29-letni Filipczak stoczył walkę w formule mma do 93 kilogramów. Był o dwa centymetry wyższy od przeciwnika, ale większe doświadczenie w zawodowych walkach miał Kijańczuk, który jest sparingpartnerem mistrza UFC, Jana Błachowicza.

Obaj fighterzy to specjaliści od kończenia walk w pierwszej rundzie. „Nie mrugać!” – zapowiadał starcie w oktagonie polsatsport.pl.

Od początku walki aktywniejszy był pabianiczanin. Próbował bić seriami, kilka ciosów doszło do głowy Kijańczuka. Gdy rywal sprowadził walkę do parteru, nasz „Fifek” sprytnie wybrnął z sytuacji, zapiął gilotynę, dzięki której podduszał przeciwnika.

Kijańczuk zaczął krwawić, a jego prawa ręka opadła na podłoże. Sędziowie przerwali walkę, choć zawodnik nie stracił przytomności. Gdy Filipczak celebrował wygraną, wściekły rywal nie mógł pogodzić się z werdyktem arbitrów.

- Błędna decyzja sędziowska, „Kijana” ma prawo być zły – przyznał Łukasz Jurkowski, komentator Polsatu.

Także eksperci uważali, że walka została przedwcześnie przerwana. Nie zmienia to faktu, że jej zwycięzcą jest pabianiczanin!

Walka trwała niecałe dwie minuty.

W krótkim wywiadzie po pojedynku, niespecjalnie zmęczony Filipczak zapytany o możliwość rewanżu skwitował: - Jestem otwarty na każdą walkę i każdego przeciwnika.

Dla Filipczaka było to piąte zwycięstwo na zawodowym ringu. Piąte odniesione w pierwszej rundzie.