ad

„Enigma” - drewniana skrzynka z zawiasami, w środku coś jak maszyna do pisania: 26 klawiszy z namalowanymi literami i cyframi, 8 obracających się metalowych bębnów, dziurki z wtyczkami, niczym w telefonicznej centrali, kolorowe lampki i plątanina drucików. Jeśli nacisnąć klawisz z literką „A”, w wysłanym dziś meldunku „A” zamieni się w „C”, jutro w „Z”, a pojutrze w „P”, wedle sekretnego klucza kodów. Wróg nic z tego nie zrozumie, a „swoi” - wszystko. „Enigma” waży 13 kg. To supertajna maszyna do szyfrowania i odczytywania niemieckich depesz wojskowych.

Złamanie szyfrów „Enigmy” było największą po budowie bomby atomowej tajemnicą drugiej wojny światowej – uważają historycy. To niebywały wyczyn Polaków, który łamiąc hitlerowskie szyfry, skrócił tę wojnę nawet o kilka lat. Zdaniem brytyjskiego naukowca Marka Baldwina, dzięki złamaniu szyfrów „Enigmy” alianci mogli w czerwcu 1944 roku wylądować na plażach Normandii, zbombardować niemieckie fabryki broni i uprzedzić ataki pancernych armii Hitlera. A przyczynił się do tego skromny radiomechanik z Pabianic - Edward Fokczyński. Jak on tego dokonał?

 

Tu się urodził geniusz

W domu przy ulicy Bugaj, gdzie 3 lipca 1896 roku z wrzaskiem przyszedł na świat Edek, siódme dziecko Franciszki i Ignacego Fokczyńskich, była tylko jedna izba. Gdy urodził się jeszcze jeden syn, tkacz Ignacy poszedł szukać większego mieszkania. Znalazł je w domu przy ulicy Leśnej 23 (dziś ul. 20 Stycznia). Z wygód w dwóch izbach Fokczyńscy radowali się krótko, bo zimą Ignacy zachorował i umarł. O jedzenie dla młodszego rodzeństwa: Eleonory, Edka i Teofila starali się starsi bracia.

Edek majsterkował. Z drewnianych klocków, kawałka drutu i paru guzików potrafił wyczarować strażacki wóz z długą drabiną. Bawili się nim wszyscy bracia. Do Szkoły Powszechnej nr 2 przy ulicy Tuszyńskiej (dziś Piotra Skargi) Edek poszedł jako dwunastoletni wyrostek, bo wcześniej musiał pomagać matce. Ukończył cztery klasy, po których umiał czytać, pisać i rachować. To ostatnie wychodziło mu najlepiej.

Pierwszą robotę dostał w fabryczce żelaznej Thiela, jako czeladnik ślusarski. Zanim wybuchła pierwsza wojna przeniósł się do zakładu elektrotechnicznego Knapika i Szenbergera w Łodzi. To tam odebrał pierwsze bolesne lekcje zmagań z elektrycznym prądem.

W 1919 roku o Edwarda upomniało się wojsko. Ponieważ znał się na elektrotechnice, dostał powołanie do batalionu radiotelegraficznego w Warszawie. Gdy rozgorzała wojna z bolszewikami, wysłali go na front wołyński, do obsługi polowej radiostacji. Dowódca szybko zauważył, że szeregowy Fokczyński sporo potrafi i jest chętny do roboty. Zgłosił żołnierza do awansu.

Wojsko nie spuszczało Edka z oka. Po demobilizacji kapral Fokczyński dostał pracę w Baranowiczach przy granicy z sowiecką Rosją. Dyżurował w stacji podsłuchowej, gdzie zetknął się z wojskowymi szyframi. Niebawem dołączył do załogi centralnej stacji radiotelegraficznej na warszawskiej Cytadeli, do której armia brała tylko najlepszych.

Szkolili go szyfranci z Francji. W wojskowych archiwach zachowała się karta ewidencyjna kaprala Fokczyńskiego, w której przeczytamy: „Bardzo zdolny, pojętny. Inteligentny, nieco flegmatyczny (…). Wybitny talent radiotechniczny”.

Z Cytadeli nadawała ta sama radiostacja, która 16 listopada 1918 roku wysłała w świat depeszę Józefa Piłsudskiego o utworzeniu niepodległego państwa polskiego. Stąd wychodziły najważniejsze depesze wagi państwowej. Tutaj kapral Fokczyński… zniknął. Przez cztery lata nikt nie widział go ani w Warszawie, ani w rodzinnych Pabianicach. Zapadł się pod ziemię. Dosłownie, gdyż do tajnego ośrodka radiowego, w którym wojsko przydzieliło mu warsztat pracy i służbową pryczę z umywalką, wchodziło się podziemnym korytarzem. Edward pracował w tajnej jednostce.

