Oba zespoły rozpoczęły w tempie godnym podziwu. Mecz był bardzo żywy, zawodnicy nie przebierali w środkach, toteż trup na murawie ścielił się gęsto. W 8. minucie centrę z rzutu rożnego zamykał Hubert Mikucki, lecz jego strzał poszybował wzdłuż bramki. Pięć minut później „Miki” przeprowadził rajd lewą stroną, po którym zdołał strzelić, jednak wprost w ręce bramkarza. W 17. minucie po dośrodkowaniu z lewej strony kompletnie niekryty Grala nie trafił czysto w piłkę głową i goście mogli odetchnąć z ulgą.

Im bliżej było końca pierwszej połowy, tym bardziej przeważali goście. W 27. minucie zabrakło im zimnej krwi, by skierować piłkę do siatki po odbiciu silnego uderzenia przez Dawida Bukowieckiego. Poza przewagą piłkarską podopieczni Pawła Sieka (były trener PTC) wyróżniali się krzykami na murawie i szeroko rozumianą symulką. Po niemal każdym ostrzejszym starciu ciszę nad boiskiem w Dłutowie przecinał rozdzierający krzyk padającego na murawę futbolisty z Łęczycy. Arbiter dał się nabierać na teatralne gesty gości i dyktował rzuty wolne za wydumane faule dłutowian. Na szczęście sprawiedliwości stało się zadość i przyjezdni mieli z tych stałych fragmentów gry tyle pożytku, co kot napłakał.

Jak wykonywać stałe fragmenty gry, pokazali Górnikowi dłutownianie. W 52. minucie po wrzutce z rzutu rożnego Dominika Mosińskiego, Grala włożył głowę tam, gdzie było trzeba i zapewnił gospodarzom prowadzenie. Potem Bartek dwukrotnie miał okazję, by podwyższyć wynik meczu, lecz dwukrotnie był blokowany. W drugim przypadku gracz z Łęczycy zdzielił go w twarz łokciem z taką siłą, że najlepszego zawodnika GLKS trzeba było odwieźć do szpitala uniwersyteckiego w Łodzi z podejrzeniem poważnego uszkodzenia kości twarzoczaszki. Sędzia nawet nie zareagował na chamskie zachowanie piłkarza Górnika. W 57. minucie po kolejnej centrze Mosińskiego z kornera, jak z procy do piłki wyskoczył Adam Skiba i głową umieścił futbolówkę w bramce. Było 2:0.

W 65. minucie pod środkową linią boiska piłkę odebrał Sebastian Bednarczyk i niczym wytrawny slalomista mijał przeciwników. Skończył na piątym, który zdołał zablokować jego strzał. Chwilę później rezerwowy Przemysław Klimczak zagrał wzdłuż bramki, lecz tego podania nie zdołał sięgnąć Mosiński. Nastolatek zrehabilitował się w 77. minucie, gdy wykonał kapitalną szarżę lewą stroną i wyłożył piłkę Danielowi Morawskiemu, który bez problemów wpakował piłkę do siatki. Na bramkę Górnika strzelali jeszcze Mateusz Żabolicki i Klimczak. Z kolei w 87. minucie dłutowian od straty gola uratował słupek.

W końcówce zagotował się jeden z graczy gości, który... opluł miejscowych kibiców. Już wcześniej ten sam zawodnik wdawał się w utarczki słowne z kibicami GLKS. Sędzia jednak nie zauważył jego chamskich zachowań, a arbiter liniowy widzieć ich... nie chciał. Dlatego łęczyczanie dotrwali w komplecie do ostatniego gwizdka arbitra. Mało tego, w doliczonym czasie gry wykorzystali rozkojarzenie dłutowian w defensywie i w zamieszaniu podbramkowym zdobyli honorową bramkę. Ich postawa w sobotnim spotkaniu z honorem i kulturą miała jednak niewiele wspólnego. Łęczyca szczyci się, że jest miastem królewskim, ale piłkarze Górnika mają maniery niczym z „miasta meneli” Bogusława Lindy.

A Dłutów dzięki wygranej powrócił na pozycję lidera V ligi.

GLKS Dłutów – Górnik Łęczyca 3:1 (0:0)

Gole dla GLKS: Grala 52., Skiba 57., Morawski 77.

Dłutów: Bukowiecki – Stelmach, Strzelec, Bednarczyk, Skiba – Mikucki (46. Żabolicki), Mosiński, Łańcuchowski (67. Klimczak), Stolarek (77. Woźniak), Biskupski – Grala (58. Morawski).