Anna: Jak to jest żyć na utrzymaniu pabianiczan?

     - Ja w wielu przypadkach mam świadomość tego, że na pensję, którą otrzymuję, składają się pabianiczanie. Nigdy nie przyjmowałem, że mi się należy. Mam pewnego moralniaka.

 

Jadwiga: Czy jest pan dumny z tego, że sprzedał pan tak historyczne miejsce, jakim jest Fabryka Kruchego pod budowę jakiegoś tam supermarketu?

     - Ja nie sprzedawałem. To nie moje. To syndyk sprzedawał. Czy jest żal do tego, kto kupił? Czy żal do tego co sprzedał? Miasto za długi powinno mu zabrać „wysoką”, czyli tę część fabryki, gdzie był zegar. W tym obiekcie zmieściłby się cały Urząd Miejski, a nie w siedmiu miejscach, jak teraz. Miasto podobno zyskało za te niezapłacone podatki jakieś prześcieradła, pościele… A teraz właściciel tego fragmentu fabryki nie płaci nam podatku, a my musimy mu go wyrywać drogą postępowania sądowego.

 

Sandra: Dlaczego w mieście brakuje koszy na odpadki?

     - Zawsze mogło by być więcej. Ale dlaczego są w stawie w parku Wolności, a nie stoją obok? Będziemy teraz kupować kosze betonowe. Wyjątkową dekoracją nie są, ale muszą być betonowe. Po to, żeby było je trudniej przemieścić, przesunąć.

 

Dawny uczeń: Czy nie tęskni pan za nauczaniem i za klimatem szkolnym?

     - Powiem wprost: mam ogromną satysfakcję z tego, że przychodzą ludzie, którzy byli moimi uczniami. Przyszedł pan, abym załatwił mu pracę. No to pytam, co ukończył. A on, że nic nie ukończył: „Boś mnie pan wywalił ze szkoły”. To się przejąłem. A on mi na to: „Trzeba było mi wp…, to bym ukończył szkołę i dziś tego problemu z poszukiwaniem pracy może bym nie miał”. Przykro mi, że nie mam nawet czasu, żeby do matki szkoły przyjść.

 

Roman: Śledzi pan losy pabianickich koszykarek?

     - Tak. Ja osobiście nie jestem w stanie znaleźć w mieście pieniędzy, żebym mógł pomóc koszykarkom i temu klubowi. Problem tyczy się też obiektu, sali, w której mogłaby być rozgrywana koszykówka. Pomagam w szukaniu osoby, która by chciała być sponsorem. Miasto jest ubogie. Nie mamy na to pieniędzy.

 

Krzysiek: Ja mam nie tyle pytanie, ale życzenia do pana prezydenta, aby zepsuła mu się limuzyna i aby musiał dojeżdżać do pracy tramwajem.

     - Ja limuzyną nie jeżdżę, tylko swoim samochodem. Odebrano mi tę przyjemność. Olej, pasek rozrządu sam wymieniam. Na mnie mechanik nie zarobi.

 

Stefan: Czy w przeciągu pańskiej kadencji chociaż raz jechał pan tym jednowagonowym tworem w niedzielę ok. godziny 17.00?

     - Akurat nie. Ja to sobie sprawdzę.

 

Rafał: Skoro w Busince można się kąpać, to może wykąpie się pan przed kamerą. Proponuję też przejechać się tramwajem przed kamerą, a następnie położyć się do pabianickiego szpitala i sprawdzić, co to znaczy bezpłatna pomoc lekarska.

     - Stwierdzenie chemiczne, że woda nie posiada skażeń, to jedno. A drugie, czy wizualnie jest ona czystą? Na pewno nie.

Co do tramwaju, to zgadzam się. Gdyby było sprawą prostą rozłączyć dwa wagony… Ale to nie jest prostą rzeczą. Jeden wagon jeździ, bo to jest oszczędność. Kilometr przejechany przez dwa wagony kosztuje nas 11 zł, a przez jeden wagon 6,70 zł. Jesteśmy w trakcie rozmów, żeby wprowadzić jeden wagon niemiecki, ale podwójny. I zapłacimy tylko 20 groszy więcej na kilometrze.

