Jerzy Madaliński mieszka w bloku przy ul. Podleśnej. Ma 5 psów i 7 kotów. Wszystkie trafiły do niego z ulicy. Niektóre uratował przed śmiercią.

- Tę kotkę prawdopodobnie ktoś potrącił samochodem. Miała złamane biodro – mówi pokazując drobną samiczkę. - A ta duża suczka błąkała się zimą między blokami. Była wychudzona, zbliżał się mróz, więc ją przygarnąłem.

Większość zwierzaków zabierał z myślą, że je wykuruje i odda w dobre ręce.

- Niestety, niektóre się do tego nie nadają. Mają traumę po tym, co przeżyły i nie chcę ich nikomu oddawać – tłumaczy.

Madaliński z dużym zaangażowaniem dba o swoje zwierzęta. Wyprowadza psy nawet 5 razy dziennie. Na spacery wychodzi na dwie tury, bo z mniejszymi psami musi chodzić oddzielnie.

- Jak są razem, to za bardzo wariują – mówi.

Wszystkie kocury są natomiast wykastrowane.

- Pełna dokumentacja dotycząca moich zwierząt jest w lecznicy. Można to sprawdzić – dodaje.

Pan Jerzy chce przekazać do adopcji trzy kundelki. To nieduże pieski.

- Prawdopodobnie mieszańce ze średnim yorkiem – mówi.

Pieski są zadbane, zaszczepione. Niedługo skończą rok.

- Przez długi czas nie nadawaliśmy im imion, bo liczyliśmy, że ktoś będzie chciał się nimi zaopiekować, ale do tej pory się to nie udało - tłumaczy.

Psiaki zostały więc nazwane: Kajtek, Reks i Misiek.

- Uratowałem ich mamę przed śmiercią. Poprzedni właściciel chciał ją zabić, bo miała zapalenie ucha. Zabrałem ją i wyleczyłem - opowiada.

Madaliński nie zdążył wysterylizować suczki.

- Zabrałem ją do weterynarza, ale powiedział, żeby poczekać, bo ma cieczkę. Później okazało się, że będzie miała małe – tłumaczy.

Urodziło się pięć piesków. Trzy zostały u pana Jerzego.

- Nie chcę ich oddawać, ale sąsiadowi przeszkadza, że mam tyle zwierząt. Mi jest z nimi dobrze. Wszystkie są zadbane i wypieszczone – mówi.

Madaliński szuka też domu dla jednego kota.

- Ale oddam zwierzęta tylko pod warunkiem, że trafią w dobre ręce. Ja się ich nie chcę pozbyć – zaznacza. - Nikt mnie do tego nie zmusi.

Pan Jerzy nie chce też słyszeć tym, żeby jego zwierzęta trafiły do schroniska.

- Jeśli nikt się nie zgłosi, to po prostu zostaną ze mną i też będę szczęśliwy – dodaje.

Informację o zwierzętach Madalińskiego zainteresowanym przekazuje też lecznica przy Podleśnej.

- Jeśli ktoś pytał o adopcję, to odsyłali ich do mnie. Przyszło kilka osób, oglądali psiaki, ale więcej się nie pojawili – mówi.

Pan Jerzy zaznacza, że idealny „kandydat” do adopcji jego zwierzaka to osoba, która nie ma małych dzieci. Mówi, że to dla psa męczarnia.

- Oczywiście nie będę chodził i przeprowadzał wywiadu po znajomych. Psy same poznają, kto się nimi dobrze zajmie – wyjaśnia.

Osoby, które są zainteresowane adopcją, mogą zgłaszać się do redakcji Życia Pabianic.