Wieczorem 21 lutego 1946 roku do komendy Milicji Obywatelskiej w Pabianicach i posterunku MO w Ksawerowie wysłano trzydziestu „ubeków”. Przyjechali dwoma gazikami i ciężarówką. Dwóch milicjantów na służbie „ubecy” zrewidowali, komendę i posterunek przeszukali od piwnic aż po strych. Na skrawku wojskowej mapy oficer śledczy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi spisał następujący raport: „Ustalono, że dzisiaj po południu do starszego sierżanta Wojska Polskiego strzelał milicjant z Komendy Powiatu łaskiego w Pabianicach, Wacław Szczepanik, urodzony 8 sierpnia 1911 roku, syn Tomasza i Marianny. Szczepaniak jest zamieszkały w Żdżarach 41, posiada 15-morgowe gospodarstwo. Wykształcenie: 7 klas szkoły powszechnej”.

Szczepanik został aresztowany i oskarżony o napaść z użyciem broni palnej na żołnierza Wojska Polskiego, Jana Kuklę.

Zanim do tego doszło, milicjanci z Ksawerowa mocno marzli. Podczas lutowych mrozów nie mieli czym palić w piecach. Skończyło się przydziałowe drewno, spalili wszystko co mieli w posterunku i za oknem: stoły, beczki po kapuście i krzywy płot. Węgiel mieli im przywieźć lada dzień, ale obiecywano to od grudnia. Gdy woda w wiadrze zamarzła, po drewno dla ksawerowskiego posterunku MO wybrał się do lasu milicjant Wacław Szczepanik.

Szczepanik był milicjantem od 20 stycznia 1945 roku, czyli jednym z pierwszych, jacy zgłosili się do służby po wypędzeniu Niemców.

Przez pół roku służył w pabianickiej komendzie, później dostał rozkaz pilnowania porządku w Ksawerowie. Podwody (wóz konny z woźnicą) załatwił mu Józef Tomaszewski, sołtys z Rydzyn (leżących w ówczesnej gminie Widzew). Do wożenia drewna dla milicjantów sołtys wyznaczył dwóch chłopów: Feliksa Wasilewskiego i Wiesława Helbika z dwukonną furmanką.

We trzech pojechali po okrąglaki z lasu poleszyńskiego. Gdy chłopi ładowali drewno na wóz, milicjant Szczepanik chodził z prywatną fuzją po lesie, polując na lisa. Trwało to dobre pół godziny. Milicjant lisa nie ustrzelił.

Żołnierze chwycili broń, wyskoczyli z ciężarówki i pobiegli za uciekinierami.

Pół litra na rozgrzewkę

W drodze powrotnej zatrzymali się przy wiejskim sklepiku. Kupili dwie butelki wódki i od razu wypili „na rozgrzewkę”. Milicjanta Szczepanika „rozebrało” najmocniej – zeznał Helbik. Ułożył się na wozie z drewnem, przykrył derką i zasnął, naładowaną fuzję trzymając miedzy nogami.

Wracali drogą prowadzącą do Pabianic przez Chechło, gdy furmankę mijała duża wojskowa ciężarówka. Po mąkę otręby do młyna jechało nią dwóch starszych sierżantów z 52. pułku artylerii szturmowej ze Zgierza. Obaj sierżanci byli weteranami dopiero co zakończonej wojny. Warkot silnika ciężarówki spłoszył młode konie ciągnące wóz z drewnem. Wozem szarpnęło, leżący na drewnie pijany milicjant gwałtownie się zbudził, podniósł fuzję i broń wypaliła.…

Słysząc strzał, żołnierze zareagowali jak żołnierze. Starszy sierżant Jan Kukla bez namysłu chwycił pepeszę, wyskoczył z szoferki i pobiegł za wozem wiozącym mężczyzn i drewno. Był pewien, że stamtąd padł strzał. „Dwóch cywilów siedziało na wozie, a jeden w mundurze milicjanta leżał na pniach. Poganiali konie batem, żeby uciec” – zeznał starszy sierżant.

Śladami Kukli pobiegł drugi starszy sierżant, też z pepeszą. Żołnierze widzieli, że jeden cywil zeskoczył z furmanki i skrył się w lesie, a drugi jeszcze mocniej popędzał konie batem. Uciekali w stronę wsi. Wóz ciężko przedzierał się przez śnieżne zaspy. Po kilkuset metrach żołnierze już doganiali wóz, gdy nagle padł drugi strzał z fuzji. Pocisk przeszył lewą rękę sierżanta Jana Kukli. Ranny broczył krwią. Mimo to nie upuścił pepeszy. Sierżant Kukla biegł dalej. „Pomyślałem: ja stary żołnierz, który przeszedł tyle bojów frontowych, tylu Niemców natłukł, mam pozwolić, żeby mi jakiś bandyta strzelał?!” – zeznał później przed prokuratorem.

 

„Człowieku, dlaczego strzelasz?!”

Pół kilometra dalej sierżanci dopadli uciekinierów. Kolega postrzelonego Kukli uderzył furmana Helbika w twarz, aż chłop spadł z wozu i stracił przytomność. Na drewnie wciąż leżał pijany milicjant z dubeltówką.

Mocno krwawiący sierżant Kukla krzyczał: „Człowieku, dlaczego strzelasz?!”. W odpowiedzi Szczepanik wybełkotał, że jest „akowcem” i ruskich żołnierzy nie uważa. Oberwał od sierżanta w twarz i kolbą pepeszy po plecach. Ranny Kukla połamał fuzję milicjanta i cisnął ją w krzaki.

Żołnierze zawlekli Szczepanika do ciężarówki, związali, wrzucili pod plandekę i zawieźli do macierzystej jednostki wojskowej w Zgierzu, gdzie oficer dyżurny natychmiast wezwał ubeków.

Wieczorem udało się przesłuchać Szczepanika. Trzeźwiejący milicjant tłumaczył, że po wódce robi „różne dziwne rzeczy”, ale nie pamięta, co takiego zrobił kilka godzin temu. Został aresztowany.

Cztery dni po tym zdarzeniu anonimowy funkcjonariusz (brak podpisu w aktach) komendy MO w Pabianicach wstawił się za kolegą do Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. „Na blankiecie z pieczęcią komendy i stemplem „poufne” napisał: „Szczepanik Wacław zasługuje na uniewinnienie”. I uzasadnił: „To dobry milicjant o czysto demokratycznych poglądach (…), w charakterze milicjanta-szeregowca służy od 20 stycznia 1945 roku, ostatnio na posterunku MO w Ksawerowie. Za ujawnienie grubszego szabru został podany do nagrody”. Do sporządzenia tego pisma nie chciał się przyznać żaden pabianicki milicjant.

Wacława Szczepanika sądzono na niejawnej rozprawie przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Łodzi. Przewodniczył kapitan Leon Hochberg. 5 kwietnia 1946 roku sąd skazał milicjanta na pół roku więzienia.

Roman Kubiak