Były dziennikarz Życia Pabianic, piszący dziś m.in. dla Dużego Formatu czy Gazety Wyborczej od początku rosyjskiej agresji obserwuje wydarzenia i dramaty rozgrywające się na polsko – ukraińskiej granicy. To poruszające obrazy, dramatyczne historie o których do tej pory czytaliśmy jedynie w książkach historycznych lub słyszeliśmy od naszych dziadków, wspominających czasy II Wojny Światowej.

- Każdego dnia spotykamy tu zarówno tych, którzy przed wojną uciekają, jak i tych podążających w przeciwnym kierunku - relacjonuje Józefiak. - Rozmawiałem z mężczyznami, którzy jechali walczyć. To robiło niesamowite wrażenie. Stali sobie goście, palili papierosy przed busem, wyglądali jakby jechali po prostu na robotę. Ale oni jechali na wojnę. Fajni, super mili goście, dobrze mówiący po polsku, bo przez lata jeździli tu na ciężarówkach. Okazało się, że to weterani wojny w Donbasie – parę lat pracowali w Polsce, a teraz wracają walczyć o swój kraj. Mówią, że jadą Putina kopnąć w dupę.

Niesamowita odwaga i dystans, z jakim do zbliżającej się walki podchodzą Ukraińcy, poruszają i budzą podziw. Szybki papieros, chwila rozmowy i w drogę. Za granicę, zrealizować swój plan - „kopnąć rusków w dupę”.

-Takich ludzi spotkaliśmy wielu, traktujących to jak jakieś opowieści wojenne, jak film – kontynuuje reporter. – To taka brawura, ale też sposób radzenia sobie z tą dramatyczną sytuacją. Patrzę na to z podziwem, nie wiem jak ja bym się zachował gdyby była wojna w Polsce. Trudno przewidzieć takie rzeczy nie stając przed decyzjami, jakie przyszło im podejmować.

Na szczęście, dzięki dobrym ludziom z Polski i świata, Ukraińcy mogą liczyć na pomoc. Do tych, którzy pozostali lub wrócili na Ukrainę trafiają leki, ubrania, prowiant, a nawet noktowizory czy kamizelki kuloodporne. To zwykli ludzie organizują się, by pomóc. Polacy i samorządowcy, stanęli na wysokości zadania. To oni organizują pomoc i dach nad głową dla ludzi, których świat płonie.

- Przyjeżdżają tu ludzie z całej Polski, bezinteresownie pomagając, odbierając z granicy nieznajomych - Bartek nie kryje wzruszenia. - Polskie pospolite ruszenie, to piękna sprawa. Spotkałem tu dziewczynę z Piotrkowa, przyjechała odebrać zupełnie obcą kobietę, by zabrać ją do swojego domu. Kasia z Tychów przyjechała rozdzielać ubrania. To wszystko działa tu dzięki tym ludziom, dzięki jakimś siłom boskim, bo na pewno nie dzięki państwu polskiemu. Ci ludzie wsiadają w swoje prywatne auta, ktoś przywozi ubrania, ktoś jedzenie, ktoś szykuje ciepłą herbatę. Spytałem kto to koordynuje, spojrzano na mnie jakbym spadł z księżyca. To dzieje się tylko dzięki dobrym ludziom.

Najbardziej poruszające są rozmowy z Ukrainkami uciekającymi przed wojną. Niektóre szukają w Polsce schronienia, inne przywożą tu dzieci i wracają, by walczyć z rosyjskim agresorem.

- Rozmawiałem z dziewczyną, programistką z Kijowa – mówi Bartosz. - Ukraińskie kobiety są niezwykle silne, w ogóle to bardzo silny naród. Ale gdy przekroczyła ukraińsko-polską granicę, spojrzała na Polskę i pomyślała czy to teraz jej życie, czy to nowy dom… Próbowała się trzymać, ale trudno było powstrzymać łzy. To było bardzo poruszające. Kolejny raz łzy pojawiły się, gdy opowiadała jak uciekała z Kijowa, kiedy to wszystko się zaczęło. Przez gardło nie mogło jej przejść słowo „wojna”.

Takich rozmów były dziesiątki. Choćby z wracającym walczyć o swój kraj 21-latkiem, przerażonym tym co się dzieje, ale mimo to podążającym do kolegów, pod Kijów. Jak mówił, czeka tam już na niego karabin.

W czasie gdy jedni jadą by chwycić za broń, inni próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Kto może stara się im to ułatwić. Brakuje tylko systemowych działań, podkreśla Bartosz Józefiak.

- Trzeba powiedzieć sobie jasno, widzimy tu wielu funkcjonariuszy państwowych z służb mundurowych: policjantów, strażaków, funkcjonariuszy straży granicznej, a w Przemyślu również straży miejskiej. Oni robią świetną robotę, są bardzo empatyczni, widać ich ogromne poświęcenie. Ale, wyłączając samorządowców, nie widziałem tu żadnego urzędnika.

Na sugestię ministra środowiska, Henryka Kowalczyka, mówiącego, że brak obozów dla uchodźców, to zasługa rządu, Bartek reaguje uśmiechem…

- Podziwiam dobre samopoczucie pana ministra, cieszę się, że zachowuje dobry humor, ale zwyczajnie kłamie. To nieprawda, że nie ma obozów dla uchodźców, bo nie wiem czy tych wielkopowierzchniowych sklepów lub dworców, gdzie śpi tak wielu ludzi, nie powinniśmy nazwać już takimi prowizorycznymi obozami. Jakie zasługi ma rząd? Rząd nic z tym nie zrobił, jeśli już jest to kogoś zasługa, to samorządu, bo faktycznie samorządowców jest tu sporo, pomagają też w swoich miastach.

Solidarność i empatia Polaków to coś niezwykłego, ale to nie może trwać wiecznie. Musimy przygotować się na duże wyzwania i duże problemy - mieszkaniowe, infrastrukturalne, na wysokie ceny benzyny jakie wygenerowała ta wojna. Potrzebne są działania systemowe, podejmowane przez rządzących tym krajem.

- Jedynym pomysłem tego rządu o jakim słyszałem jest dać ludziom kasę, żeby uchodźcy mogli mieszkać u nich. Może jeszcze nas zaskoczą, ale póki co nie wygląda to dobrze. Nie ma pomysłu na to jak działać, co robić. To mnie przeraża. Jeśli przez 6 lat nie zbudowaliśmy mieszkań w programie Mieszkanie Plus, to nie zbudujemy ich w pół roku. To nie jest jedynie wina PiS-u. My zawsze mieliśmy nieudolne państwo, które nie radzi sobie z problemami. Krytykuję więc struktury państwowe, ale muszę też pochwalić Andrzeja Dudę, bo wydaje mi się, że prezydent Polski staje na wysokości zadania i staje się obecnie mężem stanu – ja to tak odbieram.

W chwili, gdy powstaje ten tekst, z Ukrainy do Polski uciekło już blisko 1,5 miliona osób. Wiele ukraińskich miast zostało poważnie zniszczonych przez wojska agresora. Jesteśmy świadkami i uczestnikami zdarzeń, o jakich do tej pory czytaliśmy tylko w książkach. Przed nami poważny kryzys humanitarny. Świat jaki znamy to już historia. Do życia w nowej rzeczywistości trzeba się dobrze przygotować.

Całej rozmowy z Bartoszem Józefiakiem można posłuchać tutaj: