Szesnastu strażników miejskich już wie, że wolnego nie będzie. Funkcjonariusze z sekcji patrolowo-interwencyjnej pracują w systemie trzech zmian, dlatego w Wielkanoc każdy z nich odmelduje się w pracy.

- Najpopularniejsze świąteczne wezwania patroli dotyczą przede wszystkim tak zwanego śmigusa-dyngusa – mówi insp. Mariusz Poluchowicz, dowódca sekcji patrolowo-interwencyjnej Straży Miejskiej. – Zgłoszenia przypadkowo polanych przechodniów docierają do nas ze wszystkim stron miasta.

Tak było w ubiegłych latach. Ale trafiają się też inne wezwania strażników.

- Rok temu wezwano nas do bezpańskich psów, do niedziałającej sygnalizacji świetlnej i pękniętej rury z wodą na terenie posesji komunalnej – wylicza Poluchowicz. – Oprócz tego było również zgłoszenie od nieroztropnych rodziców, którzy zatrzasnęli drzwi mieszkania, w którym zostały dzieci.

Strażnicy zajęli się też bezdomnym, który koczował w klatce schodowej bloku. Nie brakowało też wezwań do typowo alkoholowych libacji.

- Spożywanie alkoholu w miejscach objętych zakazem to w święta prawdziwa plaga. Są smakosze lubiący wypić piwko lub winko pod chmurką, ale są i tacy, których ten widok gorszy – tłumaczy inspektor. – My w tej kwestii jesteśmy bezwzględni. Jeśli w pobliżu są dzieci lub ludzie mogący czuć się z tego powodu niekomfortowo, to patrol zazwyczaj kończy interwencję mandatem karnym.

Karę oprócz pijących otrzymać mogą również oblewający.

- Dla chuliganów uzbrojonych w wiadra z wodą czy różnego rodzaju gadżety dyngusowe, którzy nie mają umiaru w zabawie, mamy do dyspozycji dwa przepisy z Kodeksu Wykroczeń  - mówi Poluchowicz. – Dają nam one podstawę prawną do ukarania grzywną w drodze mandatu karnego w wysokości nawet 500 zł.

Problem leży również w tym, że lany poniedziałek to dzień wykroczeń, których, czasami, nie można obiektywnie ocenić.

- Co innego jest przecież, gdy chłopak obleje dziewczynę, a ona ma pretensje, bo oblał ją nie ten, co chciała, a co innego, gdy doszczętnie zmoczone zostanie małżeństwo idące z dzieckiem do kościoła – wyjaśnia strażnik.

Czy strażnicy za pracę w święta dostają dodatkowe wynagrodzenie?

- Nie dostajemy żadnych wielkanocnych bonusów. Jedyne, co nam się należy, to jeden wolny dzień do obioru za każdy dzień ustawowo wolny od pracy – wyjaśnia.

Na dyżurze święta spędza również większość pabianickich taksówkarzy.

- Czy będzie duże zapotrzebowanie na taryfiarzy? Tego nie wiem, ale taksówkarzy na postojach na pewno nie zabraknie – informuje Bogumił Borzyński, taksówkarz z 20-letnim stażem. - Nie ma co ukrywać, że w Wielkanoc jest o wiele mniej zgłoszeń niż w Boże Narodzenie.

Wydaje się, że święta to czas najlepszych żniw dla taksiarzy, bo obowiązuje droższa o 50 procent II taryfa. Jednak ruch jest słaby.

- W tym roku mieliśmy najgorsze jak dotąd święta Bożego Narodzenia – podliczył Borzyński. – Dużo kierowców, chcąc zaoszczędzić, zdecydowało się na jazdę po kielichu, więc my jeździliśmy mniej. Pewnie te święta też będą słabe, ale i tak trzeba będzie stać na postoju, bo na tym polega nasz zawód.

Tradycyjnie pracowite będą święta w Pabianickim Centrum Medycznym.

- Wszystkie oddziały muszą działać przez całą dobę, niezależnie od świąt – informuje doktor Krystyna Wiśniewska, dyrektor do spraw medycznych w PCM.

Pielęgniarki, w porównaniu do lekarzy, mają jednak o wiele gorzej. Do pracy, nawet w święta, przychodzą według normalnego grafiku i nie wiąże się to z żadnym dodatkowym wynagrodzeniem.