 

Tajemnica wojskowa

Dopiero w 1927 roku Fokczyński znów pojawił się w stolicy. Teraz jako cywil, u boku inżyniera Antoniego Pallutha. Obaj podawali się za prywatnych przedsiębiorców. Do spółki z braćmi Ludomirem i Leonardem Danilewiczami otworzyli zakład radiomechaniczny w kamienicy przy Nowym Świecie 43. Klientów mogło zdziwić supernowoczesne wyposażenie warsztatu: angielskie radioodbiorniki, niemieckie mierniki, mnóstwo elektronowych lamp. Gdyby spytano Fokczyńskiego, skąd wziął na to pieniądze, musiałby milczeć. Na odpowiedź: „tajemnica wojskowa”, nie miał pozwolenia dowództwa wywiadu.

Trzy razy w tygodniu do warsztatu wpadał kurier ze skórzaną teczką. Fokczyński kwitował kurierowi odbiór przesyłki opieczętowanej lakiem i stemplem. Dopiero wiele lat po wojnie ujawniono, że w teczce były plany, szkice i instrukcje z Biura Szyfrów Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Przysyłał je kapitan Maksymilian Ciężki, szef referatu niemieckiego. Nazwiska kapitana nikt w warsztacie głośno nie wymawiał.

Przy Nowym Świecie wspólnicy po cichu montowali wojskowe stacje nasłuchowe oraz radiostacje dla marynarki wojennej i lotnictwa. Takie mieli zadanie. Jednak stokroć ważniejszym zajęciem było kopiowanie „Enigmy” - niemieckiej maszyny szyfrującej. „Fokczyński wykazuje się przy tym dużą pomysłowością i jest sprawny w działaniach, zasługując na wyróżnienie” – napisano w tajnym raporcie wojskowym.

Gdy Edward z kolegami dorabiali kolejne części „Enigmy”, nad niemieckimi szyframi ślęczeli trzej wybitni matematycy: Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski z Biura Szyfrów Sztabu Głównego. To oni opracowali wzory matematyczne służące do odszyfrowywania kodów „Enigmy”. W oparciu o te wzory radiomechanicy Fokczyńskiego korygowali konstrukcję maszyny. W ten sposób krok po kroku piętnastoosobowy zespół zbliżał się do złamania kodów „Enigmy” i odczytywania hitlerowskich depesz.

Warszawski warsztat szybko przemieniał się w wytwórnię radiotechniczną. Nad bramą kamienicy Fokczyński powiesił szyld z nazwą firmy: „AVA”. Robione tutaj części „Enigmy” wożono do Biura Szyfrów, gdzie w sekretnym pokoju maszynę składał Czesław Betlewski.

Ale wojsko potrzebowało więcej sprzętu. Dlatego „AVA” została przeniesiona do piętrowego budynku na Czerniakowie. Pracowali tam najlepsi polscy konstruktorzy i radiotelegrafiści. Tymczasem w tajnych pokojach przy Sztabie Generalnym terkotały już pierwsze kopie „Enigmy”. Pochylali się nad nimi deszyfranci, odczytując już nie pojedyncze wyrazy, a całe zdania niemieckich depesz. W grudniu 1932 roku Polacy poznali treść pełnej depeszy Reichswery. Piekielnie skomplikowany szyfr „Enigmy” został złamany!

W lutym 1933 roku Fokczyński dostał rozkaz zbudowania 15 kopii „Enigmy”. Do sierpnia 1939 roku wraz z kolegami zrobi 70 kopii maszyny.

 

Edek jedzie do Pabianic

Z powodu nawału zajęć Edwardowi groziło starokawalerstwo. Na szczęście 35-letni kawaler z Pabianic poznał Antoninę Pikulińską, początkującą masażystkę stołecznego salonu masażu leczniczego. Dziewczyna pochodziła z Siemiatycz, rodziców straciła na wojnie z bolszewikami. Wychowała ją rodzina żydowska. Fokczyński i siedem lat młodsza Antonina wzięli ślub w 1931 roku. Cztery lata później na świat przyszedł Ryszard. W kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu do chrztu trzymał go major Maksymilian Ciężki z Biura Szyfrów. Rok później państwu Fokczyńskim urodziła się Tereska. Zamieszkali w nowym bloku przy placu Wilsona 4 na Żoliborzu.

Tereska znała tatę tylko z fotografii. Miała 3 lata, gdy ojciec ostatni raz wychodził z domu. „Mama opowiadała, że był cichy, spokojny, bardzo zdolny” – wspominała córka. „Domyślałam się, że tato robi coś bardzo ważnego, ale w domu o tym się nie mówiło. O wszystkim dowiedzieliśmy się wiele lat później, z książek, filmu i artykułów w gazetach”.

