„Przejazd śmierci przy ul. Lutomierskiej, gdzie raz po raz, prawie co miesiąc, ma miejsce tragiczny w skutkach wypadek najechania pociągu na wozy i przechodzące tamtędy osoby, musi być zlikwidowany” – w 1937 roku grzmiała prasa. „Przejazd ten znajduje się w obrębie miasta w miejscu ruchliwym i nie ma żadnego zabezpieczenia w postaci szlabanów, sygnałów ostrzegawczych, czy znaków oświetlonych go w nocy. Nic też dziwnego, że w tych warunkach stale zdarzają się okropne wypadki, kończące się przeważnie śmiercią.

Tymczasem władze ignorują te uwagi. Może ostatni wypadek zbiorowej śmierci pięciu młodych osób spowoduje, że władze państwowe, w imię bezpieczeństwa publicznego, wmieszają się w tę sprawę i wreszcie doprowadzą do budowy tunelu”.

Tragedia

W sobotę 20 listopada 1937 roku przez tonące w ciemnościach tory kolejowe przy ulicy Lutomierskiej przejeżdżał lekki konny wóz, tak zwana resorka. Z Pabianic na poprawiny do Lutomierska jechało nim pięć osób: dwie kobiety i trzech mężczyzn, krewnych i znajomych państwa młodych. Powoził 23-letni Zygmunt Musiał z ulicy Karniszewickiej, właściciel resorki. Dochodziła godzina 18.20, gdy wóz z rozbawionym towarzystwem wtoczył się na tory kolejowe. Chwilę później z ciemności wyłonił się snop światła bijący z potężnego reflektora manewrującej lokomotywy. Konie spłoszyły się, woźnica nie zapanował nad nimi, lokomotywa uderzyła w resorkę, rozrywając ją na strzępy.

 „Stała się rzecz straszna. Wszyscy pasażerowie resorki ponieśli śmierć na miejscu” – napisał dziennik „Echo”. „Woźnicę, który wyrzucony z wozu uderzył głową o szyny, w stanie beznadziejnym odwieziono natychmiast do szpitala miejskiego, gdzie nie odzyskawszy przytomności, wkrótce zmarł”.

Prasa podała że zabici pasażerowie resorki to: 25-letnia Helena Stępińska (zamieszkała przy ulicy Świętokrzyskiej 26), 30-letnia Maria Jakubkowa i jej mąż, 30-letni Zygmunt Jakubek (ul. Dobra 3) oraz 30-letni Stefan Pestka (ul. Fabryczna 26).

Na miejsce tragedii zjechały władze miasta, powiatu i Polskich Kolei Państwowych. Komendant pabianickiej policji – komisarz Leonard Kwapisz, nakazał wszcząć dochodzenie. „Trzeba zaznaczyć, że w tym miejscu Pabianic są dość częste wypadki, ponieważ tor kolejowy nie jest dostatecznie zabezpieczony” – zauważył dziennik „Echo”.

Nieoświetlony i położony na górce przejazd kolejowy przy Lutomierskiej od lat był zmorą pabianiczan. Już podczas pierwszej wojny światowej nazywano go „przejazdem śmierci”. Na torach zginęło trzech pruskich żołnierzy, potrąconych przez lokomotywę składu wiozącego armaty. Po wojnie było jeszcze gorzej. Oprócz pięciorga zabitych pasażerów resorki, w latach 1916-1937 zginęło tam trzech woźniców, piekarz z wózkiem chleba i czworo pieszych, w tym dzieci. Kilka osób pociągi okaleczyły.

 

Artykuł z listopada 1937 roku ("Echo")

A kolejarze swoje…

Już 83 lata temu władze kolejowe upierały się, że przejazd jest bezpieczny, a sprawcami tragedii są ludzie, którzy nie uważają. Dyrekcja kolei państwowych nie chciała wyłożyć kasy na zbudowanie budki dla dróżnika, który opuszczałby szlaban i podnosił go. Skąpiły też pieniędzy na wykopanie krótkiego tunelu pod torami, co definitywnie zakończyłoby problem.

Dwa dni po niedzielnej tragedii w listopadzie 1937 roku dziennik „Echo” informował: „W związku ze straszliwym wypadkiem, jaki zdarzył się na przejeździe kolejowym w Pabianicach, wczoraj na ulicę Lutomierską przybyła komisja techniczno-śledcza. Jak się okazało, winę za spowodowanie wypadku ponosi woźnica, 23–letni Zygmunt Musiał z Pabianic, który zmarł wskutek odniesionych ran”.