- Ustawowo każda pielęgniarka ma do wyrobienia obowiązkową liczbę godzin w miesiącu i czy chce, czy nie chce, obowiązki swoje musi spełnić – mówi Wiśniewska. – Ta sama ustawa nie przewiduje jednak żadnych dodatkowych wynagrodzeń.

Lekarze pracujący w święta są uprzywilejowani. Nie dość, że sami układają sobie harmonogram dyżurów, to jeszcze mają dodatkowe wynagrodzenie.

- Lekarze mają w tej kwestii wolny wybór, ponieważ nie mają ustalonych tzw. obowiązkowych dyżurów – wyjaśnia dyrektorka.

 Zgodnie z prawem za świąteczny dyżur należy się lekarzowi dwukrotnie wyższe wynagrodzenie. Dwadzieścia procent więcej zarobi też personel medyczny obsługujący izbę przyjęć w naszym szpitalu. Extra dodatek do pensji, w tym wypadku, wynika z  ustawy. A mają co robić, bo do szpitala przychodzi bardzo dużo pacjentów.

W święta markety mają wolne, więc to okazja do zarobienia paru setek przez osiedlowe sklepiki.

- Ja od lat zawsze pracowałam w święta, nawet jak jeszcze nie było tego wymogu, że to właściciel sklepu sam może sprzedawać w święta – wyjaśnia Barbara Sadowska, właścicielka sklepu „u Basi” przy ul. Karniszewickiej 137.

Choć utarg w święta zazwyczaj przypomina ten ze zwykłego dnia roboczego, większość sklepikarzy decyduje się na pracę.

- Zawsze wpadnie trochę gotówki, którą klienci normalnie zostawiliby przecież w markecie – dodaje Sadowska. – Gdyby takie stanie się nie opłacało, to pewnie spędzałabym ten czas w domu z rodziną.

Co kupujemy?

- W święta zawsze najwięcej sprzedajemy warzyw  rosołowych, ziemniaków, kefirów i śmietany – wylicza. – Ludzie często mają niespodziewanych gości, dlatego produkty obiadowe cieszą się największą popularnością. Alkohol wcale nie sprzedaje się w okresie świątecznym tak dobrze. Więcej sprzedajemy go w tygodniu.

W te święta Barbara Sadowska jak zwykle otworzy sklep.

- Ja bardzo lubię ludzi i lubię swoją pracę, dlatego spędzanie świąt w pracy raczej mi nie przeszkadza. Z założenia będę w pracy od 9 do 15, ale prawdę mówiąc, jeśli tylko będą ludzie, to zostanę w sklepie tyle, ile będzie trzeba.

Dużo pracy, jak w każde święta, mają ratownicy medyczni pracujący w oddziale Falcka w Pabianicach. Za pracą jednak nie zawsze idą dodatkowe pieniądze.

- Stawka zależy od tego, na jaki rodzaj umowy zatrudniony jest ratownik – informuje Kamila Jaszczak, ratownik medyczny Falcka. – Pracownicy na umowę zlecenie i ci pracujący na kontrakcie mają zawsze taką samą stawkę. Bez względu na to, czy pracują w święta czy nie.

Najlepiej mają, jak zwykle, lekarze. Każdy z nich zarobi w wielkanocny dyżur więcej o pięćdziesiąt procent.

- U nas nie zdarzają się przypadki wymigiwania od dyżurów, bo każdy z nas dobrze wie, że takie zamieszanie jest kłopotliwe dla reszty zespołu – zapewnia ratowniczka. – Poza tym młodzi chętnie pracują w święta, by mieć potem wolne w sylwestra czy andrzejki.

Mimo świątecznego klimatu, karetki będą wyjeżdżać z Falcka non stop. Najczęściej do opijających „jajeczko”, którzy na własną rękę nie potrafią poradzić sobie z kacem.

- Tego typu wezwań jest najwięcej, bo około 70 procent – wylicza Kamila. – Nie brak też w śmigusa-dyngusa zgłoszeń wypicia przez dzieci rożnych płynów zamiast wody lub połknięcia przez nie wielkanocnych ozdób.

Bardzo często ludzie dzwonią „po pogotowie”, bo kończą im się recepty na potrzebne im leki.

- Okłamują dyspozytora i jedziemy do takiego pacjenta – mówi Jaszczak. – Na miejscu okazuje się, że pani nie mogła pójść do przychodni, bo w święta była zamknięta, a leków zabrakło. Ratownicy medyczni nie są od wypisywania recept, tylko od ratowania życia w sytuacjach jego zagrożenia.