Rodzinny dramat rozegrał się w środę przed godziną 20.00 w jednym z bloków przy ulicy Nawrockiego. W drzwi mieszkania na czwartym piętrze zapukał kurator wraz z 31-letnią kobietą. Chciał odebrać dziecko, którym na mocy postanowienia pabianickiego sądu powinna się opiekować matka. W mieszkaniu był syn 31-latki i jego dziadkowie, którzy opiekowali się wnukiem pod nieobecność ojca. Małżeństwo nie miało zamiaru oddać dziecka. Między dziadkami a kuratorem doszło do przepychanek. Matka chłopca została wyrzucona z mieszkania.

- Gdy kurator sądowy zorientował się, że sam nie poradzi sobie, wezwał policję – mówi młodszy aspirant Joanna Szczęsna z pabianickiej policji.
Funkcjonariusze, którzy przyjechali na Nawrockiego, też natrafili na opór i agresję dziadków.
- W pewnej chwili babka, trzymając chłopca na rękach, wyszła na balkon IV piętra, stanęła przy barierce i zagroziła, że skoczy – mówi Szczęsna.
Do rodzinnej awantury przyjechał kolejny policyjny radiowóz. W tym czasie kobieta weszła z balkonu do mieszkania, ściskając cały czas chłopca. Gdy policjanci zauważyli, że dziecko ma problem z oddychaniem, wezwali pogotowie.
- Gdy lekarz badał małego pacjenta, policjanci poczuli ulatniający się z kuchni gaz. Natychmiast zakręcili kurek kuchenki, który prawdopodobnie odkręciła babka – relacjonuje aspirant Szczęsna.
Chwilę później do mieszkania wrócił ojciec dziecka i wpadł w szał. Był agresywny wobec policjantów. Gdy zorientował się, że nie tędy droga, poprosił by policjanci pozwolili mu pożegnać się z synem.
- Ale kiedy trzymał już chłopca na rękach, stwierdził, że jednak nie odda go – mówi aspirant Szczęsna. - Dziecko trzeba było odebrać siłą.
Gdy malec był już na oddziale dziecięcym w szpitalu, przed drzwiami awanturowali się dziadkowie. Ich protesty przerwała ochrona szpitala.