Wierzenia głoszą, że w miejscach, gdzie żyją pająki, nie trzeba obawiać się niszczących sił natury, takich jak piorun czy pożar. Niektórzy wierzą w dobrą moc pająków, innych ich widok przyprawia o dreszcze. Czy słusznie?

- Nie trzeba się ich bać, jad naszych rodzimych gatunków nie jest dla nas groźny. Poza tym bez powodu pająki go nie użyją – zapewnia pani Aneta, która oprowadzała mieszkańców Ksawerowa i Pabianic po wystawie w Gminnym Domu Kultury w Ksawerowie.

Przez tydzień można je było oglądać. Okazy pochodzące niemal ze wszystkich części świata mieszkały w ponad 30 terrariach. Były gatunki ptaszników nadrzewnych i te żyjące na ziemi.

- Te z Ameryki są słabo jadowite – wyjaśniała pani Aneta. – Jednak należy pamiętać, że każdy nawet najmniejszy pająk jest jadowity. Nasze ogrodowe krzyżaki, kątniki czy nososzniki – chude z długimi nóżkami, które lubią nasze domy, też mają jad.

Czy nam zagrażają?

- Jad mało którego pająka mógłby nam wyrządzić krzywdę czy zaszkodzić na tyle, że moglibyśmy obawiać się o życie – wyjaśnia pani Aneta. - Mowa tu również o ptasznikach. Na ich jad nie da się nawet uczulić, jak na jad osy czy pszczoły. Skład chemiczny jadu każdego pająka różni się od siebie. Dzieje się tak nie tylko między poszczególnymi gatunkami, ale również pomiędzy osobnikami tego samego gatunku.

Ugryzienia nie bywają jednak przyjemne

I o ile nasze rodzime gatunki zbyt wiele bólu nam nie przysporzą, to ptasznik z kilkucentymetrowymi „zębami” mógłby nam nieco popsuć samopoczucie.

- Pazury jadowe tych największych gatunków bywają okazałe – dodaje znawczyni pająków. - Nawet z takiego powodu ugryzienie może zaboleć, mogą też wystąpić przykre reakcje, obrzęk, ból głowy czy rana. Nasze pająki też w większości przypadków nie będą miały problemu, żeby przebić ludzką skórę. Poradzi sobie z tym kątnik, nososznik, krzyżak czy tygrzyk z tych bardziej znanych. Te mniejsze nie dadzą jednak rady.

Tylko jaki interes mógłby mieć pająk w gryzieniu ludzi?

- Nie mają żadnego i po prostu tego nie robią bez wyraźnego powodu – opowiada Aneta. - Każdy pająk dysponuje jakąś ilością jadu, jak ugryzie, to wystrzela się z amunicji na jakiś czas. Będzie musiał wyprodukować kolejną jego porcję, a nie trwa to kilka minut. Marnowanie jadu na „ofiarę”, której pająk i tak nie będzie w stanie zjeść, po prostu się nie opłaca.

A pająki potrafią dobrze ocenić rozmiar i kulinarną przydatność swojej potencjalnej ofiary.

- Ptaszniki na przykład nie widzą, rozpoznają jedynie natężenie światła – dodaje opiekunka. - One polują biernie. Czekają w ukryciu aż coś podejdzie i wtedy chwytają. Zjadają posiłek i dalej leżą, trawią i czekają na kolejną ofiarę. A identyfikują ją po wibracjach podłoża. Gdy obok pająka przejdzie kot, ten się wycofa, skuli. Zaatakuje za to szarańczę czy innego owada.

Czują zapachy.

- Jest kilka, które pająki rozróżniają, ale trzeba byłoby być wysmarowanym olejkiem eterycznym, żeby zapach do nich dotarł – opowiada Aneta. - Nawet gdyby tak się stało i tak pająk by się tym zapachem nie przejął.

Te mniej jadowite okazy używają dodatkowych technik obrony i ataku.

- Wyczesują parzące włoski, którymi pokryty jest ich odwłok i tylne odnóża – wyjaśnia opiekunka. - Pocierają nogami odwłok, wtedy włoski się łamią i unoszą w powietrzu. Małe ssaki czy ptaki mogą od nich nawet oślepnąć. My też możemy odczuć, jak drażnią skórę czy nawet gardło.

