Skrzyżowanie Jaszuńskiego i Ossowskiego jest bardzo niefortunne. Kilka razy w roku dochodzi tam do niebezpiecznych zdarzeń.

W lipcu zderzyły się tam fiat i nissan. Samochody uderzyły w płot posesji obok skrzyżowania. Dwie osoby trafiły do szpitala. Pod koniec sierpnia auto dostawcze zderzyło się z toyotą. Renault przewróciło się na bok.

Mieszkańcy okolicznych domów od dawna walczą, by władze zajęły się tematem niebezpiecznego skrzyżowania. Po naszej interwencji dyrektor Zarządu Dróg i Zieleni Miejskiej obiecał, że zamontuje tam progi zwalniające.

- Spowalniacze są już kupione, ale nie możemy ich zamontować - tłumaczy. - Nie pozwalają na to przepisy.

Zgodnie z prawem progi powinny być założone co najmniej 40 metrów od skrzyżowania.

- Ta cała ulica ma nie więcej, niż 50 metrów - wylicza. - Więc nie da rady tego zrobić.

Wcześniej dyrektor proponował przyklejenie na jezdni pasów zwalniających. Są wypukłe, co powoduje drgania pojazdu i zmusza kierowcę do zwolnienia. To kosztuje 5.000 zł.

- Teraz się tego nie da zrobić, bo jest nieodpowiednia temperatura. Poza tym, na dwa skrzyżowania potrzebuję 10.000 zł, a już mi brakuje w budżecie 300.000 złotych - mówi.

Na światła też nie ma szans. Zamontowanie sygnalizacji kosztuje 300.000 zł.

Na razie dyrektor namalował na jezdni wielki znak STOP i linię w poprzek jezdni. Kazał też sprawdzić pracownikom, czy drzewa nie zasłaniają znaków drogowych.

- To co mogłem, zrobiłem. Ja nie będę kombinował za nieuważnych kierowców - mówi. - Skrzyżowanie jest dobrze oznakowane. Ja jeżdżę uważnie, patrzę na znaki i nie mam tam problemu. Moim zdaniem to powinno pomóc. Jeśli nie, będziemy myśleć na wiosnę.