Trzy lata temu na emeryturę z Philipsa odszedł prezes Andrzej Moszura. Nie spędza jej przed telewizorem. Od dwóch lat zajmuje się Certyfikacją Menedżerów Województwa Łódzkiego. W tym roku certyfikat zdobyły 23 osoby. Rok wcześniej było ich 33.

- Celem certyfikacji jest doskonalenie kadr menedżerskich z myślą o rozwoju gospodarczym regionu łódzkiego, a najważniejszym jej zadaniem jest uznawanie i docenianie wiedzy, umiejętności osób kierujących, a także wskazywanie im możliwości dalszej drogi rozwoju zawodowego – tłumaczył prezes Moszura na gali w auli Politechniki Łódzkiej.

Zasady certyfikacji opracował zespół ekspertów składający się z członków Klubu 500 Łódź oraz Wydziału Organizacji i Zarządzania Politechniki Łódzkiej. Certyfikacja przeprowadzana jest na trzech poziomach: podstawowym, operacyjnym i strategicznym. Jest dobrowolna i bezpłatna.

- Teraz wymaga się innych cech od menedżerów niż kiedyś – tłumaczy pabianiczanin, docent doktor Marek Sekieta, prodziekan Wydziału Organizacji i Zarządzania PŁ. - Kluczowy czynnik rozwoju naszego regionu to są menedżerowie tacy, jakich my sobie wykształcimy. Jak będą słabo wykształceni, słabo będzie rozwijał się region. Chińczycy mówią, że jak człowiek się nie uczy, to nie żyje. Teraz jest taki czas, że trzeba uczyć się przez całe życie.

Tegoroczne certyfikaty przyznawała 9-osobowa kapituła złożona z wybitnych menedżerów i naukowców. W styczniu II edycję opuściło kilku menedżerów z Pabianic. Certyfikaty menedżera (poziom operacyjny) odebrali Bartłomiej Pluta i Dorota Wajman. Poziom strategiczny: Michał Grabarz, Paweł Leski, Michał Plitt.

- Poddanie się procesowi certyfikacji nie było decyzją łatwą zarówno dla tych, którzy zaczynają karierę, jak i dla tych, którzy już są właścicielami firm, prezesami, dyrektorami. Samoocena, testy i rozmowy z kapitułą pozwoliły lepiej poznać samego siebie i na nowo odkryć obszary niedoskonałości, które łatwiej będzie można eliminować w przyszłości – uważa Moszura.

Uzyskanie takiego certyfikatu jest związane z wpisem do „Księgi Certyfikowanych Menedżerów Województwa Łódzkiego”.

Dlaczego warto się wciąż dokształcać, sprawdzać? Bo według ekspertów spodziewane są zmiany branżowe. To oznacza, że firmy, w których teraz pracujemy, za 5 lat mogą inaczej wyglądać. Być może będą innymi branżami niż dzisiaj.

- Naszym celem jest troska o nasz region i rozwój kadry. Uznawanie i docenianie wiedzy, kompetencji osób, które kierują zespołami. Wskazywanie im dalszej drogi rozwoju - tłumaczy prezes Moszura. - Jest to modelowy wzór współpracy biznesu z nauką. Ułatwi też nabór do firm, bo szefowie widząc certyfikaty i wpis do księgi certyfikowanych menedżerów, inaczej spojrzą na takiego kandydata.

Kolejna, trzecia już certyfikacja rozpocznie się we wrześniu.

Wolę zwycięstwa”

44-letni Paweł Leski to „wychowanek” pabianickiego Philipsa. Po szczeblach kariery w koncernie zaczął się wpinać 12 lat temu. Od 3 lat jest menedżerem w Pile

Recepta na sukces?

- Wszystkim, którzy chcą realizować swoje aspiracje, mogę poradzić nakreślenie własnej wizji: co lubię robić, co chcę robić, kim chcę być i jak chcę być postrzegany w długoterminowej perspektywie. Może to być wspaniała inspiracja do identyfikacji własnych luk, jak również sposób na określenie i zdefiniowanie działań, które mogą zwiększyć szanse realizacji naszych marzeń. Oczywiście, jak to w życiu, w miarę nabywania doświadczeń i wrażeń poznawczych nasza własna wizja może ulegać adaptacji, a w niektórych przypadkach całkowitym zmianom.

A jaki jest klucz?

- Nie poprzestawajmy na doskonaleniu umiejętności, zgodnie z naszą wizją rozwoju osobistego. Realizujmy to poprzez wszystkie możliwe i dostępne narzędzia. Nie miałem wątpliwości, gdy inwestowałem czas w dokształcanie nazwijmy to formalne, kończąc studia wieczorowe na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym w Łodzi, czy studia MBA w Warszawie. Z całym przekonaniem, a nawet determinacją podkreślam, że inwestycja w wiedzę i kompetencje się zwraca. Podążając za hasłem „dla chcącego nie ma nic trudnego” wiem, że istnieje szereg innych sposobów samodoskonalenia. Szczególnie w dobie internetu, uczestnictwo w forach dyskusyjnych czy tematycznych może być szczególnie wartościowe.

