Latem 1982 roku Włókniarz wywalczył trzeci w historii awans do II ligi. W myśl zasady "do trzech razy sztuka" pabianiczanie utrzymali się w rozgrywkach. Poprzednie dwie przygody z drugą ligą kończyły się ledwie po jednym sezonie.

Rok później w drużynie doszło do kilku zmian. Kibice na stadionie przy ul. Marchlewskiego nie oglądali już krnąbrnego i błyskotliwego nastolatka Piotra Nowaka (przeniósł się do GKS Bełchatów), zdolnego obrońcy Pawła Szałeckiego (wyjechał na studia do Białej Podlaskiej) i bramkarza Marka Darocha (odszedł do Pogoni Zduńska Wola).

W ich miejsce z Bełchatowa przyszedł Włodzimierz Bąkiewicz, ze Zduńskiej Woli Leszek Rosiński, z Boruty Zgierz Andrzej Winter, a z Broni Radom pozyskano byłego bramkarza ŁKS, Mirosława Peresadę. Jak się później okazało, niemal wszystkie transfery były strzałem w dziesiątkę.

Kto tu gra w ekstraklasie?

Sezon przygotowawczy ekipa Czesława Fudaleja rozpoczęła od prawdziwej petardy. W pierwszym sparingu przed własną publicznością pabianiczanie podejmowali wracającą z obozu w Wągrowcu warszawską Legię. Legioniści nie dominowali wówczas w lidze (hegemonem był łódzki Widzew), ale byli czołową drużyną w kraju. Tymczasem defensywa Włókniarza dyrygowana przez Janusza Komorowskiego (tata Marcina, byłego reprezentanta Polski) nie dała sobie strzelić gola, a jedną zabójczą akcję wyprowadził Witold Nowak. Wygrana 1:0 wyraźnie zaskoczyła… redaktora Życia Pabianic, który Legię nazwał… Lechią, a relację ze sparingu opatrzył wymownym tytułem: „Kto tu gra w ekstraklasie?”.

Na ligową inaugurację nasi udali się pod Jasną Górę, gdzie wygrali z Rakowem po golu „do szatni” debiutanta Bąkiewicza. Piłkarskiej Polsce przedstawił się nie tylko były gracz Bełchatowa, ale i szybszy od wiatru skrzydłowy Rosiński.

Ten ostatni w kolejnym meczu pokonał bramkarza Radomiaka, czym zapewnił Włókniarzowi pozycję lidera w grupie wschodniej II ligi. Łatwo nie było, nie tylko dlatego, że radomianie mieli silny zespół.

- Czuliśmy się na boisku jak w rzymskiej łaźni – rzucił do dziennikarzy Jerzy Rutkowski.

W trzeciej kolejce „zieloni” ulegli w Kielcach Koronie 0:1, kończąc mecz w dziesiątkę po czerwonej kartce Nowaka.

Swoją siłę pabianicka drużyna oparła głównie na defensywie, w której prym wiedli Komorowski z Jarosławem Bardelskim, a gdy oni (rzadko) zawodzili, zaporą nie do przejścia był w bramce Peresada. W meczach z Hutnikiem Warszawa i Stalą Mielec trzeszczały kości, ale Włókniarz goli nie stracił. Dopiero w szóstej kolejce do naszej bramki trafił przyszły kadrowicz, Wiesław Cisek (wówczas Resovia). Kłopoty zaczęły się, gdy urazu nabawił się Komorowski – w Bytomiu Polonia strzeliła nam trzy gole, choć jeszcze w 85. minucie prowadziliśmy 2:1 po dwóch golach Bąkiewicza.

Kryzys po Bytomiu

Od meczu na Śląsku rozpoczął się kryzys w pabianickiej drużynie, która nie wygrała czterech kolejnych spotkań, w trzech z nich nie zdobywając gola. Fatalną serię przełamał dopiero w 11. kolejce Rutkowski, strzelając z rzutu karnego bramkarzowi Hutnika Kraków. Gwoli sprawiedliwości trzeba oddać, że przez zespół przetoczyła się fala kontuzji, a szkoleniowiec musiał ratować się wystawiając w obronie ofensywnie usposobionego Dariusza Sowińskiego, zaś z ławki rezerwowych wpuszczał debiutantów, takich jak 19-letni Ryszard Jarzyński. Włókniarz zajmował dopiero 9. miejsce w lidze, ale strata do lidera – Górnika Knurów, wynosiła tylko cztery punkty. Wówczas była to różnica dwóch zwycięstw…

