Pierożkarnia Salem, jak wiele innych punktów gastronomicznych, w połowie marca zmieniła zasady funkcjonowania. Tylko dowóz lub na wynos. Właściciele zrezygnowali tymczasowo z prowadzenia restauracji. Z obiegu wypadł również punkt w Rzgowie, a co za tym idzie zmniejszyły się obroty firmy.

- Restauracja stała się nieopłacalna, więc postawiliśmy na działanie pierożkarni. Działają tylko dwa punkty, ale w skróconych godzinach. Widzimy małe światełko w tunelu, choć jest ciężko- mówi Katarzyna Ruszkiewicz, właścicielka.

 

Początkowo obsługa klientów zamawiających dania z dowozem bardzo się przeciągała, szczególnie wśród ludzi starszych.

- Teraz idzie to sprawniej. Da się przetrwać w taki sposób, ale kosztem wyrzeczeń- mówi ze smutkiem pani Katarzyna.

Właściciele robią co mogą, by przyciągnąć klientów. Zmieniają często menu, a swoje promocje ogłaszają na facebooku, który dla wielu firm jest teraz ratunkiem.

- Uatrakcyjniamy ciągle jadłospis, np. wprowadzamy dania, których na co dzień nie ma w ofercie lub wznawiamy te, które wcześniej przypadły do gustu naszym klientom- zapewnia właścicielka.

Dowiozą za 4 złote

Sklep spożywczy „u Mirki” w Ksawerowie pracuje na dwie zmiany. Klientów tu nie brakuje. Ci, którzy wolą zostać w domu, mogą skorzystać z dowozu zakupów pod same drzwi.

- Od rana jest większa obsada pracowników, bo i pracy jest więcej. Wraz z mężem obsługuję popołudniu. Pracę kończymy około 21.00. Nasz syn dowozi zamówienia do klientów- wyjaśnia pani Mirosława, właścicielka spożywczaka.

 

Ta forma zakupów spotkała się z pozytywnym odzewem, o czym świadczy ilość składanych zamówień. Dostawy trafiają codziennie do mieszkańców Pabianic, Ksawerowa, a także na obrzeża Łodzi. Są tacy, co robią raz w tygodniu większe sprawunki. Różne formy płatności są dużym udogodnieniem. By usprawnić zakupy na wynos, właściciele sklepu postarali się o terminal bezprzewodowy.

- Udało się nam załatwić go w dwa dni, gdzie normalnie czeka się dłużej. Urządzenie bardzo się sprawdza- zapewnia pani Mirosława.

Wśród odbiorców są także osoby będące na kwarantannie. Dla nich jest opcja przelewu na konto.

- Syn zawozi zakupy pod same drzwi. Wszystko odbywa się bezkontaktowo i bezpiecznie- dodaje.

A nóż widelec się uda

Bar szybkiej obsługi przy ul. 20 Stycznia po ogłoszeniu obostrzeń był zamknięty przez 2 tygodnie. Właściciele zakasali jednak rękawy do roboty i znowu karmią pabianiczan. Zmniejszyli ilość pracowników i zaczęli walkę o swoja firmę.

- Przy kuchni uwija się moja partnerka i jej pomoc. Ja rozwożę zamówienia. Pracujemy w skróconych godzinach. Obiady dowozimy między 12.00 a 15.30- mówi pan Robert, właściciel baru Nóż Widelec.

 

Dzienny utarg jednak szału nie robi. Na dowozie wyciągają maksymalnie 500 zł dniówki. Zachęcają klientów wymyślając promocje i oferują darmową dostawę na terenie Pabianic. Pracują, żeby nie mieć „tyłów” z czynszem. Poza tym zysk jest niewielki.

- Obroty spadły bardzo. Cieszymy się, że możemy skorzystać z pomocy państwa, bo wtedy już zupełnie byśmy polegli- żali się pan Robert.

Nad firmą wisi widmo bankructwa, choć właściciele łudzą się jeszcze, że uda im się ocalić miejsce, które w grudniu świętowało swoje otwarcie.

- Myślę, że w maju podejmiemy konkretną decyzję. Trafiliśmy kiepsko z czasem, ale nikt nie był w stanie przewidzieć, że pojawi się koronawirus- mówi ze smutkiem przedsiębiorca.

Szybkie zakupy

Taksówkarz przywiezie pod wskazany adres nie tylko alkohol i papierosy. Wyręczy też w zrobieniu zwykłych sprawunków. Do paragonu za zakupy doliczyć musimy 20 złotych plus „piątaka”, jeśli chcemy, aby dostarczono je na piętro.

- Korzystają z tej opcji głównie osoby starsze, którym nie ma kto pomóc. Są to zazwyczaj zwykłe produkty spożywcze, wędlina, chleb czy ziemniaki. Dużych zakupów nie robimy- wymienia taksówkarz z Trzech Koron.

Kursy odbywają się w obrębie Pabianic, sporadycznie trafia się klient np. z Chechła lub Ksawerowa.

- Szybkie zakupy robiliśmy zawsze. Najwięcej wpada jednak tych wieczornych- zapewnia.

Zdarzyły się też przypadki, gdzie zgłaszali się klienci na kwarantannie.

- Wszystko było dograne tak, żeby nie kontaktować się osobiście z tymi osobami. Nasz kierowca z zachowaniem środków ostrożności dostarczył zakupy pod furtkę.

Koronawirus „pozamykał” restauracje, bary i kina. Nas uziemił w domach odbierając zarobek taksówkarzom. Kursy po zakupy nie poprawiają zbytnio ich sytuacji.

- Coś trzeba robić. Nie rzucimy pracy, bo do czegoś trzeba będzie w końcu wrócić- dodaje kierowca.

Mimo to ich szeregi skurczyły się. Na zawieszenie działalności w obawie o swoje zdrowie zdecydowali się przede wszystkim najstarsi kierowcy. Kilku młodych też uciekło.

- Ludzie różnie podchodzą do koronawirusa i nie ma co się dziwić. Ustalamy dyżury, żeby utrzymać firmę- mówi zmartwionym głosem taksówkarz.