„Między pabianicką firmą Krusche i Ender, a łódzkimi fabrykami jest wielka różnica zarobkowa. Gdyby nam podniesiono płacę o 40 procent, jeszcze by się nasze zarobki nie zrównały z łódzkimi” – napisali robotnicy w petycji do właścicieli przędzalni, tkalni i farbiarni w Pabianicach. Buntowało się 60-80 procent załogi fabryki Kruschego i Endera oraz nieco mniej robotników fabryk Kindlera i Preissa. Prządki, gręplarki, tkacze, snowacze, pucerzy, farbiarze i robotnicy podwórzowi domagali się zrównania ich płac z włókniarzami pracującymi w Łodzi. Chodziło o około 3 ruble „na głowę” tygodniowo.

Wśród robotniczych postulatów nie było żądania skrócenia czasu pracy. W 1913 roku robotnik dzienny harował 10 godzin na dobę, a nocny - 9 i pół godziny. Na nocnej zmianie była ustawowa półgodzinna przerwa na późną kolację. Mimo to buntujący się włókiennicy chcieli jedynie więcej zarabiać. W wywalczenie krótszego dnia pracy nie wierzyli.

Według list płac z fabryki wyrobów bawełnianych Kruschego i Endera tkacze zarabiali od 4 do 7 rubli tygodniowo (pracujący przy starych maszynach dostawali dużo mniej, bo od 2 do 3 rubli tygodniowo). Pucer zarabiał 7 rubli 42 kopiejki, gręplarka - 5 rubli 10 kopiejek, robotnicy podwórzowi - 5 rubli 70 kopiejek, a kobiety zatrudnione przy wilku - 4 ruble 50 kopiejek. Pensje pracowników nocnej zmiany były o kilkadziesiąt kopiejek wyższe.

Aby przekonać fabrykantów, że zarobki są głodowe, robotnicy oszacowali koszty utrzymania sześcioosobowej rodziny (rodziców z czworgiem dzieci) w 1913 roku w Pabianicach. Oto fragment tego „kosztorysu”: „Na najskromniejsze życie rodzina potrzebuje tygodniowo: 6 chlebów po 30 kopiejek - to jest 1 rubel i 80 kopiejek; kartofli ćwiartkę - 75 kopiejek, mięsa 4 funty po 20 kopiejek – to jest 80 kopiejek; słoniny 2 funty po 30 kopiejek; cukru 4 funty po 15 kopiejek; kawy cykorii za 25 kopiejek; mleka 7 kwart po 6 kopiejek; herbaty za 20 kopiejek, mąki i kaszy za 65 kopiejek; węgla i drzewa za 75 kopiejek. A zatem na wyżywienie swej rodziny robotnik potrzebuje 6 rubli i 82 kopiejki tygodniowo”.

A gdzie jest komorne, gdzie obuwie? Gdzie książka lub gazeta, gdzie rozrywka, która bardzo jest potrzebna robotnikowi? A gdzie szkoła, przecież nie wszystkie dzieci można umieścić w szkole fabrycznej, a posyłając do prywatnej, trzeba płacić od 20 do 25 i 30 kopiejek tygodniowo?”.

Jak żyć, panie fabrykancie?

„Wniknijcie w położenie robotnika zarabiającego 6 rubli lub 5 rubli tygodniowo, których jest w fabrykach najwięcej, obarczonych rodziną, składającą się nieraz nie z 6 osób, lecz z 8 i 9 do wyżywienia” – pisali protestujący pracownicy. „Jak można wyżyć za takie małe pieniądze? Ano, stara się biedak robotnik jak może, dniem i nocą pracuje, nie doje, nie dośpi, byle jakoś to marne swoje życie prowadzić i nie umrzeć z głodu. I tak schnie robotnik z niedostatku, a z nim cała jego uboga rodzina”.

Po kilkudniowym strajku, 26 sierpnia 1913 roku robotnicy fabryk Kruschego i Endera zebrali się na zakładowym podwórzu. Było ich kilkuset. Mimo zaproszenia, na spotkanie nie przyszedł nikt z zarządu fabryki. Przyjechał natomiast naczelnik straży ziemskiej (odpowiednik policji), niejaki Miaczkow.

„Gazeta Pabjanicka” pisała: „Zebranie to miało na celu tylko upoważnienie po parę osób z każdego oddziału do prowadzenia pertraktacji z firmą. Wybory się odbyły za pomocą wywoływania przez ogół danych osób, a na znak zgody przez podniesienie ręki do góry. Listę upoważnionych osób sporządzał naczelnik straży ziemskiej p. Miaczkow. Po skończonych wyborach robotnicy rozeszli się do domów, a upoważnieni przedstawiciele z p. Miaczkowem na czele udali się do głównego kantoru firmy. Tu zarządzający fabrykami p. Adolf Krusche przyjął przedstawicieli zapytaniem: Czego to sobie życzycie?”.

Adolf Krusche oświadczył, że podwyżek nie da. Ani kopiejki! Kto chce, ten może wrócić do pracy na starych zasadach, a komu się nie podoba – fora ze dwora. „Pan Krusche nie przystał na nowe warunki pracowników, uważając takowe za niemożliwe do przyjęcia” – znacznie łagodniej napisała o tym „Gazeta Pabjanicka” z 2 sierpnia 1913 r.

Tymczasem w fabryce Oskara Kindlera i małych zakładach Gustawa Preissa robotnicy dostali niewielkie podwyżki tygodniówek – od 50 do 90 kopiejek. Nazajutrz wrócili do pracy przy maszynach. Tylko u Kruschego i Endera maszyny wciąż stały bezczynnie, kominy nie dymiły, ścieki nie spływały do Dobrzynki. Prasa pisała o coraz trudniejszym położeniu robotniczych rodzin: „Spiętrzyły się ludziom długi za mieszkania, w sklepikach, u piekarzy, rzeźników, w towarzystwie pożyczkowym strajk te długi potroił”.

Podwyżek nie będzie

Dziesięć dni później fabrykant Adolf Krusche uparcie nie ustępował ani na krok. Odmówił podwyżek pensji robotniczych nawet o pół rubla tygodniowo, strasząc zamknięciem fabryk w Pabianicach i przeniesieniem produkcji tkanin do Rosji. Z powodu zaległości w płaceniu czynszów, kazał wykwaterować siedem rodzin z zakładowych domów familijnych. W sklepach, gdzie nie chciano już dawać jedzenia „na kreskę”, coraz częściej słyszało się płacz dzieci i matek. Mnożyły się kradzieże i uliczne napady rabunkowe.

We wrześniu 1913 roku wygłodniali i zadłużeni robotnicy skapitulowali. Delegacja strajkujących poszła do biura zarządu fabryki, powiadamiając o zawieszeniu protestu. W praktyce oznaczało to wycofanie żądań płacowych. Adolf Krusche pozwolił wrócić do pracy niemal wszystkim protestującym. Z fabryki wyrzucił troje najbardziej zaciekłych buntowników.

Kilka dni później „Gazeta Pabjanicka” napisała: „Po długim strajku fabryki Kruschego i Endera zostały uruchomione. Wszyscy robotnicy powrócili do pracy i rozpoczęła się zupełnie prawidłowa czynność we wszystkich oddziałach.

Robotnicy pracują na dawnych warunkach. Wczoraj otrzymali zaliczkę: mężczyźni w ilości 6 rubli, kobiety po 5 rubli, a nieletni po 3 ruble”.

Roman Kubiak