Dwa razy w roku Edward przyjeżdżał do Pabianic – odwiedzić matkę i brata Teofila. Nie opowiadał, czym się zajmuje w Warszawie. Matka wiedziała tyle, że Edkowi powodzi się dobrze, nosi elegancki wełniany płaszcz, żonie i dzieciom też kupuje ładne ubrania.

 

Będzie wojna

Europa sposobiła się do drugiej wojny światowej, a polskie wojsko przenosiło Biuro Szyfrów do podwarszawskich Pyr. Parterowe budynki wyrastały wśród rozłożystych drzew Lasu Kabackiego. Były dobrze strzeżone. Kryptolodzy i technicy dostali pokój numer 13. Mogło tam wejść tylko sześciu zaufanych: ppłk Gwidon Langer, inż. Palluth, Fokczyński, bracia Danilewiczowie i konstruktor urządzeń precyzyjnych Betlewski. Pilnowano, by podczas narad nie padało słowo „Enigma”.

W lipcu 1939 roku do tajnego ośrodka w Pyrach przyjechali wojskowi kryptoanalitycy z Francji i Anglii. Polacy pokazali im, do czego doszli, budując kopie „Enigmy”. Alianci byli zdumieni. Kilka lat wcześniej twierdzili, że złamanie niemieckich szyfrów jest niemożliwe. Przed powrotem do Francji dostali wykonaną przez Fokczyńskiego kopię „Enigmy”.

Zanim we wrześniu 1939 roku Niemcy wkroczyli do Warszawy, po firmie „AVA” nie został ślad nawet w podwórkowym śmietniku. Dokumenty i drobny sprzęt spalili polscy żołnierze. Biurka porąbali, resztę zalała woda z pękniętej rury wodociągu.

Fokczyński zniknął ze stolicy 6 września, wraz z 14 radiomechanikami, kryptologami i najcenniejszym sprzętem. Wojskowymi ciężarówkami wyruszyli do Brześcia nad Bugiem, a stamtąd do Rumunii, gdzie kryptolodzy dostali nowe dokumenty z biletami do Paryża. Tą samą drogą dotarli do Francji technicy, a z nimi Fokczyński.

Pułkownik Gustave Bertrand skoszarował Polaków w Chateau de Vignolles, 40 km na północ od Paryża - w ośrodku wywiadu o kryptonimie „Bruno”. Edward natychmiast zajął się składaniem „Enigmy”. Zbudował 7 kopii maszyny szyfrującej.

Słabością Fokczyńskiego była tęsknota. Chcąc się skontaktować z żoną w okupowanej Polsce, jesienią 1940 roku napisał list do mieszkającego w Pabianicach brata Teofila. Podawał się za „Pietrusińskiego” z Francji. Koperta zaadresowana na ulicę Leśną 23 mieściła zaszyfrowaną wiadomość. „Pietrusiński” pytał o „krewnych z Bielan”. „Bardzo jestem ciekaw, co u was słychać, czy jesteście zdrowi i co słychać u waszych krewnych w Warszawie na Bielanach, czy ich dzieci zdrowe i jak się chowają?” - pisał. „Ściskam was wszystkich, zawsze ten sam Edek”.

Kolejny list do brata z Pabianic nosi datę 13 kwietnia 1942 roku. Nadawca pisał: „Ja i Edek jesteśmy zdrowi, wyczekujemy tylko, kiedy się wojna skończy. Edek niepokoi się bardzo brakiem wiadomości od Pana, Toniki, Ryśka i Teresy - dlaczego nie piszecie?”. Odpowiedzi nie dostał.

 

Obozowynumer 65370

Po wkroczeniu Niemców do Francji matematycy Rejewski i Zygalski przedostali się przez Pireneje na Gibraltar, a stamtąd do Anglii. W Sztabie Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych pod Londynem kontynuowali prace przy łamaniu szyfrów. Ewakuował się także Fokczyński z radiotechnikami. W marcu 1943 roku podczas próby dotarcia do Hiszpanii Edward, pułkownik Langer, major Ciężki i inżynier Palluth wpadli w ręce Niemców. Langer i Ciężki, jako oficerowie, zostali odesłani do Berlina - na przesłuchanie. Fokczyńskiego i Pallutha wywieźli do Sachsenhausen. Edward dostał obozowy numer 65370. Niemcy nie zorientowali się, kogo mają.

Raz w miesiącu Edward słał list do żony w okupowanej Warszawie. Zimą 1943 roku pisał, by Antonina nie wysyłała do obozu paczek z jedzeniem, bo to zakazane. A poza tym szkoda marnować jedzenie. W oknach mieszkania przy stołecznym placu Wilsona Antonina Fokczyńska zawiesiła grube zasłony. Choć doskonale wiedziała, na co naraża syna, córkę i siebie, ukrywała żydowskie małżeństwo Rosenfarbów.