W Pabianicach zawrzało. Zwalanie winy na zabitego woźnicę wywołało powszechne oburzenie i interwencje. Bo przecież kolejarze mogli temu zapobiec.

Sprawą zajęli się więc radni miejscy, starsi cechów rzemieślniczych oraz ławnicy ratusza. Mieszkańcy domagali się natychmiastowego drążenia tunelu pod torami.

Nazajutrz dziennik „Echo” wydrukował duży artykuł pod tytułem: „Kiedy zlikwidowany będzie przejazd śmierci?”. Pabianiczanie przeczytali w nim, co następuje: „Straszny wypadek, jaki miał miejsce w niedzielę wieczorem na przejeździe kolejowym, który spowodował śmierć 5 osób, wstrząsnął do głębi całym miastem. Przejazd ten jest zupełnie otwarty, a w nocy mało widoczny. Aż dziw bierze, że dotychczas nie zginęło tam więcej osób”.

 

Tłumy na pogrzebie

Sprzed szpitala miejskiego, skąd wyniesiono trumnę ze zwłokami 25-letniej Heleny Stępińskiej, jednej z ofiar niedzielnej tragedii, na cmentarz poszły tysiące pabianiczan. Trumny Stępińskiej nie otwarto. Prasa tłumaczyła, że „wskutek zupełnego zmasakrowania przez lokomotywę, nie można było zwłok wyprowadzić z innego miejsca w mieście”.

Po pogrzebach wszystkich ofiar władze Pabianic ewidentnie wyciszały sprawę przebudowy „przejazdu śmierci”. Dopiero w maju 1938 roku gazeta „Orędownik” napisała: „Przejazd kolejowy na ulicy Lutomierskiej, który pochłonął już tyle ofiar, pozostaje nadal niestrzeżony.

Sprawa ta była tylokrotnie przez prasę poruszana, a mimo to ze strony kolei jeszcze nic nie uczyniono, by ten niebezpieczny przejazd zabezpieczyć”.

Niedługo potem „Orędownik” dał pabianiczanom odrobinę nadziei, pisząc: „Sprawa przejazdu kolejowego była przedmiotem burzliwych obrad Rady Miejskiej. Do budżetu Pabianic wstawiono odpowiednią sumę na budowę tunelu pod przejazdem na ulicy Lutomierskiej”. Ale przez kolejne pół roku nie ruszono nawet palcem w bucie. Pieniądze z budżetu „wyparowały”.

8 grudnia 1938 roku dziennik „Echo” doniósł: „Wszystkie skargi i prośby do władz państwowych i kolejowych pozostawały bez skutku. Przejazd przy ulicy Lutomierskiej, tak jak dawniej, nie ma zapór, stanowiąc wielkie niebezpieczeństwo dla osób oraz pojazdów, zważywszy na częsty ruch dwoma torami pociągów i manewrujących parowozów”.

Premierze, pomóż pabianiczanom!

Kolejarskie wykręty oburzyły pabianiczan. Wkrótce do ratusza wybrała się delegacja obywateli, by prosić prezydenta o bardziej stanowcze kroki wobec dyrekcji kolei państwowych albo budowanie tunelu za miejskie pieniądze.  W lutym 1939 roku dziennik „Orędownik” napisał: „Ponieważ dyrektor kolei nie chce zabezpieczyć przejazdu śmierci, władze Pabianic wnoszą zażalenie do premiera, generała Felicjana Sławoj-Składkowskiego.

Przez blisko rok od ostatniego tragicznego wypadku władze kolejowe nie zaopatrzyły go chociażby w latarnie ostrzegawcze, a jedynie nadesłały Zarządowi Miejskiemu w Pabianicach odpowiedź odmowną. Okazuje się zatem, że długa lista ofiar ludzkich, które straciły życie wskutek niezabezpieczenia przejazdu, nie wystarcza kolejarzom”.

Przy okazji gazeta zdemaskowała kłamstwo dyrekcji kolei państwowych o „słabym ruchu pociągów” na przejeździe przy Lutomierskiej. Dziennikarz policzył jadące tam pociągi i napisał: „Dwuliniowym torem głównego szlaku Poznań - Warszawa przejeżdża na dobę do 20 pociągów osobowych, nie licząc towarowych. A przez przejazd, jak stwierdzono w dni targowe, przechodzi i przejeżdża około 1000 osób i pojazdów dziennie. W tych warunkach nietrudno o następne nieszczęśliwe wypadki”.

