Młody mężczyzna wpadł do wody na głębokim basenie. Jak się później okazało, chłopak poślizgnął się, a nie umiał pływać. Od razu zaczął się topić.

Zdarzenie to zauważył Robert Bajer, dyżurujący ratownik. To on podniósł alarm. Do biegu ruszyli dwaj ratownicy. Rafał Klimek, który był bliżej, natychmiast wskoczył do wody. Po chwili Dariusz Jegier podał długi biały kij, którym chłopaka dociągnął na brzeg.

- Na szczęście nie zdążył się zachłysnąć, bo wtedy akcja ratunkowa z pewnością byłaby dłuższa i trudniejsza – mówi Jegier.

Działania ratowników trwały niecałą minutę. Wszyscy, którzy byli na pływalni, obserwowali tę sytuację z niepokojem.

- Dopiero, gdy chłopak zaczął wypluwać wodę, odetchnęliśmy – mówili pływający.

- To było dla mnie straszne – mówi Mateusz Sobociński, chłopak, który tonął. – Bardzo dziękuję ratownikom za tak szybką akcję. Dzięki nim żyję.

Pabianiccy ratownicy zwykle jedynie obserwują pływających. Czasem muszą zwrócić uwagę, gdy ktoś nieodpowiednio się zachowuje. Tego typu akcje zdarzają się rzadko.

- Nie pamiętam już dawno takiej sytuacji. Oby było ich jak najmniej – mówi Rafał Klimek.

- Do takich sytuacji dochodzi zwykle wtedy, gdy na pływalnię przychodzi ktoś nowy, kto nie zna naszego basenu – dodaje Jegier.

Ratownicy poradzili sobie, bo była ich trójka. Była to praca zespołowa.

- Widać tutaj, że była potrzeba zrobienia podwójnych dyżurów. W tym przypadku jeden człowiek mógłby nie dać rady. Tonący ma taką siłę, że przygniatał Rafała ciałem. Wydostanie go na powierzchnię w pojedynkę byłoby naprawdę trudne – dodaje Dariusz Jegier. 

Kilka dni wcześniej Jegier wyciągał z wody chłopca, którego dla zabawy podtapiał starszy brat.

- Podszedłem bliżej, bo takie zabawy zazwyczaj niebezpiecznie się kończą - mówi Jegier. - Wtedy zobaczyłem, że młodszy z barci już spada w dół, choć oczy mu się śmieją. Wystarczyło, że włożyłem rękę do wody i go wyciągnąłem. Nabrał powietrza z takim impetem, jakby narodził się po raz drugi. Starszy nie miał pojęcia, że o mały włos a utopiłby brata.