Wąski korytarz na piętrze przy Cichej 34 w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej. Tu tłoczą się mieszkańcy Pabianic, którym należy się finansowa pomoc.

- Ta kolejka stoi za pieniędzmi – mówi Marzena Berner, dyrektor MCPS. - W dni wypłat przed kasą ustawia się od kilkudziesięciu do ponad stu osób. Każdy z “kolejkowiczów” wie, jaki zasiłek w tym dniu będzie wypłacany, wie też, czy jest uprawniony do jego pobrania.

Bywa, że kolejka ustawia się już na schodach.

- Centrum pomocy wypłaca zasiłki rodzinne, alimentacyjne, opiekuńcze, okresowe, stałe, celowe i celowe specjalne - wylicza Ewa Praszkowska, główny administrator MCPS. - Oprócz zasiłków wypłacamy również świadczenia za prace społeczno-użyteczne, przez to jest tak wielu zainteresowanych.

Kolejek nie brakuje też na pabianickich pocztach.

- Gdy otwieramy urząd, petenci czekają przed wejściem – informuje pracownik poczty przy Pułaskiego. - Gdy wieczorem poczta jest zamykana, w środku najczęściej są jeszcze kolejki.

Rano przychodzi dużo starszych osób. Nie pracują, więc sprawy na mieście załatwiają do południa. Ci pracujący wpadają na pocztę po godz. 16.00, więc znów tworzą się kolejki.

Żeby nie trafić na tłum ludzi, warto wiedzieć, że przed godz. 15.00 największy ruch jest na paczkach priorytetowych. Dlaczego? Bo wysłane do tej godziny, dojadą już następnego dnia. Godz. 18.00 to czas dla nadawców masowych, którzy codziennie zjawiają się na poczcie. W skali miesiąca prawdziwe zamieszanie zaczyna jest od dziesiątego do piętnastego, bo przychodzimy z opłatami ZUS.

- Podobnie jest od każdego dwudziestego do dwudziestego piątego, gdy przedsiębiorcy opłacają skarbówkę – dodaje pracownica poczty.

W ciągu roku najbardziej pracowitym miesiącem na poczcie jest grudzień. Wtedy pabianiczanie wysyłają najwięcej paczek i listów.

Kolejki są już niemal oczywistym zjawiskiem w przychodni Eskulap przy ul. Grobelnej.

- Nie ma się co dziwić, bo odkąd przychodnia tak bardzo się rozwinęła i oferuje o wiele większy zakres usług, to chętnych przybywa i tworzą się kolejki – mówi pacjentka czekająca do gabinetu stomatologicznego. - Jak widzę, najwięcej ludzi czeka do rejestracji. Przed gabinetami jest mniej.

Wszystko dzięki umawianiu pacjentów na godziny, co pozwala oszczędzać czas pacjentów.

- Fakt, że dodzwonić się do placówki to jest prawie niemożliwe, bo linia prawie cały czas jest zajęta, więc połączenie czeka w kolejce – komentuje kolejny pacjent w poczekalni. - Ale gdy już się dotrze na wizytę, to wszystko idzie sprawnie. Nawet jak wizyta jest odwołana, to dzwonią i informują o tym.

W Pabianickim Centrum Medycznym, jeśli chcemy uniknąć gigantycznych kolejek do gabinetów lekarskich, możemy przyjść w środę lub w czwartek. Bo tutaj oprócz rejestracji, trzeba czekać dość długo przed gabinetami.

- Zdecydowanie najwięcej pacjentów zgłasza się do nas zaraz na początku tygodnia, w poniedziałki i wtorki, i na końcu tygodnia, w piątki – informuje Krystyna Wiśniewska, dyrektor do spraw medycznych w Pabianickim Centrum Medycznym.

Na liczbę zgłaszających się do poradni ogromny wpływ ma również pora roku.