Zażalenie na kolejarzy władze Pabianic wysłały do premiera Składkowskiego. „Spodziewamy się, że Pan Premier poczyni starania, by chronić życie mieszkańców Pabianic” – napisano w ratuszu.

Ostatni przedwojenny ślad walki pabianiczan o bezpieczny przejazd kolejowy przy ulicy Lutomierskiej znajdziemy w dzienniku „Orędownik” z 20 marca 1939 roku. Pisano wówczas: „Dyrekcja kolei nie zgodziła się na budowę tunelu względnie szlabanu, wciąż motywując swą decyzję słabym ruchem na tym odcinku (!)”.

Premier Sławoj-Składkowski długo nie odpowiadał na prośbę władz naszego miasta. Pięć miesięcy później wybuchła wojna.

#RomanKubiak

Katastrofa towarowego

Po wojnie ruch pociągów na torach przy Lutomierskiej wzmagał się niemal z dnia na dzień, lecz o tunelu zapomniano. W latach 1945-1970 w wypadkach na ‘przejeździe śmierci” zginęło co najmniej sześć osób (brak dokładnych danych), o wielu z nich nie pisano w gazetach.

Nad ranem 18 maja 1977 roku mieszkańców okolicznych domów zbudził potężny huk. To z szyn wypadły wagony pociągu towarowego. Tony żelazawa stoczyły się z nasypu na ulice Lutomierską i pobliskie poletka. Nazajutrz „Dziennik Łódzki doniósł: „9 próżnych cystern i 4 załadowane drobnicą wagony pociągu towarowego jadącego z Wrocławia do Łodzi, wykoleiły się o godzinie trzeciej nad ranem za stacją Pabianice w pobliżu młyna. Na szczęście ofiar w ludziach nie było, ale na skutek katastrofy zerwana została sieć trakcyjna oraz uszkodzone torowiska i całkowicie zatarasowane sąsiednie tory.

Specjalny pociąg ratunkowy wyjechał z Łodzi Kaliskiej do Pabianie z 80-osobowa ekipa i ciężkim sprzętem.

Przy usuwaniu z torów przewróconych wagonów użyto dźwigu. Mimo ofiarnej pracy kolejarzy, przez cały wczorajszy dzień nie udało się przywrócić normalnego ruchu kolejowego na trasie Ostrów Wielkopolski – Łódź”.

O wykolejeniu się pociągu pisał w 1977 roku „Dziennik Łódzki”.

Może teraz?

 Kolejna szansa na tunel pod Lutomierską pojawiła się dopiero trzy lata temu.

- Teraz przez nasze miasto przejeżdża 66 pociągów osobowych dziennie. Do tego doliczyć trzeba przejazdy techniczne i pociągi towarowe – w 2017 roku obliczył Marcin Chmielewski, specjalista od komunikacji w mieście.

Potrzebę drążenia tunelu pod ulicą dostrzegła dyrekcja Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej, która planuje rozwinąć sieć połączeń między Pabianicami a łódzkimi stacjami: Kaliską, Fabryczną i Widzewem.

Pociągi kursowałyby wówczas co 8 minut, mknąc z prędkością do 120 kilometrów na godzinę.

Pieniądze na bezpieczny tunel mają dać dwie instytucje: Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (około 16 milionów zł) oraz Polskie Koleje Państwowe. Gdyby prace ruszyły, przebudowa objęłaby całe skrzyżowanie Lutomierskiej i Karniszewickiej.

Ostatnie wieści są jednak złe. Choć kolejarze remontują torowisko, drogowcy uparcie milczą o tunelu. Nie wskazali nawet terminu rozpoczęcia prac.

Roman Kubiak

PRZECZYTAJ INNE ARTYKUŁY TEGO  AUTORA:

Ten wirus zabił tysiące. A zaczęło sie podobnie jak z koronawirusem

100 milionów dolarów czeka na pabianiczanina!

Ogromny spadek dla rodziny z Pabianic?

Gdy pabianiczanie płynęli do Brazylii. Za chlebem

Jak szynka z Pabianic podbiła Stany Zjednoczone

Będzie wymiana pieniędzy: za 100 starych złotych - tylko 1 zł

Co Adolf Hitler robił w Pabianicach we wrześniu 1939 roku?