Wyciągnęły je na światło dzienne przy okazji kulinarnej „bitwy na smaki”, podczas pikniku w Dłutowie. Można było podpatrzeć, można było się zainspirować

Bitwę wygrały gospodynie z KGW Mogilno Małe (gm. Dobroń), które zaserwowały „pierogi inaczej”. Drugie miejsce zdobył „kociołek do syta”, przyrządzony przez gospodynie z KGW Róża (gm. Dobroń). Pierogi z mięsem KGW „Tradycja” z Piątkowiska (gm. Pabianice) zdobyły trzecie miejsce.

O przepisach, pomysłach kulinarnych i pasji do działania Życie Pabianic rozmawiało z laureatkami konkursu.

KGW Mogilno Małe

Zwycięskie „pierogi inaczej” zachwyciły jurorów nadzieniem z suszonych śliwek i moreli. Całość była okraszona miodem i orzechami. Za pierwsze miejsce na konto koła wpłynęła nagroda w wysokości 2.000 zł.
Skąd taki pomysł na danie?

- Kobiety mają różne pomysły, czasami trafione, czasami nie – mówi z uśmiechem Krystyna Sałaciak, członkini KGW Mogilno Małe. - Ale metodą prób i błędów zawsze do czegoś się dochodzi. Tym razem spróbowałyśmy innego przepisu, bo kto powiedział, że zawsze na wigilię muszą być pierogi z kapustą albo kapusta z grochem?

Ich pierogi są wyjątkowe i podbijają serca i żołądki smakoszy. Farsz to suszone śliwki i morele.

- I co tu potrzeba więcej – pyta gospodyni. - Przy cieście też nie ma żadnych kombinacji. Po prostu mąka, woda i sól. Wyrabiamy lekkie, miękkie ciasto. Farsz każda kobitka robi po swojemu. Niektóre wolą bardziej na słodko, inne wybierają ostrzejszy smak. Przed takim konkursem zawsze się zbieramy i wspólnie debatujemy nad pomysłem.

KGW Mogilno Małe w bitwie regionów „na smaki” brało udział już po raz 6.

- Startowałyśmy na różnych szczeblach. Przez pierwsze lata na wojewódzkim i ogólnokrajowym. Teraz powiatowym – opowiada Anna Jurek, przewodnicząca koła. - Po tym zwycięstwie jedziemy z naszymi pierogami do Skierniewic na kolejny etap. Przy okazji każdego takiego starcia przygotowujemy inne danie. Były już prażoki ze skwarkami i kapustą, kluski pampuchy.

„Pierogi inaczej” wygrały smakiem.
- Po raz pierwszy podałyśmy je na kolacji wigilijnej naszego koła – dodaje przewodnicząca. - Nie było ich wtedy dużo, tylko tak na spróbowanie. Na kolejnej wigilii wszyscy już na nie czekali. Robiłyśmy ich coraz więcej, częstowałyśmy mieszkańców przy okazji różnych uroczystości. Zawsze szybko znikały z talerzy, bardzo wszystkim smakowały.

Nie zabraknie ich również na stołach planowanej na listopad imprezy jubileuszowej z okazji 95 lat działalności koła. To już „kawał” historii i tradycji lokalnej.

- W okresie wojennym ta działalność była zawieszona, zmieniał się też charakter koła na przestrzeni lat – dodaje pani Anna. -Dawniej panie zapisywały się do koła, bo były na przykład kurczaki do wzięcia. Były szkolenia z robienia przetworów czy pasteryzowania mięsa. W tamtych czasach nie było lodówek. Teraz gospodynie takich problemów nie doświadczają.

Obecnie KGW Mogilno Małe liczy 39 członków. W składzie mają 38 pań i jednego pana.

- Wiele z nich jest spoza naszej miejscowości – dodaje pani Anna. - To młode aktywne osoby, jak chcą działać, to zapraszamy. 4 nasze najstarsze członkinie mają już powyżej 90 lat.

A jest co robić.

- W sezonie mamy bardzo dużo imprez, nawet co weekend – opowiada przewodnicząca. - Są zabawy z okazji Dnia Dziecka, pikniki rodzinne, robimy wieńce dożynkowe i palmy przed Wielkanocą, które zdobią główne skrzyżowanie w Dobroniu.

To wszystko wymaga czasu i poświęcenia.

- Tak, najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby chciało nam się chcieć – mówi pani Krystyna Sałaciak. - Nam się chce. Daje nam to też zastrzyk energii i satysfakcję. Współpracujemy ze szkołami i przedszkolami. Nasze działania integrują też lokalne środowisko. Spotykamy się, rozmawiamy ze sobą, a nie tylko mijamy się na ulicach.

