmianę, gdy potrzebuję pomocy, przywiozą mnie na trening i odwiozą do domu. Jestem im wdzięczna. Czuję się tam traktowana na równi z widzącymi i jest to dla mnie bardzo ważne. Bo ja naprawdę dużo mogę, ale czasem potrzebuję przy tym wsparcia.

Treningi na Lewitynie niewidoma zawodniczka uzupełnia w tygodniu dwoma wizytami na siłowni i bieganiem na bieżni.

- To poprawiło mi wyniki – dodaje. - Wciągnęłam się w to bieganie. Jak zrobi się cieplej, to chętnie zacznę więcej trenować w terenie. To różni się od bieżni i kółek wokół Lewityna. Są górki, podbiegi, zakręty, różne warunki atmosferyczne. Kto wie, może z czasem zacznę startować na dłuższych dystansach, może kiedyś będzie to półmaraton?

Gratulacje od prezydenta

Skrzydeł Marcie dodaje również doping i wsparcie innych.

- Cieszyłam się z dużej liczby polubień na Facebooku, gdzie Tomasz zamieścił zdjęcia z naszego startu – opowiada. - Było tam sporo pozytywnych komentarzy, nawet prezydent Grzegorz Mackiewicz nam pogratulował.

To nie był pierwszy start Marty. Wcześniej dwa razy biegła na dystansie 10 kilometrów ulicą Piotrkowską i w mini Rossmann Runie. W tym drugim raz zajęła drugie miejsce, raz do mety dobiegła pierwsza.

- Biegłam wtedy ze znajomym – opowiada. - Osoba widząca ma informować mnie, która jestem na trasie. Kolega cały czas utrzymywał, że biegnę druga i mnie dopingował, ciśnij, ciśnij. Miałam wtedy rewelacyjny czas, goniłam pierwszego, nie słyszałam go, myślałam, że jest daleko.

Marta mieszka od trzech lat w centrum Pabianic ze swoim psim przewodnikiem Miśkiem. To trzyletni labrador, który dzielnie pomaga jej w przemieszczaniu się i łamaniu barier komunikacyjnych, których w naszym mieście nie brakuje.

- Niestety, chodniki nie są w najlepszym stanie – uważa Marta. - Ale do załamania doprowadza mnie już remont ulicy Zamkowej. W tym przypadku honor muszę często chować do kieszeni i prosić o pomoc w przejściu na drugą stronę. Lubię niezależność, ale te remonty dezorientują nawet psa. Boję się, że załapię kontuzję. Moniuszki i Skłodowskiej to wyprawa w góry i doliny, a gdy idę na Zamkową, to mówię, że w okopy.

Walczy ze stereotypami

Marta urodziła się z wrodzonymi schorzeniami narządu wzroku. Miała słaby wzrok i w miarę dorastania zaczęła go tracić.

- Teraz widzę jedynie światło i z bliska kolory – opowiada. - To czasem mi pomaga w orientacji przestrzennej. Wiem, gdzie jest okno, bo jest inny kolor światła niż tego sztucznego. Czasami w lokalu widzę przeszkloną witrynę i domyślam się, że tam jest wyjście.

Pracuje zdalnie, monitorując ceny odzieży dla swojej firmy. Jest też technikiem masażystą i masuje swoich znajomych. Czuje się potrzebna, gdy może komuś ulżyć w bólu. Marta łamie bariery.

- Staram się walczyć ze stereotypami o osobach niepełnosprawnych siedzących w domu i żyjących od renty do renty – opowiada. - Chcę też pokazać ludziom z niepełnosprawnościami, że mogą zrobić coś dla siebie, wyjść z domu, nie czekać tylko na pomoc i wsparcie.

- Patrząc na Martę można się zastanowić, kto tu jest niepełnosprawny, czy ona, czy te osoby, które siedzą przed tv i nic ze sobą nie robią – dodaje Tomasz. - Na trasie wyprzedziliśmy tak wiele osób. Niektóre już po dwóch kilometrach szły, a Marta dawała radę. To było dla niej budujące, że ma tyle siły.

Bieganie to przygoda, ale trzeba je polubić.

- Przestań biegać, a zacznij trenować – dodaje Tomasz. - Podbiegi, interwały, praca z oddechem – to napędza, poprawia wyniki. Najważniejsza jest w tym systematyczność.

Trenowała bieganie po schodach

Potrzebny jest jeszcze zapał, a tego Marcie nie brakuje.

- Gdy w okresie pandemii zamknęli mi siłownię, ubierałam się w strój sportowy i wbiegałam po schodach na 7. piętro i z powrotem, tak kilka rund - dodaje. - A potem wracałam do domu i jeszcze rozciągałam się na zajęciach online jogi dla niewidomych.

Pabianiczanka swą niepełnosprawność czuje, gdy napotyka na bariery architektoniczne czy te wynikające z braku dostosowania pewnych programów i treści dla potrzeb osób niewidomych. Stworzone dla nich programy po prostu ich nie odczytują.

- Jestem bezradna, gdy chcę na przykład zrobić zakupy online, a mój program nie odczytuje połowy produktów albo muszę wypełnić jakiś wniosek do urzędu – opowiada. - Raz w sklepie poprosiłam o pomoc pracownika w zakupach, a w odpowiedzi usłyszałam, że nie ma nikogo, kto znalazłby dla mnie chwilkę. Wyszłam ze łzami w oczach. To nie jest tak, że dam sobie radę ze wszystkim sama.

Czasem Martę wspiera asystentka z MCPS-u. Pomaga jej w zakupach, w sklepie czyta etykiety, sprawdza składy czy daty ważności produktów.