Tydzień temu do redakcji wpłynął list pabianiczanina, który wskazywał na poważny problem w centrum miasta. Chodziło mu o to, że sygnalizacja przy Kilińskiego - Zamkowa włączana jest około godziny 6.00. Wcześniej i przez całą noc mamy pulsujące pomarańczowe.

„Chciałbym zwrócić uwagę na bezpieczeństwo w naszym mieście. Dlaczego na największym skrzyżowaniu w naszym mieście: Zamkowa – św. Jana - Kilińskiego przy „esdehu” rano, kiedy dużo ludzi zmierza na godz. 6.00 do pracy, gdzie jeżdżą tramwaje i autobusy, jest wyłączona sygnalizacja świetlna. Na następnym skrzyżowaniu przy ul. Traugutta światła włączone są już bardzo wcześnie rano” - pisał pan Paweł.

Jego list odesłaliśmy do inżyniera miasta Andrzeja Różańskiego z prośbą o interwencję.

- Porozumiałem się z zarządcą drogi wojewódzkiej i zwróciłem się do policji o opinię w tej sprawie – informował Różański przed niedzielą.

We wtorek do Urzędu Miejskiego przyszło pismo informujące, że prawdopodobnie w tym skrzyżowaniu sygnalizacja będzie działała przez całą dobę. Teraz trwają konsultacje w tej sprawie między drogówką w Pabianicach a Jerzym Żakiem, kierownikiem Rejonu Dróg Wojewódzkich.

- Wszystko wskazuje na to, że będzie tu sygnalizacja całodobowo – informuje Różański. - Okazało się, że policja często ma informację o kierowcach, którzy widząc nad ranem pomarańczowe mrugające, gnają Zamkową z prędkością ponad 100 km/h.

Pan Paweł napisał list do redakcji, ponieważ 16 stycznia około godziny 5.30 był uczestnikiem kolizji. Oto jej opis: „Dzięki opatrzności bożej i mojemu refleksowi zawdzięczam swoje życie. Ja wiem, że znaki drogowe są wskazówką dla kierowców, ale ktoś nie z naszego miasta może mieć z tym problem i tak było w moim przypadku. Kierowca, z tego co mi powiedział, jest mieszkańcem Łodzi. Jechałem ul. Zamkową w stronę Łasku. Jechałem prawidłowo z dozwoloną prędkością, nieprzekraczająca 50 km/h. Pomimo, że jechałem drogą z pierwszeństwem przejazdu, zachowałem szczególną ostrożność, upewniając się, że skrzyżowanie jest puste. Kiedy dojechałem na wysokość ul. św. Jana, zobaczyłem kątem oka pędzący w moją stronę ciężarowy samochód, który wyjechał nagle, bez wcześniejszego hamowania. Jedyne, co mogłem, to dodać gazu i odbić kierownicą w lewo. Choć muszę przyznać, że gdybym widział przed sobą pieszego, to nie wiem, jak bym zareagował. Tylko ten manewr pozwoli mi na amortyzację uderzenia. Dostałem w prawy bok tyłu samochodu, po czym obróciło mnie o 90 stopni i znalazłem się na torowisku, tuż za przejściem dla pieszych, skierowany w stronę starego miasta. Wysiadłem z auta i zobaczyłem samochód scania z załadunkiem butli z tlenem, jakich używa się do spawania. Kierowca oznajmił mi, że nie wie, jak to się stało. Dopiero w domu, po jakimś czasie, uświadomiłem sobie, jakie mogły być tragiczne skutki tej kolizji, gdybym dostał centralnie w bok pojazdu i gdybym miał pasażera w swoim samochodzie. To były ułamki sekund”.