Była to pierwsza edycja Metal Strikes Back i od razu dodam, że bardzo udana. Koncert miał rozpocząć się o godzinie 19.00. Jednak co tradycja, to tradycja, obsuwa musiała nastąpić. Pierwszy zespół wystartował godzinę później. I nie ma co tu kryć – nie wypadł najlepiej. Brzmienie kapeli było fatalne. Przemieszczałem się po sali Rock Fabryka, poszukując co bardziej czytelnych dźwięków – po pięciu minutach zrezygnowałem. Pod względem technicznym kapeli nie można wiele zarzucić. Widać było, że każdy muzyk Impet gra z sercem, które bije mocnym metalowym rytmem. Tym bardziej, jest mi szkoda, że nie udało się im zapanować nad chaosem, który niestety mocno psuł mi radość ze słuchania. Po zachowaniu widowni, również dało się wyczuć lekkie znużenie.

Pozostała nadzieja, że dwie pabianickie kapele zaprezentują się lepiej. I kto ją miał – nie zawiódł się. Przyznam szczerze, że na występ Maggoth czekałem z niecierpliwością. Bardzo byłem ciekaw, jak wypadną na żywo. Tym bardziej, że w zespole brak jest basisty, przez co „środek ciężkości” wypada w zupełnie innym punkcie niż u innych przedstawicieli thrashu. Fanom metalu w Pabianicach, jednak to nie przeszkadza. Szybko i bez bólu wczuli się oni w utwory i pokazali, że formacja Artura Kubiaka może liczyć na bardzo ciepłe, jeśli nie gorące przyjecie. Z bardzo dobrej strony pokazał się też Wojtek Piekarniak. Gitarzysta ten posiada doskonałą technikę, która pozwoliła mu odegrać najtrudniejsze partie utworów największych thrash metalowych wymiataczy. Metallica - Creeping Death? Proszę bardzo, dla niego to żaden problem. Cieszyć mógł również luz, jaki emanował podczas tego występu ze sceny. Widać było, a przede wszystkim słychać, że panowie znakomicie się czują w swojej roli. Zero udawanych emocji – szczere, bardzo solidne granie. Kiedy myślałem już, że nic więcej tego wieczoru mnie nie zaskoczy, na scenie pojawił się - Persecutor. Na pierwszym planie po raz kolejny Wojtek Piekarniak i jego szaleńcza pogoń po gitarowym gryfie. Reszta załogi również nie odbiegała techniką od lidera zespołu. Perkusista wymiatał niesłychanie precyzyjnie. Za nim w szalonym tempie pędził basista, nie odpuszczając choćby na krok swojego kompana z sekcji rytmicznej.

Tak piekielnego, a zarazem tak dobrze zagranego metalu w Rock Fabryce jeszcze chyba nie było. Zabójcze tempo, genialne riffy, niespożyta energia sceniczna i szalejąca widownia, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie tylko ja zachwycam się pogmatwanymi dźwiękami Persecutora. Patrząc z perspektywy całej imprezy, był to chyba najlepszy zespół, w którym czuje się ogromne pokłady możliwości. Chylę czoło... Podsumowując – bardzo dobra, świetnie zorganizowana i bezkolizyjna impreza, o której długo będzie głośno w naszym mieście.
 

Zobacz zdjęcia z koncertu.