Tym razem nie było w czym wyrzeźbić serca WOŚP. Większość na czapkach, czy szlafrokach miała przyklejone orkiestrowe serduszko. Morsy najpierw się rozgrzewały, a potem wchodziły do wody. Wśród nich byli również wolontariusze. Czwarty raz z puszką i identyfikatorem do wody weszła 11-letnia Hania Gross.

- To był pomysł taty. Stwierdziliśmy, że oboje mamy zepsuty czujnik ciepła, więc na pewno damy radę – mówi Hania. - Najważniejsze to nie zatrzymywać się jak już zaczynasz wchodzić do wody.

13-letni Franek, brat Hani, cały czas jeszcze się waha.

- Nie mogę się przemóc, ale kto wie, może za rok to zrobię – mówi chłopiec.

Dziewczynka namówiła do morsowania swoją sąsiadkę. Dominika Gotwald zadebiutowała właśnie podczas 28. finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

- Jest zimno już na samej rozgrzewce. Trzeba się przełamać. Zrobiłam to trochę dla zdrowia, trochę dla WOŚP, trochę dlatego, żeby pokonać kolejną granicę – mówi.

Wśród morsujących byli też ci, którzy robią to regularnie od kilku lat.

- Nie było źle, bo ogólnie nie jest dzisiaj zimno. Niestety wieje nieprzyjemny wiatr – mówi Kamil Lisiewicz.

- Było całkiem przyjemnie. Nawet się przepłynąłem – dodaje Michał Pawlak.

Ci, którzy nie chcą za bardzo zmarznąć nie zanurzają dłoni. Gdy jest bardzo zimno mogą wtedy zrobić się lodowate. Trudno później jest się przebrać.

Morsowanie dla WOŚP podsumował Emil Cieślak.

- Rewelacja – powiedział.