Na wsiach przybywa mieszkańców „napływowych”. Przeprowadzają się, uciekając od miejskiego zgiełku i coraz mocniej angażują w sprawy lokalnych społeczności.

- Też mamy takie panie u siebie – dodają gospodynie. - Przychodzą, biorą udział w równych przedsięwzięciach. Działamy dla ludzi, organizujemy warsztaty, zajęcia czy wycieczki dla wszystkich mieszkańców. Idea koła nigdy nie umrze. Młode kobiety zastępują te, które odchodzą.

KGW Róża
Gospodynie z tego koła zaserwowały podczas kulinarnego starcia w Dłutowie „kociołek do syta”. To danie sezonowe, bogate w składniki. Są w nim warzywa i mięso.

- My podałyśmy kociołek z wieprzowiną uformowaną w kuleczki, jak na klopsy – dodaje Bożena Grabarz, przewodnicząca koła. - Były też pieczarki, papryka w różnych kolorach, ogórek konserwowy, żółta fasolka szparagowa, cebula, keczup, musztarda, koncentrat pomidorowy. Odrobina mąki. To nic nadzwyczajnego. Po prostu sezonowe warzywa. Co gospodyni ma w ogródku, to wrzuca.

Każda pani jednak inaczej przyprawia.

- Bo sekretem takiego dania jest serce gospodyni - dodaje Aneta Dychto, członkini koła.

Sporo zależy też od przygotowywanych ilości. Inaczej gotuje się dla rodziny, inaczej dla 30-40 osób.
To drugi występ pań z KGW Róża w bitwie regionów.

- W tamtym roku przygotowałyśmy na konkurs zupę chrzanową – mówi pani Aneta. - To nasza regionalna, lokalna potrawa, bez której nie ma Wielkanocy. Podajemy ją na wędzonce. Chrzan jest tarty, a nie gotowy ze słoiczka. Wtedy też zajęłyśmy drugie miejsce.

W konkursie ważne i punktowane było również podanie potrawy.

- My zaserwowałyśmy nasze danie na drewnianych deskach w kamionkowych kociołkach – dodaje gospodyni. - Z boku był pieczony chlebek z ziołami. Wszystko zostało podane z pomysłem i elegancko. Kucharz, który był w jury, bardzo nas pochwalił za nowoczesność. Do wygranej zabrakło nam tylko 4 punktów.

Dlaczego taki wybór?

– To smaczne danie, które wszystkie bardzo lubimy – zapewniają gospodynie.

KGW Róża zostało założone w 1935 roku. Obecnie aktywnie urzęduje w nim 30 pań.

- Dawniej było nas znacznie więcej, ale wsie się wyludniają, sporo się zmienia – dodaje przewodnicząca. - My bardzo aktywnie działamy od 2019 roku. Wtedy też zaczęłyśmy spotykać się w sali ochotniczej straży. Organizujemy zabawy karnawałowe i sylwestrowe, są wesela. Wszystkie pieniądze przeznaczałyśmy na rozbudowę i modernizację tego miejsca.

- Mamy piękny, duży lokal i prężnie działamy dla mieszkańców – mówi pani Aneta Dychto. - Od trzech lat tych inicjatyw jest coraz więcej, ale udaje się to wszystko spinać. Staramy się też ściągnąć do nas i angażować młodych ludzi. Czas zmienić stereotypy o kołach, których członkinie to same starsze panie chodzące na różaniec raz w tygodniu.

Koła to centra życia na wsiach. Miejsca spotkań i integracji lokalnych społeczności.

- Czasami organizujemy imprezy, piknik, jubileusz, festyny dla rodzin. Często promujemy naszą miejscowość na różnych wyjazdach i konkursach – dodaje pani Aneta.

Są też wspólne wyjazdy do kina, teatru.

- Mamy nawet co poniedziałek zajęcia dla mieszkańców na zdrowy kręgosłup – dodają gospodynie. - Każdy może przyjść. Jest opłacona instruktorka. Nie trzeba dojeżdżać do miasta.

Działalność kół to też część rodzinnych tradycji.

- Pamiętamy babcie i mamy, które się w nich udzielały – dodaje pani Aneta. - Nie sposób, żebyśmy my po latach nie dołączały.

KGW „Tradycja” w Piątkowisku

Tysiąc złotych i trzecie miejsce w konkursie to sukces pierogów z mięsem, podanych przez gospodynie z Piątkowiska.

