Jeśli farmaceuta nie będzie w stanie odczytać recepty, to nie wyda leku. Może zażądać za niego pełną cenę w obawie, że nie otrzyma refundacji od Narodowego Funduszu Zdrowia. Tak stanowi wyrok Sądu Najwyższego, który stwierdził, że NFZ nie musi refundować recept nieczytelnie wypisanych.
W przychodniach może zrobić się bardzo tłoczno, jeżeli pacjenci zaczną wracać do lekarzy i prosić o przepisanie recepty.
Zdaniem aptekarzy za bazgroły na receptach powinni odpowiadać lekarze, którzy je wypisują. Farmaceuci mają dość konsultacji telefonicznych z osobą wystawiającą receptę. Z Bogiem, jeżeli dzieje się to w godzinach pracy przychodni. Kiedy nie ma możliwości porozumienia się z lekarzem, chory odchodzi z apteki z przysłowiowym kwitkiem.
– Bywają takie recepty, których nie da się odczytać – mówi farmaceutka z apteki przy ulicy Moniuszki 139. – Wtedy drogą dedukcji dochodzimy do tego, o jaki lek chodzi. Jednak lek to nie cukierek i nie ma tu miejsca na pomyłki.
Zdarza się, że winą za niemożność odczytania leku lekarze obarczają samych aptekarzy.
– Usłyszeliśmy któregoś razu od jednej pani doktor, że jesteśmy niedouczeni – wspomina farmaceutka z apteki przy ulicy Moniuszki.
Warto pamiętać, że recepta jest dokumentem prawnym, a nie świstkiem papieru, na którym można gryzmolić do woli.
– Najlepiej gdybyśmy mieli szklaną kulę i wiedzieli zawsze, co autor miał na myśli – komentuje pracownica apteki przy ulicy Popławskiej 4/20.
– Odsyłanie pacjentów z nieczytelną receptą jest sytuacją niedozwoloną – twierdzi Tadeusz Nowak, urolog. – To lekarze powinni stanąć na wysokości zadania i poprawnie przepisywać leki.