Sprawa szpitala. Leżałem w ostatnim czasie w trzech szpitalach. Dwóch łódzkich i w pabianickim. Ja nie wiem, pod jakim kątem jest ta ocena szpitala: łóżka, pościeli, wyżywienia? Dla mnie najważniejszym jest problem leczenia. Proszę nie dokonywać oceny szpitala przez pryzmat jakiegoś pracownika szpitala, przez jeden oddział. Ja się spotykam z tą opinią: „po coś pan ratował ten szpital? Trzeba było rozwalić”. Ale też spotkałem się już wielokrotnie, że ktoś z rodziny znajdował się w szpitalu i rodzina dziękowała za świetną opiekę. Podają mi nazwę oddziału, nazwisko lekarza. I jak mam okazję spotkać się z lekarzem, to te podziękowania przekazuję.

 

Marek: Czy to prawda, że pana pomysłem było ustawienie cmentarzyka byłych prezydentów w parku, aby pan po śmieci mógł patrzeć na miejsce, w którym kiedyś jeździł tramwaj, a teraz dzięki panu go już nie będzie?

     Dlaczego do tej pory nie ma w naszym mieście wyznaczonych miejsc dla zwierząt, w których mogłyby się bez problemu załatwiać? Psie parki są w całej Polsce.

     - To nie było moje. Tam nie leżą prochy, to są symbole. Jeżeli kogoś interesuje, gdzie będę leżał, to kwatera piąta na cmentarzu katolickim.

Zanieczyszczenie miasta to nie tylko problem psów. Są też gołębie, kruki, gawrony i inne ptactwo, które nie tylko robi kupę, ale też wrzeszczy i hałasuje. Ten brud denerwuje. Mnie też, dlatego podnoszę papierek, jak leży na ulicy. Choć słyszę wtedy od innych: „ty się zachowuj”. Przecież to przypadek sprawił, że tu się znalazłem. Jestem takim człowiekiem, który nie przejdzie obok śmiecia. Jak zejdę stąd, to też będę chodził po tych ulicach. Tych psich parków trzeba by sporo zrobić, bo nikt z Piasków na Bugaj nie będzie z psem jechał, żeby się załatwił. Po drodze zgubiłby ten kłopot. Ja mam psa, ale jest w przestrzeni zamkniętej. I ja po nim sprzątam. Mówi mi się, żebym zbudował też cmentarz dla psów. Niech ktoś to zrobi. Ja mu nie będę przeszkadzał.

 

Agnieszka: Kto panu dobiera krawaty?

     - Sam dobieram. Nawet żona tego nie robi.

 

Zygmunt: Co zamierza pan zrobić z PTC, które jest praktycznie ruiną? Kiedyś to miejsce lśniło na naszej mapie.

     - Ja jestem za sportem technicznym. I takim sportem są zapasy, które odnoszą duże sukcesy. Ludzie się tym zajmujący w PTC są zainteresowani, by ta sekcja funkcjonowała jako oddzielna od piłki nożnej. Jestem za. Jest jeszcze problem, bo jest sekcja szachowa dla dzieci. Natomiast brydżyści powinni się sami utrzymać, bo to są dorośli. Oni potrzebują tylko lokalu, żeby gdzieś się spotkać.

 

Alan: Czy doczekamy się czasu kiedy ZłoMOK nie będzie sterowany ani przez pana, ani przez panią Biegajło?

     - Nie możemy tak powiedzieć, że ktoś jest sterowany. Na działalność pani Rakowskiej i to, co ona robi, ja nie narzekam. Na funkcjonowanie MOK-u też nie. Z tego, co wiem, pracownicy też nie narzekają na pracę. Ja jestem zadowolony z jej pracy. I proszę nie mówić, że ktoś tam steruje.

 

Krystyna: Jak czuł się pan w momencie, kiedy pan Tkacz zażądał referendum i jednocześnie podważył pańskie kompetencje?

     - Ja pozdrawiam pana Tkacza. Godziłbym się ze wszystkim, gdyby w tych głoszonych hasłach była prawda. Społeczeństwo zostało oszukane. Ja tylko mogę podziękować za rozsądek ludzi, którzy brali udział w referendum.

 

Jola: Czy doczekamy się remontu sceny w parku przy Zamku?

