Chociaż odznaczenie przyznano imiennie, dla pani Lidii stanowi docenienie całego zespołu z pabianickiego szpitala walczącego z koronawirusem.

- Dedykuję ten Krzyż i dziękuję pielęgniarkom, ratownikom medycznym, sanitariuszom, opiekunom medycznym i wszystkim, którzy pomagają w opiece nad pacjentami – powiedziała Życiu Pabianic naczelna pielęgniarek w PCM. - Cieszymy się, że nasza praca została zauważona.

Zależni od pielęgniarek

W pabianickim szpitalu oddział „covidowy” działa z przerwami od 2020 roku. Na piętrze leżą lżej chorzy, a na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej ci w stanie ciężkim lub krytycznym. Ich płuca są zniszczone przez koronawirusa tak bardzo, że nie są w stanie dostarczyć tlenu organizmowi. To tym chorym potrzebna jest pomoc w oddychaniu przy pomocy respiratorów.

Pacjenci wprowadzeni są w śpiączkę farmakologiczną. Podłączeni są do różnych urządzeń, pokazujących nie tylko temperaturę, ciśnienie i saturację krwi. Przez wenflon wkłuty w żyłę podawane są leki i nawadniające kroplówki.

- To niesamowita ilość aparatury. Pacjent do niej podpięty jest całkowicie zdany na naszą pomoc i umiejętności - mówi naczelna pielęgniarka.

Na OIOM-ie jest 7 stanowisk. Dzień i noc czuwają przy nich lekarze i pielęgniarki.

- Jednocześnie na oddział wchodzą cztery – opowiada pani Lidia. - Jedna zostaje po tak zwanej czystej stronie.

Pracują przy chorych 3,5-4 godziny, potem jest godzina przerwy na odpoczynek, wizytę w toalecie, posiłek i znowu wejście na salę. Za każdym razem muszą zmienić ochronny strój.

- W sytuacjach ekstremalnych, np. gdy trzeba reanimować pacjenta, dyżur przy łóżkach jest dłuższy - dodaje. - Nie zostawia się koleżanki w takiej sytuacji samej.

„Kosmonauci” na OIOM-ie

Przed wejściem do sali chorych pielęgniarki muszą się ubrać w odzież ochronną. Zdejmują własne (cywilne ubranie) i zakładają to szpitalne, a więc spodnie i bluzę, na nogi tenisówki, maseczkę na twarz, a na to wszystko ochronny kombinezon i gogle lub przyłbicę. Wyglądają jak kosmonauci, ale ci nie muszą wykonywać precyzyjnych zabiegów w podwójnych gumowych rękawiczkach.

- Zakładamy dwie pary i przyklejamy do rękawa kombinezonu taśmą samoprzylepną – opowiada pielęgniarka. - Na głowę oprócz czepka wkładamy kaptur kombinezonu, a na to jeszcze gogle lub przyłbicę. Ja na dodatek pod nim mam swoje lecznicze okulary.

Ubieranie i zdejmowanie tego stroju odbywa się w odpowiedniej kolejności, przy czym zdejmowanie jest trudniejsze. Dlaczego?

- Pot cieknie człowiekowi po plecach, jesteś zniecierpliwiona i zdenerwowana, chcesz jak najszybciej się tego pozbyć, a tu trzeba działać ostrożnie i z rozwagą – opowiada pielęgniarka. - Pamiętamy, że miałyśmy do czynienia z zakażonymi koronawirusem. Nie chcemy się zarazić, nie chcemy zarazić koleżanek ani rodzin.

Takie przebieranki są kilka razy w czasie dyżuru. Za każdym razem zużyty strój idzie do utylizacji, a pielęgniarka wkłada nowy, sterylny.

Jak się porozumiewają?

- W czasie pierwszej i drugiej fali miałyśmy krótkofalówki – wyjaśnia przełożona. - Pisałyśmy też informacje na kartkach i przystawiałyśmy do szyby, by koleżanka po czystej stronie wiedziała, co jest nam potrzebne.

Od czego zaczynają pracę

- Od obejrzenia pacjenta, umycia, pielęgnacji odleżyn, jeśli są, zmiany pampersa, wykonania zaleceń lekarza – opowiada.

Jak to wytrzymują?

- To nie tylko zawód, to powołanie – tłumaczy przełożona. - Trzeba mieć nie tylko siły fizyczne i zdrowy kręgosłup, bo pacjent na OIOM-ie nie pomoże, nie wstanie, nie przesunie się. Trzeba go podnieść, umyć, oklepać. Trzeba mieć odporność psychiczną. Tu ludzie odchodzą w samotności, nie ma krewnych, rodziny przy nich. Jesteśmy tylko my. Nie mamy wsparcia psychologicznego, możemy porozmawiać tylko ze sobą.

Uwielbia pomagać

Lidia Klimczak-Moszyńska nie narzeka na pracę. Taką wybrała. Pielęgniarką zawsze chciała być.

- Urodziłam się z misją bycia tam, gdzie mnie potrzebują – tłumaczy. - Uwielbiam pomagać.

Po podstawówce poszła do Liceum Pielęgniarskiego przy ul. Narutowicza 122 w Łodzi. Gdy kończyła podstawówkę, do pabianickiego Studium Medycznego, zwanego potocznie szkołą pielęgniarską, nie było już naboru. Ostatecznie szkołę, która mieściła się przez wiele lat w zabytkowym budynku przy ul. Zamkowej 1, zamknięto w 1993 roku. Pabianicką szkołę włączono do łódzkiego Studium Medycznego przy Narutowicza.

Potem ukończyła studia pielęgniarskie i zarządzanie służbą zdrowia na Akademii Medycznej w Łodzi. W pabianickim szpitalu pracuje od 25 lat.

- Zaczynałam od pracy przy łóżku chorego – wspomina.

Przez dziesięć lat była oddziałową pielęgniarką na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, ostatnie dwa lata jest naczelną pielęgniarką w PCM. Po drodze zrobiła specjalizację i jest pielęgniarką anestezjologiczną.