- To jest potrawa regionalna, typowo łódzka. Danie łódzkich Żydów - mówi Anna Marciniak, przewodnicząca koła. - Chociaż już teraz rozpowszechniana na całą Polskę. Oni pierogi nadziewali baraniną, a łódzcy robotnicy tańszą wieprzowiną. My zrobiłyśmy jak dla robotników, wersję z wieprzowiną. O baraninę nie jest tak łatwo i ma specyficzny smak.

Sekret tych pierogów to ciasto.

- Wyrabiane z kilograma mąki i prawie litra wrzącego mleka – zdradza pani Anna. - Mąkę zalewamy gorącym mlekiem i wyrabiamy.
Tak przygotowane ciasto jest bardzo delikatne, miękkie, dobrze się wyrabia i wałkuje.

- Nie przykleja się do wałka ani stołu, ale trzeba je dobrze wyrabiać, w razie czego podsypywać mąką, jak jest za rzadkie – dodaje przewodnicząca. - Dopóki po przekrojeniu nie będzie w cieście dziurek, należy dalej ugniatać. Trwa to czasami pół godziny albo dłużej. Ale to jest klucz do sukcesu. Słabo wyrobione ciasto klei się i rwie.

Skąd taki przepis?

- To receptura mojej mamy, w rodzinie obecna od pokoleń – dodaje przewodnicząca. - Ludzie się zachwycają, skąd takie miękkie pierogi. Farsz jest prosty do zrobienia. To mięso wieprzowe ugotowane z cebulą i słoniną. Wszystko potem jest kręcone i przyprawiane do smaku. Jak mięso jest za suche, podlewamy je wywarem.

Z kilograma mąki i litra mleka wychodzi około 100 pierogów.

- Jak trzeba włożyć tyle pracy w to ugniatanie, nie ma co się bawić w mniejsze ilości – dodaje z uśmiechem Daniela Madaj, członkini koła. - Trzeba jednak uważać, żeby się nie poparzyć. Jak nie ma robota do wyrabiania ciasta, trzeba mieszać na początku łyżką.

Gotują z pomysłem również dla mieszkańców.

- Zawsze częstujemy wszystkich przy okazji organizowanych uroczystości – dodaje przewodnicząca. - Na najbliższą przygotujemy zalewajkę. To będzie spotkanie z panią Anią Cander, mieszkanką naszej gminy, która przeżyła pierwsze dni wojny i napaści hitlerowskiej w Piątkowisku. Pani Ania opowie, jak wyglądały przesiedlenia, jak się wtedy żyło. To będzie ciekawe historyczne wydarzenie, na które wszystkich zapraszamy.

Koło z Piątkowiska działa już od 86 lat. Obecnie liczy 22 osoby i kilka honorowych członkiń.

- Troszkę słabnie ta tradycja, ale robimy wszystko, żeby nasze spotkania trwały – mówi pani Ania. - Nie jest łatwo tak się angażować społecznie, dzieci, praca, coraz mniej czasu. Dawniej panie wspólnie piekły, gotowały, wymieniały się przepisami. Teraz taka wiedza nie ma już wartości. Jest internet, a w nim setki receptur.

Planów na przyszłość tą bliższą i dalszą jednak gospodyniom nie brakuje.

- Zbliżają się dożynki, więc już przygotowujemy materiały, żeby wykonać wieniec. Co roku organizujemy Dzień Kobiet, bal karnawałowy dla najmłodszych – wylicza przewodnicząca. - Planuję też zorganizować rajd rowerowy i wycieczkę do Łodzi. Wspólnie wyjeżdżamy do kina i teatru. I to nie jest tylko dla nas. Na wszystkie takie wyjazdy zapraszamy mieszkańców. Mamy też tradycję stołów wielkanocnych. Co roku spotykamy się przy tej okazji w innej wsi.

Ich specjalność to jednak kulinaria.

- Nawet jak spotykamy się raz w miesiącu w naszym gronie, to każda przynosi coś od siebie, żeby się pochwalić przepisem, dać spróbować – opowiada pani Ania. - Stoły uginają się wtedy od potraw, a my wymieniamy się pomysłami.

To sposób na integrację i budowanie lokalnych relacji.

- Ja jestem zadowolona z możliwości spotykania się z dziewczynami, z koleżankami – dodaje przewodnicząca. - Jesteśmy razem, wspólnie działamy. Bierzemy udział w konkursach kulinarnych i nie tylko. Dzięki temu się znamy, zapraszamy też na różne uroczystości, mamy wspólną wigilię. Jest rodzinnie.