Im większy pająk, tym włoski są bardziej dokuczliwe. Już po wzięciu takiego osobnika na dłoń czuć je, jak pokrzywę. Pająki gryzą właściwie tylko, gdy polują. Mając pająka na ręce, trzeba byłoby go ścisnąć, żeby ugryzł.

- Ale bywają gatunki agresywniejsze, szybkie, które bronią się przez atak – dodaje Aneta. - One każdy gest potrafią odczytać jak atak. Z nimi lepiej uważać.

Pająki nie jedzą ani często, ani dużo

- Tak co trzy tygodnie sprawdzamy, czy nasze ptaszniki nie zgłodniały – opowiada pasjonatka. - Wpuszczamy im do terrariów szarańcze. Jak są głodne, to polują. W naturze mogą nie jeść nawet do pół roku. Dlatego są takie „energooszczędne”. Trudno je nakłonić do spacerów po terrarium. Z reguły siedzą w bezruchu, chowają się.

Ptaszniki można „zabić” dietą, a właściwie mocno skrócić im życie, bo zbyt częste posiłki po prostu im szkodzą, pająki wydają się większe, szybciej „rosną”, wzbudzając zadowolenie właściciela, a tak naprawdę puchną. Pająki nie chorują, ale zaatakowane przez pasożyty umierają w ciągu dwóch tygodni.

– Dlatego warto uważać, skąd bierzemy dla nich pokarm, z jakiego źródła. Nie łapmy im sami owadów – radzi pani Aneta.

Na wystawie w Ksawerowie swoje pajęcze wdzięki prezentowały tylko samice.

- Są większe, więc jak mają jakieś wybarwienie, ładniej to na nich widać – opowiada Aneta. - O wiele dłużej też żyją. Samice większości gatunków ptaszników dożywają nawet 20 lat. A samce zaledwie 6-7 lat. Czasami samice z tego samego kokona osiągają dojrzałość płciową w wieku, gdy samce już umierają. Tak to sobie natura wykombinowała, żeby zapobiegać pajęczemu kazirodztwu.

Damsko-męskie relacje bywają też u pająków problematyczne. Czasem partnerki po prostu zjadają swoich adoratorów. Niektórzy z nich, dbając o swoje „głowy”, przynoszą pajęczycom posiłek, żeby się samemu nim nie stać. Ale samice też mogą być zjedzone i to nie przez przypadek. Bywa, że dobrowolnie dają zjeść się swojemu potomstwu.

Instynkt macierzyński jest u wielu gatunków mocno rozwinięty.

- Opieka nad potomstwem nie należy do rzadkości – dodaje Aneta. - Wiele samic nosi na odwłoku swoje potomstwo. Noszą ze sobą kokony, a gdy wyklują się z nich maluchy, mamy są w pobliżu i „mają je na oku”.

W przypadku hodowlanych ptaszników zabiera się samicy kokon, żeby w kontrolowanych warunkach go otworzyć, uwolnić pajączki i od razu je rozdzielić. Zamiast kokonu samica dostaje wtedy zrolowaną chusteczkę, którą dalej się opiekuje.

Każdy pająk ma swój charakterek.

- To nie jest tak, że pająki danego gatunku są tak do końca przewidywalne. Niektóre pozwalają się brać na ręce, inne zaczynają się wyczesywać albo się chowają. Wtedy dajemy im spokój i nie wyciągamy ich z terrariów – dodaje Aneta.

Bywają też całkowicie bezbronne.

- Takim okresem, gdzie nawet większy stres może je zabić, jest wylinka – dodaje opiekunka pająków. - Gdy pająk zrzuca warstwę skóry, jest miękki i plastyczny jak żelki. To trwa 15 minut u małego pająka do dwóch godzin u większych gatunków. One się do tego momentu skrupulatnie przygotowują. Robią sobie dywan z pajęczyny, na którym się kładą, żeby nikt ich nie zaatakował od spodu. Mają wtedy około tygodnia, podczas którego rosną i na dobre twardnieją.

Strach ma wielkie oczy

Na szczęście nam spotkanie z ptasznikiem nie grozi. Ale nasze rodzime pająki mają już dość zimna i wilgoci. Październik i listopad to okres, w którym planują inwazję na nasze domy.