Co czyta menedżer?

- Ja jestem fanem Harvard Business Review. Sięgam również do Think Tank, Newsweeka. Ale również po lektury, które pomagają oderwać się od rzeczywistości, jak np. thriller szpiegowski „Nielegalni” napisany przez Vincentego Severskiego, osadzony we współczesnych realiach polskich.

Inspirują?

- Jest szereg pozycji, które zmuszają przynajmniej do przemyśleń, a szereg z nich do działań. Jak chociażby Covey czy Caldini. A dzisiaj mam na biurku biografię Steva Jobsa, po którą sięgnę mając z tyłu głowy jedno słowo: „kreatywność”.

Kluczem do kariery jest…

Kluczowe jest ustalenie w swoim środowisku norm zachowań, wartości, wizji i celów organizacji. Aby zbudować silne podstawy do realizacji zadań, niezbędne jest stworzenie zespołu, wspólnoty interesów, atmosfery zaufania, motywacji, zaangażowania, wzajemnego wsparcia i zrozumienia. Ale też poczucie sprawiedliwości, partycypowania w zarówno dzieleniu sukcesów, ale również brania współodpowiedzialności niepowodzeń.

Za co jest Pan odpowiedzialny?

- Za realizację celów biznesowych zakładu, a co dzisiaj jest bardzo modne i wyrażane za pomocą filozofii Lean, za tworzenie wartości dodanej dla klienta, odzwierciedlonej w przypadku zakładów poprzez doskonały serwis klienta (logistyczny, jakościowy), przy zadowalającej propozycji kosztowej.

Największą satysfakcję sprawia mi…

…Gdy widzę w oczach współpracowników (a za takich uważam również nazywanych potocznie podwładnych) radość z wykonywanych zadań, satysfakcję z osiąganych wyników, otwartość i chęć uczenia się. Oczywiście też wolę zwycięstwa.

Paweł Leski od 2000 roku związany jest z Philipsem. Najpierw kierownik Działu Utrzymania Ruchu Zakładu Żarówek, od 2004 dyrektor różnych zakładów w strukturach Philips Polska. Ukończył między innymi studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Łódzkiej, na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego, studia MBA w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.

Złe oceny mnie denerwowały”

W międzynarodowym koncernie Infosys menedżerem jest 35-letni Michał Grabarz z Pabianic. Z tego powodu sporo czasu spędza w Indiach, gdzie jest siedziba firmy. Choć biuro ma w Łodzi, swój czas poświęca rozwojowi firmy w całej Europie

Czym Pan się zajmuje?

- Infosys świadczy usługi specjalistyczne. Pomagamy zarządzać procesami, działami lub jesteśmy wręcz partnerem w zarządzaniu firmą. Zarządzamy zamówieniami, procesem fakturowania raportowania lub wsparciem systemów IT w firmie klienta. Ja zajmuję się usługami IT – pomagam pracownikom klienta lepiej wykorzystywać istniejące aplikacje IT. Outsourcing to specyficzne partnerstwo na poziomie wykonywania detalicznych zadań, ale i praca nad dobrem całej firmy klienta.

A dokładniej co Pan robi?

- Jestem odpowiedzialny za funkcjonowanie i rozwój części naszych usług IT w Europie. IT to system informatyczny - może służyć do księgowania faktur, zamówień, do wystawiania faktur, do obsługi produkcji i sprzedaży. Jakie mam zadania? Obecnie buduję zespół 100-150 konsultantów SAP mających obsługiwać wielu klientów w Europie. Duża cześć z nich powinna mówić w jednym z europejskich języków poza językiem angielskim. Będą pracować w Łodzi lub w siedzibach klienta w całej Europie. To strasznie ciekawy projekt dający olbrzymia szanse rozwoju pracownikom.

Czym różni się praca menedżera?

- To tak jak z kopaniem dołu. Ten, który kopie i nie interesuje go, po co kopie, po pracy wraca do domu i nie myśli już o tej dziurze. Ale ten, który kopie ze świadomością celu – że to np. będą fundamenty katedry, cały czas myśli o efekcie końcowym swojej pracy. Zastanawia się, czy nie za głęboko kopie, a może za płytko. Czy ta ściana, która tam stanie, będzie prosta, czy się nie zawali. Patrząc z boku: obaj kopią. Jednak z bliska różnica w ich pracy jest ogromna.

Kim chciał zostać Michał Grabarz, gdy był dzieckiem?

