Sala gimnastyczna Gimnazjum i Liceum á Paulo, godzina 16.55. Na zajęcia piłki nożnej zbierają się chłopcy z roczników 2008-2009. W składzie MUKS-u Włókniarz Pabianice są głównie 6- i 7-latki, ale też i młodsi piłkarze – kilku 5-latków, a nawet 4-latek.

Jest głośno, wszędzie słychać krzyki i odbijanie piłki – o nogi, głowy, ściany, okna…

Godzina 17.00, na gwizdek trenera rozbiegane dzieciaki ustawiają się w rządku. Czas na sprawdzenie obecności.

- Na początku ciężko było ich opanować, ale mam już swoje metody – zdradza Tomasz Janica, trener MUKS-u.

Za niesłuchanie trenera są karne przysiady. Za kilkukrotne zwrócenie uwagi - 5 minut stania pod ścianą i przyglądania się ćwiczącym kolegom.

- Zazwyczaj to skutkuje, ale to są jeszcze małe dzieci. Nie wszystko rozumieją i zdarza się, że czasem wybuchają płaczem – przyznaje Janica.

By trenować najmłodszych, trzeba przejść odpowiednie szkolenia. Trwają od kilku do kilkunastu miesięcy i kończą się egzaminem – teoretycznym (m.in. z zakresu podstawowych definicji piłkarskich czy udzielania pierwszej pomocy) i praktycznym (poprowadzenie przykładowych zajęć z maluchami).

Tomek taki kurs kończył w Łodzi, w Akademii Lecha Poznań. Informacje o nim znalazł na stronie Polskiego Związku Piłki Nożnej. Kurs był bezpłatny, bo organizowany dla bezrobotnych. I świetnie zorganizowany - zakończył się tygodniowym pobytem w Hiszpanii, w szkółce Realu Madryt.

- To niesamowite miejsce – znajduje się tam kilka boisk, wybudowanych na różnych poziomach – mówi.

 Na najniższych trenują najmłodsi zawodnicy. Takie położenie boisk sprawia, że wraz z wiekiem i nabywaniem umiejętności piłkarze dosłownie pną się w górę – przechodzą na wyżej położone boisko.

- Treningi mieliśmy 2 godziny dziennie, a resztę czasu odpoczywaliśmy i zwiedzaliśmy. Dla pasjonatów piłki nożnej to niesamowita przygoda - mówi Tomek. – Obejrzałem mecz Atletico Madryt z FC Porto. Spotkałem się też z Ikerem Casillasem [bramkarz FC Porto – przyp. red.].

Drugi z trenerów MUKS-u, Arkadiusz Piotrowski kurs szkoleniowca zrobił w tym roku. Za 3 miesiące zajęć praktycznych i teoretycznych, zakończonych egzaminem, zapłacił 1.500 zł.

- Opłacało się, bo ta praca, choć nielekka, przynosi dużo satysfakcji – uważa.

Godzina 17.15. Po 15-minutowym rozbieganiu się, dzieciaki zaczynają ćwiczenia z piłką. Ustawiają się w dwóch rzędach i ćwiczą podania na bramkę. Rywalizują.

Na treningi do Tomka i Arka jest zapisanych 25 chłopców. 

- Jedni przychodzą, drudzy odchodzą – komentuje Janica. – Niektórych rodzice przyprowadzają na siłę, by odeszli od komputerów i się poruszali. Ale z takich zawodników nic nie będzie. By trenować jakąkolwiek dyscyplinę sportu, trzeba się nią interesować. 

Trener Janica z rodzicami chłopców dogaduje się dobrze, choć już przed kilkoma miesiącami wprowadził zasadę, że rodzic nie może być obecny na treningu.

- Mama czy tata rozpraszają dziecko. Zamiast na ćwiczeniach, skupia się ono na tym, że „rodzice patrzą” – podkreśla.

To właśnie oni najbardziej przeżywają porażki i sukcesy swoich dzieci. Medale małych sportowców wieszają na ścianach pokojów, dyplomy oprawiają i ustawiają na półeczkach. O sukcesach chłopców informują też na portalach społecznościowych. 

- Jesteśmy z nich dumni, bo to przecież wiele godzin spędzonych z pociechą na treningach, turniejach, sparingach - mówi Beata Wachoń, mama 7-letniego Oskara. - Niesamowitą rzeczą jest zobaczyć uśmiech na twarzy dziecka, które zdobywa gola, albo też rozdrażnienie czy smutek, kiedy nie uda się go zdobyć. Wtedy jednak nadchodzi motywacja, by się rozwijać i  zrobić coś dla swojej drużyny.

 Bardzo angażują się w zajęcia, kupują stroje, wożą dzieci na turnieje, opłacają składki (80 zł miesięcznie). Bez nich treningi nie byłyby możliwe, bo pieniędzy z miasta na sport najmłodszych nie ma. Kierownicy drużyn sami szukają sponsorów. Dzięki kierownikowi MUKS-u Jackowi Zarzyckiemu stroje na zawody kupił chłopcom producent bezpiecznych placów zabaw – Free Kids, a Lumileds zasponsorował im piłki.

Mali sportowcy biorą udział w turniejach organizowanych dla ich roczników. Dostają nagrody, dyplomy, puchary. Chcieliby wygrywać, ale dla nich, póki co, najbardziej liczy się dobra zabawa.

- Ostatnio chłopcy uczestniczyli w Memoriale Sebastiana Rzeźniczaka. Zdobyli trzecie miejsce, puchar dla drużyny i nawet statuetkę dla jednego z naszych zawodników za największą liczbę strzelonych bramek – dodaje pani Beata.

Godzina 18.30 – najprzyjemniejsza część zajęć, czyli tzw. gierka. Chłopcy, podzieleni na dwie drużyny, rozpoczynają mecz.

Podstawowe umiejętności piłkarskie nabywa się w 2, 3 miesiące. Później się je rozszerza, udoskonala, szlifuje.

- Starają się, bo mają swoich idoli, marzenia. Niektórzy mówią, że chcą być tacy jak Messi, inni - jak Lewandowski – mówi trener. - Powtarzam chłopakom, że ważne jest, aby zacząć coś ćwiczyć jak najwcześniej. Wtedy ma się największą szansę na sukces.