- Po prostu szukają ciepłego schronienia na zimowe miesiące – tłumaczy pani Aneta. - W tym okresie jest ich więcej w domach i słyszę często historie o tym, jakie to są groźne.

Żaden z naszych polskich pająków nie może zrobić nam dużej krzywdy.

- Pająki nie mają też takich zapędów, żeby wejść na kogoś i go tak z marszu ugryźć – zapewnia pasjonatka. - I obiecuję, że nie wchodzą nam do buzi w nocy. Są bardzo czułe na ruchy powietrza, więc nawet gdybyśmy spali z otwartymi ustami i nawet gdyby ten pająk znalazł się gdzieś blisko, to jak tylko wzięlibyśmy oddech, to pająk ucieknie, gdzie pieprz rośnie.

Pająki na przestrzeni wieków pełniły różne role w kulturze. W niektórych regionach świata przynoszą szczęście i radość, w innych ich zabicie zwiastuje niepogodę. W polskich domach służą przede wszystkim do m.in. zwalczania much czy komarów. Pożytek z pająków jest ogromny, choć nie do końca bezpośrednio dla człowieka.

Bywają niedoceniane. Jesienna inwazja pająków, nawet tych, które mogą nas ugryźć, ma swoją dobrą stronę. Zwierzęta te, jako drapieżcy, odgrywają niezwykle ważną rolę w ekosystemie w skali globalnej. Zjadają od 400 do 800 mln ton przeróżnych owadów i robactwa. Bez nich z pewnością plagi na biblijną skalę mogłyby się realizować. To one pozbędą się wszystkich innych stworzeń, które harcują po naszych domach.

- Pająki w mieszkaniach sprawiają, że inne niepożądane owady znikają – dodaje Aneta. - Na przykład małe chudziutkie nososzniki, które znamy z łazienek i mieszkań, potrafią zapolować na większe czarne kątniki. Są na tyle lekkie, że poruszają się po pajęczynach „bezszelestnie”. Duże pająki ich nie wyczuwają. Gdy nososznik gotowy jest do ataku, porusza nogą pajęczynę wywabiając z ukrycia swoją ofiarę, a potem atakuje od tyłu.

Wśród rodzimych pająków do tych najpiękniejszych należy tygrzyk paskowany, potocznie zwany pająkiem tygrysim. To częsty bywalec ogródków, ale bywa, że zabłądzi i trafi do mieszkania.

- Jego ugryzienie można już poczuć, chociaż nie zagraża ono naszemu zdrowiu. Jad tygrzyka jest porównywalny do ugryzienia osy – dodaje opiekunka wystawy. - Po ukąszeniu może pojawić się opuchlizna, zaczerwienienie, ból w miejscu ugryzienia, a niekiedy swędzenie, które stosunkowo szybko mija.

Jednym z większych naszych pająków jest bagnik przybrzeżny i nawodny. To już postrach wędkarzy.

- Jest ogromny jak na rozmiary naszych pająków. Potrafi polować pod wodą na małe ryby i żaby. Żyje jednak w trzcinach, w mieszkaniu go nie spotkamy – zapewnia Aneta. - Objawy ugryzienia porównuje się do największego kaca na świecie.

Malutkie skaczące pająki to skakuny. Te z bardziej egzotycznych gatunków zachwycają kolorami. Nasze rodzime to brązowo-szare okazy. Są charakterystyczne, mają krótkie nogi, grubsze odwłoki i doskonale widzą. Polują aktywnie, atakując ofiarę nawet z 30 cm. I jak zapewnia pani Aneta, są całkiem inteligentne jak na pająki.

Dlaczego tak się ich boimy?

- Dość groźnie wyglądają – przyznaje pani Aneta. - Są też szybkie. Chowają się w miejscach, w których się ich nie spodziewamy. Podnosimy jakiś przedmiot, a tu niespodzianka. Mamy też taki zakodowany, pierwotny lęk.

Najpopularniejszym pająkiem pędzącym wzdłuż listew podłogowych w naszych mieszkaniach jest kątnik olbrzymi. Może osiągnąć nawet do 10 cm długości. Jego ukąszenie jest dla ludzi zupełnie niegroźne, ale widok, niestety, czasami zatrważający.