Po lasach województwa łódzkiego krąży około trzydziestu wilków. To 3-4 watahy. Wilków nie widywano tutaj od ponad stu lat, a teraz przywędrowały z południa lub wschodu kraju. Na dwa młode wilki natknęli się myśliwi w lesie koło Piotrkowa Trybunalskiego. Spłoszone zwierzęta uciekły.

- Mogę przysiąc, że to były wilki – bije się w pierś jeden z myśliwych. – Nie były duże, ale miały dzikie ślepia. Dzikie, przerażające. Żaden pies nie spojrzy tak na człowieka.

Pierwszego wilka widziano tutaj cztery lata temu. W Bujniczkach na terenie piotrkowskiego nadleśnictwa młody drapieżnik wpadł we wnyki zastawione za stodołą. Posłano tam myśliwego z koła łowieckiego „Odyniec”, który nie miał wątpliwości, że w pułapce miota się wilk - nie pies. Myśliwy zameldował o tym leśniczemu z Gorzkowic. Szyję złapanego we wnyki wilka oplatała plastikowa linka. Zwierzę szybko słabło. Ze śladów na ziemi i pobliskich zarośli leśniczy wnioskował, że wilk walczy o życie od co najmniej dwóch dni.

Strażnicy leśni sprowadzili weterynarza. Choć osłabiony, basior nie pozwolił zbliżyć się do siebie. Groźnie szczerzył kły, warczał. Leśnikom udało się uwolnić go z linki mocno zaciśniętej na szyi. Oswobodzony wilk natychmiast czmychnął na mokradła.

Wieści o wilkach w Łódzkiem od kilku lat nie dementuje też sąsiednie nadleśnictwo w Spale. Drapieżniki są regularnie widywane w dolinach Pilicy i Warty. Całe watahy. W lasach koło Tomaszowa Mazowieckiego i Opoczna wręcz się „zadomowiły”. Parokrotnie wilki wpadły tam w sidła kłusowników. Po oswobodzeniu przez leśników, zawożono je do schroniska w Wojtyszkach – azylu dla dzikich zwierząt. Tam wilki leczą rany, przechodzą krótką rehabilitację i jak najszybciej są wypuszczane na wolność. Bo wilki to zwierzęta chronione.

Ślady wilków

W spalskich lasach nikogo już nie dziwią resztki z uczty wilków: rozszarpana skóra jelenia, kości i łeb sarny. Kilka wilków jesienią widzieli grzybiarze, kilka zarejestrowały kamery fotopułapek, jednego wilka potrącił samochód.

Już pięć lat temu watahę w Łódzkiem sfotografował Szymon Kielan, przyrodnik z Nadpilicznych Parków Krajobrazowych. Udało mu się to w lesie koło Smardzewic, gdzie poszukiwał oznak wiosny.

„Nagle zauważyłem poruszenie za krzaczkiem” – opowiada przyrodnik. „Pomyślałem: zrobię zdjęcie sarenki. A kiedy już miałem się zbliżyć, zza krzaka wyszedł wilk, dzieliła nas odległość stu pięćdziesięciu metrów. Stanąłem jak wryty z wycelowanym w niego aparatem. Po chwili zauważyłem, że obok wilka w trawie siedzi drugi osobnik. Chyba przeszkodziłem im w drzemce. Na mój widok obydwa wilki uciekły w las”.

Na wilki skarżyli się gospodarze z wiosek leżących pod lasem. Mroźną zimą głodne drapieżniki podchodziły bliżej domów i obór. Nocami przeraźliwie wyły. Jednak w tym roku nie odważyły się wtargnąć do budynków, w których rolnicy hodują cielęta, owce i kury. Za to przed kilku laty zagryzły gospodarskie zwierzęta w Królowej Woli i Rzeczycy. 

Dwa lata temu Radio Łódź podało, że wilki widziano bardzo blisko nas – w lasach powiatu pabianickiego i lesie łagiewnickim. Wieści te miały pochodzić od myśliwych i grzybiarzy. Ale żaden z leśników nie natknął się tam na ślady wilka.

Podchodzą…

Według łódzkich leśników, co najmniej dwie pary wilków żyjących w naszych lasach już doczekały się młodych. Stada rosną, drapieżniki będą się zapuszczały coraz dalej i dalej – przestrzegają leśnicy. W Bieszczadach, gdzie jeszcze niedawno grasowało zaledwie kilkadziesiąt wilków, teraz jest ich około 300. Niedawno głośnym echem obiegła kraj opowieść drwali spod Brzozowa, których w lesie osaczyły dwie młode wilczyce. Drwale bronili się, wymachując spalinowymi piłami. Skutecznie, bo warkot motorów odstraszył wilczyce. Drapieżniki zawyły, kilkakrotnie obiegły ludzi i zniknęły w zagajniku.

Adam Gełdon z Nadleśnictwa Spychowo uważa, że wyglądało to groźnie. Wilczyce mogły zaatakować pilarzy. Tym bardziej, że były wychudłe, od kilku dni nie jadły. Mogły też zwęszyć jedzenie w torbach drwali i próbowały odpędzić ludzi od kanapek.

U nas (jeszcze) bezpiecznie

W pobliżu Pabianic śladów wilka nikt dotychczas nie znalazł. Szukano w lesie hermanowskim i lesie rydzyńskim. Alarm parokrotnie wzniecony przez grzybiarzy i zbieraczy jagód, za każdym razem kończył się przyjazdem myśliwych lub leśników i werdyktem, że po lesie nie szwendał się wilk, lecz duży bezpański pies.

- Podpabianickie lasy nie stanowią atrakcyjnego schronienia dla wilka – wyjaśnia Michał Falkowski, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Kolumna. – Przebywa w nich sporo osób spacerujących i biegających, a w sezonie także grzybiarzy. Wilki tego nie lubią.

Gdyby pod nasze miasto nadciągnęły wilki, leśnicy z pewnością by o tym wiedzieli.

- W pierwszej kolejności widoczny byłby spadek liczebności saren i danieli, a tego nie zauważyliśmy – mówi nadleśniczy Falkowski.

Po tegorocznym liczeniu dzikiej zwierzyny wiadomo, że w lasach Nadleśnictwa Kolumna spokojnie żyje około 500 jeleni, 3.500 saren i 150 danieli.

Nadleśniczy Michał Falkowski nie może jednak wykluczyć, że pewnego dnia lub pewnej nocy jakiś wędrujący wilk nie pojawi się w okolicach Karolewa czy Rydzyn.

- Ale raczej nie zagości na dłużej – dodaje.

W lipcu zeszłego roku pojedynczego wilka „złapała” fotopułapka zainstalowana w lesie niedaleko Sieradza. A to zaledwie 60 kilometrów stąd… Nocne zdjęcie jest kiepskiej jakości (zrobione bez lampy błyskowej), ale bez wątpienia utrwaliła się na nim sylwetka wilka.

Póki co „władcami” okolicznych lasów są bieliki - największe na tych terenach lęgowe ptaki drapieżne. Bieliki (potocznie zwane orłami, choć orłami nie są) to duma Nadleśnictwa Kolumna. Jednak tutejsi leśnicy za nic na świecie nie zdradzą, gdzie bieliki uwiły dwa gniazda. To ścisła tajemnica. Nam powiedzieli jedynie, że gniazda są ukryte w wierzchołkach wysokich sosen. Wokół obu gniazd wyznaczono strefy ochrony.

- Nie należy niepokoić tych pięknych ptaków – tłumaczy nadleśniczy Falkowski.