Oprawcy z Urzędu Bezpieczeństwa torturowali go. Gdy wrócił do rodzinnego miasta, długo nie mógł znaleźć żadnej pracy.

Podczas drugiej wojny światowej, gdy żona i dzieci Walentego Zory były zesłane do ZSRR, on walczył. Po powrocie z frontu (1940 r.) działał w konspiracyjnym Związku Walki Zbrojnej. Był komendantem rejonu Związku Walki Zbrojnej/AK Dłutów w obwodzie ZWZ/AK Pabianice. W lutym 1944 r. został komendantem obwodu Armii Krajowej w Pabianicach. Udało mu się odbudować zerwaną aresztowaniami siatkę konspiracyjną i sztab.
Jesienią 1944 r. gestapo przeprowadziło masowe aresztowania pabianickich akowców. Podczas torturowania jednego z podziemnych żołnierzy, hitlerowcy wpadli na trop komendanta Walentego Zory. Nocą z 3 na 4 listopada aresztowali go i uwięzili w katowni przy ul. Anstadta w Łodzi. Tam przeszedł bestialskie śledztwo.
– Choć go torturowano, nie załamał się i nikogo nie wydał – wspomina Wiesława Grochowalska, córka Walentego.
Nocą z 17 na 18 stycznia 1945 r. (tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej) podczas ewakuacji więźniów Zora uciekł z konwoju. Ukrywał się nad Dobrzynką. Kiedy wkroczyli Rosjanie, wrócił do domu przy ul. Kazimierza. Po zakończeniu wojny i rozwiązaniu AK, Walenty utrzymywał kontakty i działał w strukturach konspiracji majora „Gaja”.
Jego dzieci – Jadwiga, Wiesława i Jerzy - do 1946 r. mieszkały w domu dziecka pod Pawładarem w Rosji. Później polskim zesłańcom pozwolono wrócić do ojczyzny. Mali Zorowie w grupie dzieci dotarli do Warszawy. W tramwaju, którym jechali, przypadkowo był również chrzestny syna Walentego - Jurka.
– Na nasz widok chrzestny spytał jakiegoś pasażera: „A co to za dzieci jadą, niedożywione, licho ubrane?” – opowiada Wiesława Grochowalska. – Kiedy dowiedział się, że to zesłańcy z Rosji, od razu spytał, czy jadą tu Zorowie… Krzyknęliśmy, że tak!
Chrzestny zadzwonił do Walentego Zory. Ale zanim udało mu się to zrobić, transport małych zesłańców dotarł już do domu dziecka w Gostyninie.
– Nocą ojciec przyjechał po nas i zabrał do rodzinnego domu w Pabianicach – opowiada Wiesława. – Ale razem byliśmy zaledwie dwa miesiące…
Chwile szczęścia przerwało aresztowanie taty. Zorę wywlekli z domu oprawcy z Urzędu Bezpieczeństwa - pod zarzutem działalności w nielegalnej organizacji. Uwięzili go w miejscowym areszcie. Choć był torturowany, nie wydał przyjaciół.
– Komuna aresztowała ojca, bo był dla niej niewygodny – wspomina córka, Wiesława. - W końcu był komendantem Armii Krajowej. I nie podpisał oświadczenia, że chce być komunistą.
Groziła mu nawet kara śmierci. Ostatecznie dostał wyrok: dziesięć lat więzienia. Odsiedział pięć.
Dziećmi zaopiekowała się ciotka chrzestna Jurka.
– My też byliśmy szykanowani, dlatego wcześniej ojciec niewiele nam mówił – dodaje córka. – Komuna może i była piękna, ale dla swoich. Dla tych, którzy ją popierali.
23 listopada 1951 r. po wyjściu z więzienia Zora wrócił do Pabianic. Ale koszmar się nie skończył. Wciąż był nękany przez ubeków.
– Ojciec nie mógł znaleźć pracy, choć w odbudowywanym mieście brakowało tysięcy pracowników – wspomina córka. – Renty wojskowej też nie miał szans dostać, bo walczył w AK i WiN. Ubecy twierdzili, że musi się zrehabilitować.
W końcu zgodzili się zatrudnić go w Państwowym Gospodarstwie Rolnym w Dąbrowie. Potem pracował w fabryce środków opatrunkowych. Był też sprzątaczem placowym, czyli dozorcą - do emerytury w 1966 r.
W więzieniu stracił zdrowie. Ciężko chory, zmarł 13 lutego 1977 r. w Pabianicach. Pochowano go na tutejszym cmentarzu.
Walenty Zora został przed wojną odznaczony Krzyżem Walecznych, Krzyżem Niepodległości, srebrnym Krzyżem Zasługi, Medalem Dziesięciolecia, Medalem za Wojnę 1918–1921.
Jakie były dalsze losy rodziny komendanta AK? Najstarsza córka Zory, Jadwiga, pracowała w banku. Do śmierci (zmarła w 2008 r.) mieszkała w kamienicy przy ul. Kazimierza 7. Jej córka mieszka w Ksawerowie. Jerzy Zora skończył studia inżynierskie i przeprowadził się do Bydgoszczy. Założył rodzinę, miał dwóch synów. Zmarł w 1992 r. Wiesława Zora uczyła się w szkole pielęgniarskiej. Potem pracowała w pabianickim szpitalu i prewentorium w Sokolnikach. W 1962 r. wyszła za mąż za Henryka Grochowalskiego. Doczekali się dwóch synów – Ryszard mieszka w Krakowie i jest lakiernikiem, Tadeusz (z zawodu mechanik samochodowy) mieszka w rodzinnym domu przy ul. Kazimierza. Wiesława ma troje wnucząt: Mateusza i Bartka (synowie Tadeusza) oraz Aleksandrę (córka Ryszarda).