Żeby dostać się do poradni przy ul. Brackiej, trzeba swoje odczekać. Wie o tym każdy rodzic dziecka w wieku szkolnym. Czekają więc kilka miesięcy na spotkanie z psychologiem czy pedagogiem do nawet dwóch lat na terapię czy zajęcia specjalistyczne. Rodzice się pieklą, a pracownicy i dyrektor placówki rozkładają ręce.

Na taką sytuację składa się wiele czynników i nie jest to jedynie brak fachowców, którzy nie kwapią się do pracy na „państwowym” z powodu kiepskich zarobków. W swoich gabinetach zarabiają przecież o niebo lepiej.

Czasami winni są sami rodzice, którzy nie stawiają się na umówione wizyty i ich nie odwołują. To nawet do 40-50 procent przypadków. Bywa też, że dziecko jest pochopnie kierowane do poradni, bo nie umie czytać i kiepsko liczy, albo jest zbyt ruchliwe.

O kilku rozwiązaniach tej trudnej sytuacji wspomina sam dyrektor pabianickiej poradni Mariusz Wielebski.

 - Od 2017 roku została u nas wprowadzona tak zwana edukacja „włączająca”, dla wszystkich. Chodzi o to, żeby pomoc zaczynała się i była realizowana najbliżej dziecka – wyjaśnia Wielebski. - Stąd działania ministerstwa edukacji narodowej, żeby w każdym przedszkolu i szkole był pedagog i psycholog. I to ich zadaniem ma być przesiewowa diagnoza i ocena, czy dany problem jest już na tyle poważny, że wymaga specjalistycznej pomocy w poradni.

A może taką wstępną pomoc da się zaplanować już na poziomie szkoły czy przedszkola? Zgodnie z obowiązującymi przepisami, może o nią wystąpić sam rodzic, nauczyciel czy pełnoletni uczeń. I jak podkreśla dyrektor, nie potrzeba do tego żadnego dokumentu poradni przy ul. Brackiej.

    W szkole też znajdziesz pomoc

Tymczasem ta droga jest często pomijana i bagatelizowana. Utarło się, że dzieci kierowane są do poradni przez zaniepokojonego nauczyciela z pominięciem szkolnych specjalistów. A pedagog to nie tylko antidotum na szkolne konflikty klasowe i nieporozumienia rówieśnicze.

To stereotypy, które czas przełamać.

- I nie chodzi o to, że nie będziemy mieli wtedy co robić. Dzieci z problemami jest coraz więcej – dodaje dyrektor. - Przybywa ich w zastraszającym tempie, tak samo jak różnego rodzaju chorób i zaburzeń. Po prostu do specjalistów będą szybciej trafiały te dzieci, które bezwzględnie potrzebują naszego wsparcia.

A kłopoty te mniejsze i nieco większe są różne i pojawiają się na innych etapach edukacji. Gdy uczeń w drugiej klasie nie czyta, nie liczy, we wstępnej fazie nie potrzebuje pełnej diagnozy, czyli badania pedagogicznego, psychologicznego i często badania logopedycznego czy słuchu.

Wychowawca i nauczyciele widzą takie dziecko przez kilka godzin dziennie. Najczęściej znają jego środowisko, mają kontakt z rodzicami.

- Kto jak nie oni mają szansę na postawienie pierwszej diagnozy i stworzenie dziecku odpowiednich warunków w klasie do odpowiedzi i nauki – dopytuje retorycznie dyrektor.

W Pabianicach wśród rodziców pokutuje przekonanie, że bez „papierka z Brackiej” nic nie da się zrobić.

- A ja zapytam, co ten papierek da – kwituje pedagog. - Też jestem nauczycielem, pracowałem 11 lat w szkole i wiem, że nauczyciele mogą działać. Niech przykładem będzie tu uczeń, który wyraźnie stresuje się odpowiadając przy tablicy. Dlaczego nie posadzić go przy ławce i nie pozwolić mu na pisemną odpowiedź? Do tego, żeby tak postąpić, nie jest potrzebna diagnoza w poradni ani żadne orzeczenie. Bez tego może również wydłużyć dziecku czas na sprawdzianie.

Nie wiedzą, po co przyszli…

Na pytanie, gdzie jest problem i dlaczego rodzice z dzieckiem zgłosili się do poradni, często pada odpowiedź: „Ja nie wiem, ale nauczyciel powiedział, że tak trzeba”.

- Rodzice oczywiście nie muszą wiedzieć, w jaki sposób pomóc dziecku, ale powinni zwrócić uwagę na problem, kazać na przykład czytać dziecku na głos – mówi dyrektor. - Często pytam, czy dziecko czyta w domu… „Tak, czyta” - odpowiadają rodzice. A jak czyta? I jest cisza. Uczeń z problemami z koncentracją nie skupi uwagę na treści czytanej w myślach. Gdy czytamy głośno, używamy dodatkowego zmysłu, który nam tę wiedzę utrwala.

