W pierwszej kolejności pabianiczanie zabrali się za fioletowe i kremowe surfinie. Ktoś wyrwał je z kwietnika przy Urzędzie Miejskim jeszcze tego samego dnia, którego zostały posadzone. Kilka dni później opróżniono betonowy gazon przy ul. Strażackiej.

W jednym z nich zostało tylko pięć dziur po kwiatkach.

- Szłam tędy w poniedziałek. Jedna donica była pusta, ale w tej drugiej były jeszcze kwiatki - opowiada czytelniczka. - Kiedy wracałam dwie godziny później, zostały już tylko dwie sadzonki. Czy ludzie nie mają wstydu? Nic nie potrafią uszanować?

Kwiaty, które przy Starym Rynku posadzono wokół drzew na chodniku, zostały z kolei rozjechane przez parkujący samochód.

Tańsze pelargonie, które rosną przy zamku i Domu Partii przy Traugutta, na razie mają się dobrze.

- Kilka lat temu były awantury. Ludzie pytali, po co te kwiaty, ile to kosztuje? Ile będziemy wydawać na wodę do podlewania? - mówi prezydent Zbigniew Dychto. - Chcemy, żeby to miasto chociaż w centrum wyglądało ładnie.