Na protest szykowało się o wiele więcej osób, niż przyszło. Plany pokrzyżowała pogoda, która niektórych zatrzymała w domach. W piątek wieczorem protestujący szli w strugach deszczu. Tego dnia premier ogłosił, że od soboty zamknięte będą cmentarze. Niektórzy zamiast na protest ruszyli na groby.

Strajk kobiet zaczął się w tradycyjnym miejscu, czyli na placu przed pomnikiem przy ul. Stary Rynek. Uczestnicy protestu pod eskortą policji szli jedną stroną jezdni w stronę Mc Donalda. Ze względu na niesprzyjającą aurę trasę skrócono. Przy "Macu" zawrócili i z powrotem szli w stronę Starego Rynku. Co jakiś czas przejeżdżali kierowcy wspierający protestujących. Głośno trąbili.

Większość przygotowała plakaty z różnego rodzaju hasłami m.in. „PiS won od mojego ciała”, „Ile jeszcze litrów czerwieni, aż się coś zmieni”, czy „Strach się ruchać”. Jedne odnosiły się do praw kobiet, inne miały charakter antyrządowy. Protestujący idąc skandowali. Było ok. 500-600 ludzi.

Przed kościołem Najświętszej Marii Panny stało kilku obrońców kościoła.

Protestujący najczęściej krzyczeli:

„Moje ciało, moja sprawa”

„Moja pusia, nie Jarusia”

„Pabianice z kobietami”

„Wolność. Równość. Prawa kobiet”

„Trzeba było nas nie w...”

„J.... PiS”

„Myślę, czuję, decyduję”

„Chcemy wybór, a nie zakaz!”

„Precz z Kaczorem – Dyktatorem!”