Po zwycięstwie w meczu z Igloopolem Dębica (2:0) w szatni „zielonych” niektórzy mieli skwaszone miny. Rywale z Podkarpacia polowali na kości pabianiczan, po meczu do szpitala pojechali Rosiński i Tadeusz Jacek, którzy przez dwa tygodnie musieli chodzić w gipsie. W tej sytuacji remis w Białymstoku z Jagiellonią, uratowany dzięki przytomności umysłu Komorowskiego, był sukcesem Włókniarza.

Na ostatni jesienny mecz przy Marchlewskiego z Górnikiem Knurów na stadion pofatygowało się pięć tysięcy widzów. Mogli zobaczyć jaką techniką, mimo 41 lat na karku, popisuje się legendarny Zygfryd Szołtysik. Ale najwięcej radości dał im Jan Skibiński, który najpierw efektownym wolejem umieścił piłkę w samym okienku bramki gości, a potem błyskawicznie wystartował za linię obrony gości i strzelił na 2:0.

Obrona Włókniarza mogła sobie pozwolić na gapiostwo, bowiem wygrana 2:1 pozwoliła na 4. miejsce na koniec rundy z dorobkiem 17 punktów.

Na koniec udanej rundy piłkarze wyjechali na obóz w Weimarze (Niemiecka Republika Demokratyczna), gdzie przebywali przez 10 dni, grając sparingi z miejscowym Motorem.

Graczy „zielonych” doceniali fachowcy – w klasyfikacji talentów tygodnika „Piłka Nożna”, wśród napastników ósmy w Polsce był Leszek Rosiński. Wygrał wart wówczas 21 milionów złotych (rekord transferowy w polskim futbolu), Dariusz Dziekanowski.

Postawili się Widzewowi

Na początek zimowych przygotowań pabianiczanie grali z Widzewem. Naprzeciw naszych piłkarzy stanęły takie tuzy, jak Józef Młynarczyk, Roman Wójcicki czy Włodzimierz Smolarek. Włókniarz przegrał 3:4, nie ustępując renomowanym rywalom. Szkoleniowcowi pabianiczan szyki krzyżowały kontuzje i choroby – w próbie generalnej przed wiosenną inauguracją nie mógł skorzystać z siedmiu podstawowych piłkarzy. Do drużyny doszedł pomocnik Pogoni Zduńska Wola, Sławomir Wojciechowski.

W pierwszym meczu wiosny kibice unieśli ręce w górę już po niespełna 120 sekundach gry, gdy Nowak wpakował piłkę pod poprzeczkę bramki Rakowa. Goście jednak wyrównali, a publiczność zaczęła opuszczać stadion długo przed końcowym gwizdkiem sędziego. Ci, którzy zostali, mogli zobaczyć zwycięską bramkę strzeloną w końcówce przez Skibińskiego.

Drugi mecz w Radomiu został odwołany ze względu na atak zimy. Potem „zieloni” tylko zremisowali u siebie z kielecką Koroną 1:1, a w stolicy przegrali 0:2 z Hutnikiem. Przełomem okazała się wygrana (3:2) na własnym boisku ze Stalą Mielec, gdy udało się z nawiązką odrobić straty po pierwszej połowie, którą przegrywaliśmy 1:2. Zwycięską bramkę dla Włókniarza zdobył Wojciechowski.

Wrócili do czołówki

Po wyszarpanej wygranej ze Stalą przyszły cenne wyjazdowe remisy w zaległym meczu z liderem Radomiakiem oraz z czołową ekipą ligi (sędziował nam Michał Listkiewicz, który sześć lat później będzie asystentem w finale mistrzostw świata), Resovią.

Włókniarz wziął też rewanż na bytomskiej Polonii, wówczas wiceliderze tabeli. Choć do przerwy „zieloni” przegrywali 0:1, tuż po przerwie koncert gry rozpoczął Wojciechowski. Najpierw pięknie przymierzył z rzutu wolnego, potem asystował przy golu Sowińskiego.