Rodzice w porozumieniu ze szkołą naprawdę dużo mogą. Od czytania na głos po kupienie dziecku trójkątnych ołówków i kredek, które nauczą go prawidłowego chwytu narzędzia pisarskiego.

- Trzeba tylko dziecko przypilnować, żeby ich używało. Pisało piórem ze stalówkę, co zmniejsza nacisk i napięcie mięśniowe tak, żeby rączka nie bolała. Gdy dziecko pisze nieczytelnie, wprowadźmy alfabet drukowany, oczywiście ze zróżnicowaniem na wielkie i małe litery. Przy takim rozwiązaniu rodzice już na drugim - trzecim spotkaniu mówią, że mogą odczytać pismo dziecka. Ale trzeba reagować szybko, a nie w 7 klasie.

Jak puzzle w układance
Rodzice, szkoła, środowisko i poradnie, które wspomagają -   te elementy muszą być dopasowane. Nie może zabraknąć żadnego w procesie wychowywania dziecka, a tym najważniejszym są rodzice. Jeżeli ich zabraknie, ani psycholog ani poradnia czy nauczyciel nie pomogą. A wszystko po to, żeby jak najtrafniej opracować plan pomocy dla konkretnego dziecka. 

 „Dostosowanie wymagań do indywidualnych potrzeb dzieci” to bardzo częste wskazanie w opiniach i orzeczeniach wydawanych przez poradnię.

 - A to tylko kawałek papieru, nie ujmując ogromnej pracy wykonywanej przez moich specjalistów. Chodzi o to, czy naprawdę bez tego papierka nie można pomóc uczniowi w prostych kwestiach? W mojej ocenie możemy to robić już na poziomie domu i szkoły - dodaje dyrektor.

 Dysleksja na kilogramy...

„Ja tu przyszedłem po dysleksję!” - tak w poradni sprawę na wstępie załatwiają roszczeniowi rodzice.

- Tylko należy zadać im pytanie, czy przyszli do nas pomóc dziecku, czy chcą jedynie dokumentu, żeby wydłużyć mu czas na egzaminie – uważa dyrektor. - Taka pomoc i wsparcie to często dodatkowe zajęcia, wizyty u specjalistów i sporo czasu. Samo wydłużenie czasu odpowiedzi czy napisanie pracy przez dziecko niewiele zmieni. Dlatego potrzebna jest współpraca i dialog między nauczycielami, rodzicami i poradnią.

Kontakt z poradnią to nie tylko możliwość wykonania telefonu. W informacji o kadrze są wymienieni wszyscy specjaliści i jakimi placówkami się opiekują. Są też podane ich adresy mailowe.

- Można pisać, pytać, prosić o poradę w sprawie kłopotów czy trudności z dzieckiem – zapewnia dyrektor.

Kto wymaga najszybszego wsparcia? Najmłodsi czyli dzieci, które kwalifikują się do wczesnego wspomagania rozwoju, dzieci z problemami psychicznymi. Kolejna grupa na liście to te dzieci, które muszą mieć orzeczenia na nowy okres edukacyjny. Trzeba u nich przeprowadzić ponownie cały proces diagnozy. 

 - I tutaj warto występować z wnioskiem wcześniej, nawet w styczniu czy w lutym – dodaje dyrektor. - Musimy zarezerwować termin, wykonać badanie, wydać orzeczenie.

Poradnia to nie szkoła

Gdy zachoruje matematyk, na zastępstwo można wyznaczyć biologa, polonistę… kto może, ten wypełni tę godzinę lekcyjną.

- Ja nie mam takiej możliwości, bo terminarze do wszystkich specjalistów są po prostu zapełnione – dodaje pan Mariusz. - Mam poważny kłopot, gdy zachoruje pracownik albo odejdzie z pracy.

 I to nie jest kwestia braku pieniędzy, jak zapewnia dyrektor. Po prostu brakuje specjalistów.

- Nawet gdybym chciał kogoś zatrudnić, to musi to być bardzo doświadczona i przeszkolona osoba, która dzisiaj rozpocznie pracę, a jutro wykona badania – zapewnia dyrektor. - Zdiagnozowanie dziecka to bardzo odpowiedzialne zadanie. Dzień po szkoleniu się tego nie zrobi. Ci, którzy zaczynają u nas pracę, asystują bardziej doświadczonym specjalistom. Uczą się, wdrażają, a na to potrzebny jest czas.