     - Pieniądze publiczne mają to do siebie, że trzeba je oglądać kilka razy. Jak one są wydawane, sprawdzają radni i mieszkańcy. Ale powstaje projekt dla Parku Słowackiego. I jego elementem jest stworzenie całej struktury, czyli fontanny, alejek, oświetlenia, sceny. To wszystko jest przedmiotem rozmów. To miejsce, gdzie była scena, ma być zostawione. Czy to ma być akurat muszla? Nie wiem.

 

Aleksander: Czy to prawda, że największy komin w naszym mieście zostanie wyburzony? Jeżeli tak, to kiedy?

     - Komin jest własnością prywatną i decyzję o tym podejmuje właściciel. Wiem, że jeszcze są dwie anteny pracujące na tym kominie, bo pozostałe zostały przeniesione na Grobelną. Wiem, że w sierpniu rozpoczyna się proces burzenia komina.

 

Dociekliwy: Jaka jest pańska pensja?

     - Do ręki dostaję 6.700 zł.

 

Jarosław Wnuk: Dlaczego pan nic nie robi z łapówkarstwem w pabianickim szpitalu?

     - Proszę mi powiedzieć, kto bierze. Ja nie mam takiej wiedzy. Jak będę miał, zareaguję.

 

Wanda: Kiedy pan zacznie wybierać na dyrektorów szpitala osoby, które są cenione przez pabianiczan, a nie te, które cenią same siebie?

     - Lekarze mi powiadają, że to jest 17 dyrektor i dobrego dyrektora jeszcze nie było. To weźmy sami i dbajmy o ten szpital. Ta rodzina szpitalna jest cenną rodziną, natomiast nawzajem się nie szanują, nie cenią. To dotyczy poszczególnych grup zawodowych. Przypuszczam, że podłożem jest duża dysproporcja w zarobkach tych ludzi. Ja jestem gotowy wybrać osobę, ale musi być to ktoś, kto mnie nie oszukuje.

 

Alina: Dlaczego patrol policyjny w okolicach szpitala ogranicza się do spania funkcjonariuszy w radiowozie przy drodze na Hermanów?

     - Razem z nimi nie spałem, razem z nimi nie byłem. Nie moi to ludzie.

 

Kamil: Dlaczego funkcjonariusze Straży Miejskiej palą papierosy w miejscach publicznych? Czy oni są na specjalnych prawach?

     - Nie są na specjalnych prawach i wielokrotnie była o tym mowa. Zwracamy uwagę, jak się zachowują. Rozmawiamy na ten temat. Mówię im: „macie tak się zachowywać, aby nikt do was nie miał pretensji”.

 

Krzysiek Strzelecki: Jak wygląda typowa sobota pana prezydenta?

     - To zależy od kalendarza, bo to są udziały w różnych imprezach. Wstaję przed siódmą, ale budzę się przed szóstą albo i wcześniej. Potem delikatnie muszę zwrócić żonie uwagę, że już się zaczął dzień. I muszę dowiedzieć się, jakie jest oczekiwanie co do zakupów, które powinienem zrobić. I zaczynam od bankomatu, przez sklep z chlebem, rynek, sklep mięsny. Jak wyjadę z domu gdzieś wpół do ósmej, to wracam różnie, ale przed dziesiątą jestem. A potem jak sobie zaplanowałem, to coś koło domu zrobię. Oczywiście, jak nie muszę gdzieś iść. W piwnicy muszę zrobić porządek, więc już co nieco pouprzątałem. Pojechałem jeszcze i wykosiłem trawsko na działkach u córki i u syna. A ostatnio w sobotę przejechałem się otwartą S-14. I fajna jest. Ja nie lubię, jak ktoś mi mówi o czymś, a jak ja się pytam: „widziałeś?”, to mówi, że mu inni mówili. Osobiście przejechałem całą tę drogę. Jeden wiadukt fioletowy, drugi zielony i zacząłem się zastanawiać, w którym miejscu ja jestem. I w niedzielę jeszcze raz pojechałem, żeby zobaczyć, jak jadący od Łasku się zachowują. Łodzianie wjeżdżali na obwodnicę, czyli wiedzą o niej.

 

Renata: Co pan będzie robił, gdy przestanie być prezydentem po  zakończonej kadencji?

     - Nie będę się nudził. I nie będę radnym. Nie biorę pod uwagę takich wariantów. Trzeba wiedzieć, w którym miejscu skończyć. Nie będę przychodził i mówił: „za moich czasów…”.