- Zimą i w okresie jesieni pacjentów jest więcej. Na ulicach jest ślisko i mokro, co powoduje, że wszelkie wypadki i upadki zdarzają się znacznie częściej – informuje Wiśniewska.

Jeśli chodzi o długości kolejek, to najdłuższe są zazwyczaj do sześciu poradni: neurologicznej, kardiologicznej, laryngologicznej, diabetologicznej, psychiatrycznej i poradni zabiegowej.

- Najpierw czeka się do rejestracji, później jeszcze długo czeka się na wyznaczony termin, a na końcu spędza się pół dnia przed gabinetem – komentuje poirytowany pacjent. – To czekanie jest bez sensu, bo przecież można byłoby zapisywać pacjentów na godzinę. Wtedy nie trzeba byłoby marnować całego dnia, by spędzić 10 minut u lekarza.

Choć takie rozwiązanie ułatwiłoby pacjentom uczęszczanie do przyszpitalnych poradni, to kolejki do samej rejestracji i tak pozostałyby takie same.

- Oczywiście największe kolejki do rejestracji są w godzinach porannych, czyli tak jak ruszają zapisy do specjalistów – wyjaśnia dyrektor Wiśniewska. – Nic nie można na to poradzić, bo przeciętnie każda z poradni specjalistycznych przyjmuje minimum 20-30 osób dziennie. To dużo. Czasami zdarza się, że w poradni przyjmowanych jest od 80 do 100 pacjentów. Co więcej, każdego dnia w szpitalu przyjmowanych jest około 1.000 pacjentów. Taka liczba niestety oznacza kolejki.

Kolejki ustawiają się nawet w Powiatowym Urzędzie Pracy.

- Z wieloletniego doświadczenia wynika, iż najwięcej osób do rejestracji zgłasza się w pierwszym kwartale roku, zwłaszcza w styczniu, gdy liczba osób pragnących uzyskać status bezrobotnego jest nawet do dwóch razy wyższa niż w pozostałych miesiącach roku – informuje Danuta Skwirowska, zastępca dyrektora PUP. – Jest to związane z tym, że wiele umów o pracę ustaje właśnie z końcem roku.

Prawdziwy boom zaczyna się w urzędzie wraz z ogłoszeniem naboru na rożne formy wsparcia.

- Sytuacja ta dotyczy zarówno klientów z grupy pracodawców, jak i samych bezrobotnych – dodaje Skwirowska. - Pracodawcy wnioskują wtedy o organizację stażu czy refundację kosztów doposażenia lub wyposażenia stanowiska pracy dla bezrobotnego skierowanego przez PUP. Bezrobotni aplikują o dofinansowanie do podjęcia działalności gospodarczej czy szkolenie grupowe.

Najsłynniejszą z pabianickich kolejek wydaje się być ta, która codziennie ustawia o godzinie 18.00 przed SDH Trzy Korony. Chętnych na darmową zupę i chleb nie brakuje, dlatego sznur czekających widać już z daleka.

- Zupę i chleb dostaje tutaj każdy, kto jest głodny - mówi kobieta z kolejki. - Ja przychodzę tu codziennie, bo można najeść się za darmo. Jedzenie jest całkiem dobre i co dzień jest inna zupa.

Choć wydawanie posiłku zaczyna się punktualnie, to głodni już pół godziny wcześniej zbierają się pod domem handlowym.

- Całe jedzenie, jakie tu przywozimy, to jakieś 85 porcji - informuje chłopak wydający chleb. - Jeszcze się tak nie zdarzyło, żeby coś nam zostało. Wszystkie porcje zawsze rozchodzą się w kilkanaście minut.

Porcje wydawane są w miseczkach jednorazowych, ale stali bywalcy przychodzą z własnymi słoikami i pojemnikami, bo z zupą wracają do domów.

- Biorą jedzenie całej rodziny – rzuca pan z kolejki, który wyciąga litrowy słoik. - My się tutaj dobrze znamy, bo codziennie spotykamy te same twarze.