- W szkole podstawowej matematyki uczyła mnie pani Lewandowska. Zawsze mówiła, że zróbmy to, co trzeba, a potem będzie czas na inne rzeczy. I tak mi zostało. Jestem zadaniowcem. Do dziś skupiam się na zadaniu, a wtedy inne rzeczy prawie się nie liczą. Potem mam wolne. Kim wtedy chciałem być? Chyba sportowcem.

Dzieciaki nie potrafią organizować sobie czasu, planować. Pan potrafił?

- Wychodziłem ze szkoły już z odrobionymi lekcjami, bo uprawiałem zawsze jakiś sport i chciałem mieć na to czas. Na drugiej lekcji już zaczynałem odrabiać lekcje zadane na pierwszej godzinie. I tak przez wszystkie godziny lekcyjne.

Prymus?

- Nie aż taki, ale złe oceny mnie denerwowały, tak samo jak przegrane w sporcie, więc starałem się mieć dobre oceny i wygrywać. Rodzice nie mieli kłopotów z moimi ocenami. Jeśli już, to niekiedy z indywidualistycznym zachowaniem. Z resztą oni byli sprawcą tych problemów, bo zawsze uczyli mnie myśleć krytycznie i kwestionować rzeczywistość. W dyskusji tworzymy nową wartość.

Czyli ambitny. Tak zostało do dziś?

- Kręci mnie nowe, niepowtarzalne. Były kiedyś wspinaczki, skałki. Jestem taternikiem, żeglowałem. W szkole grałem w piłkę, potem w tenisa i siatkówkę. Byłem sportowcem roku. Miałem okazję ratować sobie i innym życie w górach. Było bardzo dynamicznie.

Dziś są inne priorytety. Zostałem ojcem, mam dom. To uczy pokory i weryfikuje plany. Jednak te nadal pozostają wyzywające.

Kiedy wybiera się Pan na podbój świata?

- Już trochę byłem. Pracowałem w Warszawie, byłem w USA i wróciłem do Wrocławia, by wylądować znów w Łodzi. Dom pobudowałem niedaleko Pabianic. Wolę Polskę, bo za granicami nie jestem do końca u siebie. Mamy inne korzenie, inną tradycję. Jesteśmy trochę obcy, zawsze jednak trochę przyjezdni.

Nie spodobał się świat?

- Wolę podziwiać świat jako turysta. Byłem w Chinach, na Kamczatce, w Kirgizji, Uzbekistanie i kilku innych krajach. Znam Indie i wiele ciekawych miejsc, niekoniecznie wybieranych z folderu biur podróży. Świat jest strasznie ciekawy, a przez to, że jest duży, może dostarczać cały czas nowych przeżyć.

Co się przydaje w życiu zawodowym?

- Obok wytrwałości i wielu innych rzeczy, definitywnie języki. Bo jeśli z badań wynika, że w ciągu życia trzy razy musimy się przekwalifikować, to jedyne, co nam zostanie, to język obcy. Zawsze się przyda. Mnie system nauczania w szkole podstawowej angielskim nie objął, więc zawdzięczam tylko rodzicom, że znalazłem się na wyjątkowych lekcjach u Radowicza. Do tego stopnia się uczyliśmy, że wybrałem studia w języku angielskim – to również za sprawą rodziców. Ale wtedy przekonałem się o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że nie znam jeszcze języka i że dopiero muszę zacząć się jego uczyć w wersji technicznej. Po drugie, że chcę być inżynierem, który wykonuje szczegółowe prace zadane przez innych. Wolę organizować pracę ludziom, którzy chcą być inżynierami. Wolę nimi zarządzać i temu jestem wierny do dziś.

A inne języki?

- Przyjdzie na nie czas. Ostatnio myślę o odświeżeniu niemieckiego. Młodym polecałbym rosyjski. Prognozuję, że się przyda.

Wystarczy skończyć dobrą szkołę, włożyć dobry garnitur, znać język i już kariera sama kwitnie?

- Menedżer to dziś zawód. Jedni chodzą w garniturach, inni w swetrach. Jedni pracują dla siebie, inni dla innych. Ale wykształcenie jest istotne. Tytuł magistra obroniłem na Politechnice Łódzkiej. Na Uniwersytecie Łódzkim zrobiłem studia podyplomowe public relations. Kolejne w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. L. Koźmińskiego w Warszawie. Przez dwa lata studiowałem na Towson University w USA, skąd wróciłem z dyplomem MBA. Mam sporo certyfikatów, między innymi IT.

 

Michał Grabarz ukończył Szkołę Podstawową nr 16, I Liceum Ogólnokształcące i Centrum Kształcenia Międzynarodowego Politechniki Łódzkiej - International Faculty of Engineerig (IFE). Prywatnie ma żonę Emilię, córkę Ninę i syna Kacpra.