Edward Fokczyński nie przeżył katuszy nazistowskiego obozu koncentracyjnego. Zmarł z wycieńczenia 26 lipca 1944 roku, mając 48 lat. Jego przyjaciel, inż. Antoni Palluth, zginął podczas alianckiego nalotu. Miesiąc później w warszawskim mieszkaniu Fokczyńskich chłopcy z Armii Krajowej urządzili magazyn powstańczej broni. Antonina podarowała im aparat radiowy męża, przydatny do podsłuchiwania meldunków hitlerowskich wojsk wysłanych do tłumienia powstania. Na barykady Fokczyńska poszła z apteczką.

Przeżyła. Dzieci, które podczas walk ukryła w piwnicy, po upadku powstania poszły z nią do Pruszkowa, do obozu przejściowego. Dwa tygodnie później wszyscy troje uciekli z pociągu dla wysiedleńców. Końca okupacji doczekali w Olkuszu.

Gdy umilkły wojenne działa, Antonina z dziećmi wyruszyła w podróż do Pabianic - do krewnych męża. Jechali towarowymi wagonami, spali na dworcach, jedli wyżebraną żołnierską zupę z kotła. W maju 1945 roku zamieszkali w domu przy Warszawskiej 71, róg Cegielnianej (dziś Nawrockiego).

Wiadomość o śmierci Edwarda nadeszła do Pabianic w liście od nieznanego więźnia obozu w Sachsenhausen. Potwierdził ją Czerwony Krzyż. „Dopiero po wielu latach dowiedzieliśmy się, że tato, przesłuchiwany i torturowany przez Niemców, nie wydał tajemnicy Enigmy” – wspominała córka Teresa.

Wdowa po genialnym konstruktorze dostała pracę w pabianickiej „ubezpieczalni”. Korespondowała z mieszkającą pod Poznaniem żoną majora Ciężkiego - Bolesławą. W listach do majorowej Antonina prosiła o pomoc w wykarmieniu dzieci. Było tak źle, że zgodziła się wysłać syna do sierocińca w Gdańsku. Rysio przebywał tam 5 lat, póki w domu nie zaczęło się powodzić lepiej. 

Tereska i Rysio tęsknili. „Gdy byłam podlotkiem i widziałam pana, który choć trochę przypominał mojego ojca, podbiegałam do niego z pytaniem, czy może jest Edwardem Fokczyńskim” – wspominała Teresa. Po ojcu nie została żadna pamiątka.

30 lat po wojnie Antonina Fokczyńska wróciła do Warszawy. Ich mieszkanie przy placu Wilsona zajął państwowy urząd. Przedwojennej lokatorce kazano się wynosić. „Jeszcze długo mama była przekonana, że tata żyje, ale nie może wrócić do domu z powodu panującego w Polsce ustroju komunistycznego” - wspominała córka Fokczyńskich. „Dopiero gdy w latach 70. odtajniono informacje wywiadowcze, dowiedzieliśmy się o ojcu. Czym się zajmował i jak zginął”. Prawdę o roli Polaków w złamaniu szyfrów „Enigmy” świat poznał dopiero w 1973 roku, dzięki książce pułkownika Bertranda.

 

Krzyż Komandorski

Antonina Fokczyńska zmarła w wieku 84 lat. Ryszard mieszkał w Pabianicach, a Teresa (z męża Szóstko) w Białymstoku. „Kiedy o «Enigmie» wreszcie zaczęto głośno mówić i nakręcono film, cała Polska poznała nazwiska kryptologów, którzy łamali niemieckie kody, tylko nasz ojciec wciąż pozostawał anonimowy. Tamci dostali pośmiertne odznaczenia, a nasz tato nie” - żaliła się córka Edwarda. „Było nam przykro. Brat pisał do premiera Jerzego Buzka i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, ale odpowiedzi nie mieliśmy”.

Dopiero w październiku 2010 roku z Kancelarii Prezydenta RP przyszła wiadomość, że pabianiczanin Edward Fokczyński został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Na uroczystość przekazania krzyża dzieciom bohatera, 75-letni Ryszard nie mógł pojechać do Warszawy, bo już nie wstawał z łóżka. Order odebrała Teresa. Brat i siostra zdecydowali, że order powinien wisieć w pabianickim muzeum.

 

Od autora:

Wiele informacji o Edwardzie Fokczyńskim zgromadził historyk Robert Adamek, przedwcześnie zmarły w 2014 roku kustosz pabianickiego muzeum. Niektóre z nich zaczerpnąłem do tego artykułu.