30-letni Mariusz N. uwięził człowieka w bagażniku samochodu i groził mu pozbawieniem życia. W styczniu 2019 r. Mariusz N. zgarnął z ulicy człowieka, wepchnął do bagażnika Jaguara, skatował i kazał gadać, gdzie jest jego żona, z którą się rozwodził. 28-letniemu Adamowi D. udało się uwolnić i zaiwadomić policję.

- Oskarżony stanął przed sądem pod zarzutami dwóch czynów – informował sędzia Paweł Sydor z Sądu Okręgowego w Łodzi.

Pabianicka prokuratura zarzuca Mariuszowi N. uprowadzenie człowieka, rozbój, pozbawienie wolności, jazdę bez uprawnień i mnóstwo innych „grzechów”.

Mariusz N. nie przyznał się winy. Twierdzi, że z porwaniem nie ma nic wspólnego.

– Wnioskowaliśmy o karę 6 lat pozbawienia wolności, 10.000 zł tytułem odszkodowania dla pokrzywdzonego i 10-letni zakaz prowadzenia pojazdów – informuje prokurator Monika Piłat, szefowa pabianickiej prokuratury.

Pod koniec stycznia w Sądzie Okręgowym zapadł wyrok.

– Sąd wymierzył oskarżonemu Mariuszowi N. karę łączną pięciu lat pozbawienia wolności – informuje Monika Pawłowska-Radzimierska, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Łodzi.– Sąd orzekł też od oskarżonego na rzecz pokrzywdzonego kwotę dziesięciu tysięcy złotych tytułem częściowego zadośćuczynienia za doznana krzywdę oraz środek karny w postaci zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych na okres dziesięciu lat.

Wyrok nie jest prawomocny.

– Nie będziemy się odwoływać - zapewnia prokurator Piłat.– Wyrok sądu jest zbliżony do naszych żądań.

Nie wiadomo jeszcze co zrobi obrońca oskarżonego. Jeśli wyrok się uprawomocni na poczet kary zostaną zaliczone Mariuszowi N. miesiące spędzone w areszcie tymczasowym.

Jak doszło do porwania?

W styczniowy wieczór młoda kobieta i dwaj młodzi mężczyźni spacerowali po Pabianicach. Gdy usłyszeli warkot silnika jaguara, dwoje z nich uciekło między bloki. Na ulicy został Adam D. Z jaguara wysiadł Mariusz Na. Spytał o żonę. Gdy usłyszał, że Adam D. nie wie, gdzie jest ta pani, wpadł w złość. Dopadł do Adama D., wepchnął go do bagażnika i zatrzasnął klapę. Uwięzionego człowieka bandyta woził po mieście niemal do rana. Co jakiś czas zatrzymywał wóz, otwierał bagażnik i bił Adama D., żeby „zmiękł” i gadał. Porwany twierdzi, że bandyta przystawiał mu do głowy przedmiot przypominający pistolet. Groził, że zabije. Gdy nad ranem Mariusz N. zatrzymał się i zasnął za kierownicą, Adamowi D. udało się wydostać przez oparcie tylnego fotela i uciec z jaguara.