W meczu ze Stalą Stalowa Wola trener Fudalej miał do dyspozycji ledwie 14 zawodników – na ławce rezerwowych obok bramkarza Krzysztofa Stefańczyka siedzieli juniorzy: Piotr Urbaniak i Radosław Morawski. O wyniku przesądził jeden gol – Sowiński z Rutkowskim tak rozprowadzili obronę „Stalówki”, że Jacek z pięciu metrów nie mógł spudłować.

„Chyba najwięksi optymiści nie spodziewali się, że piłkarze Włókniarza pomimo prześladujących ich kontuzji i żółtych kartek po 23 meczach będą wiceliderem II grupy z dorobkiem 28 punktów” – pisał w Życiu Pabianic redaktor Henryk Górski.

W kolejnym meczu w Radomiu z czerwoną latarnią ligi, Bronią, podopieczni Fudaleja wygrali 1:0, a zwycięską bramkę zdobył Jacek, który wyszedł na boisko, mimo kłopotów żołądkowych.

Do końca ligi zostało sześć spotkań. Włókniarz wciąż był wiceliderem tabeli z niewielką stratą do Radomiaka. Do ekstraklasy wchodzili jedynie zwycięzcy grup.

„Będziemy walczyć do końca”

- Zagraliśmy najgorszy mecz rundy. Taki jest sport. (…) Walczyć będziemy do końca – mówił w wywiadzie dla Polskiego Radia, Marian Sotyn, kapitan Włókniarza.

Na mecz z broniącymi się przed spadkiem Błękitnymi Kielce pabianiczanie wyszli jak sparaliżowani. Stać ich było tylko na doprowadzenie do remisu 1:1 po strzale Rutkowskiego. Remis wszyscy traktowali w Pabianicach jak porażkę. Strata do lidera się powiększyła.

Do kuriozalnych sytuacji dochodziło w trakcie kolejnego meczu – z krakowskim Hutnikiem na Suchych Stawach. Wojciechowski dostał żółtą kartkę za picie wody, a rękę Wiesława Serka w polu karnym widział tylko sam arbiter. Niestety, słabo grający Włókniarz poległ 0:2 i spadł z fotela wicelidera, już nigdy nań nie wracając.

Relację z kolejnego meczu z Wisłą Płock redaktor „Dziennika Łódzkiego” opatrzył wymownym tytułem „Odrabianie pańszczyzny”.

Żadnego z trzech ostatnich spotkań Włókniarz nawet nie zremisował. W Dębicy doszło do małego pogromu – porażka 1:4 nikomu chluby nie przyniosła. Porażki z Jagiellonią i Górnikiem Knurów (dwa piękne gole Wojciechowskiego z rzutów wolnych) zepchnęły Włókniarza na 5. miejsce w lidze. Tak wysoko na zapleczu ekstraklasy „zieloni” byli pierwszy i ostatni raz.

Do I ligi awansował Radomiak. Ktoś złośliwy zauważy, że był to jedyny sezon radomskiego futbolu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ale to właśnie nad Mleczną, a nie nad Dobrzynką wspominają ekstraklasę…

W opisanym sezonie Włókniarz nie tylko świetnie grał w lidze. „Zieloni” dotarli też do 1/16 Pucharu Polski, o czym pisaliśmy TUTAJ.

***

W barwach Włókniarza w sezonie 1983/84 grało 20 zawodników: Mirosław Peresada (bramkarz), Andrzej Kukieła, Janusz Komorowski, Jarosław Bardelski, Wiesław Serek, Zbigniew Ciesielski, Marian Sotyn (obrońcy), Dariusz Sowiński, Włodzimierz Bąkiewicz, Jerzy Rutkowski, Piotr Janisz, Jan Skibiński, Ryszard Jarzyński, Sławomir Wojciechowski, (?) Kruszyński (pomocnicy), Leszek Rosiński, Witold Nowak, Tadeusz Jacek, Andrzej Winter, Przemysław Młynarczyk (napastnicy). Trenerem był Czesław Fudalej.

Gole strzelali: 5 – Bąkiewicz, Wojciechowski, 4 – Rutkowski, Skibiński, Sowiński, 3 – Nowak, 2 – Jacek, 1 – Komorowski, Rosiński.