Wieloryba (płetwala zwyczajnego) przywiozła bardzo długa ciężarówka na 18 kołach, eskortowana nocą przez samochody Milicji Obywatelskiej. Płetwal mierzył 22 metry, ważył ponad 68 ton. Sam jego język ważył – 2.200 kg, serce - 450 kg, nerki - 560 kg, wątroba - 600 kg. „Ale to nie wszystko!” – pisała prasa. „Wieloryb posiada 4 żołądki, a każdy żołądek waży 400 kilogramów”.

Ogromne cielsko wyładowano w Łodzi i przykryto namiotem. W namiocie zrobiono sporych rozmiarów dziury, by dwa potężne wentylatory mogły wywiewać smród rozkładającego się wieloryba. Pod cielskiem pracowały elektryczne agregaty chłodnicze, opóźniające rozkład wieloryba, któremu po śmierci dano imię Goliath.

Bilety na obwoźny pokaz martwego płetwala rozprowadzano w niemal wszystkich pabianickich fabrykach, biurach, radach robotniczych, szkołach i przedszkolach.

Zakłady pracy szykowały autokary dla swych robotników i biuralistów z dziećmi. Władze Pabianic załatwiły, by w dniach pokazu wieloryba tramwaje do Łodzi i z Łodzi kursowały częściej niż zazwyczaj. Szacowano, że wieloryba obejrzy ponad 40 tysięcy mieszkańców Pabianic.

Każdy, kto kupił bilet ulgowy lub normalny i dopchał się w pobliże, mógł oglądać i podziwiać wieloryba do woli. O ile po paru minutach z namiotu nie wygonił go smród. Dzieci szeroko otwierały oczęta i zatykały noski palcami.

Codziennie wystawę odwiedzało około 15 tysięcy osób. Do namiotu wpuszczano od godziny 10:00 do 20:00.

Objazdową wystawą zachwycały się gazety. „To wspaniała lekcja przyrody!” – pisały.

Albo: „Chociaż do morza mamy daleko, obejrzymy wieloryba jak żywego”. Albo: „Do kas ustawiają się dłuższe kolejki niż w Delikatesach po cytryny”.

Jedynie tygodnik „Odgłosy” kpił sobie z „atrakcji”, pisząc: „Goliath zaprezentowany został społeczeństwu z wykorzystaniem wszystkich możliwości technicznych XX wieku. Oświetlają go jarzeniowe światła, w ogonie zainstalowano wiatraczek (przykro nam bardzo, lecz kochana rybka troszeczkę się już psuje), zaś z głośników płyną skoczne dźwięki big-beatu. Co parę minut big-beat przerywa pewien pan i podaje szereg istotnych informacji, na przykład: MIMO ŻE WIELORYB JEST SSAKIEM, CIAŁO MA W KSZTAŁCIE RYBY. Lub: WIELORYBY ROZMNAŻAJĄ SIĘ W WODZIE. Za swoje 5 złotych każda jedna osoba może również obejrzeć odpowiednie fotografie i przeczytać napisy opracowane w wyjątkowo pięknej, wyrafinowanej polszczyźnie, np.: ZDEJMOWANIE SKÓRY Z WIELORYBA, ABY OTRZYMAĆ TRAN. Dziwić się doprawdy wypada, iż Rada Narodowa nie zatroszczyła się o transparent, że małe dzieci nie sypały kwiatków i że nie było przemówień!”.

Zanim wieloryb dotarł do Łodzi, jego cielsko rozkładało się na ciężarówce od blisko dziesięciu lat.

Tak, tak! Tego płetwala (Goliatha) upolowano w czerwcu 1954 roku na zimnych wodach u wybrzeży Norwegii, niedaleko portu w Trondheim. Wielorybnicy ugodzili zwierzę potężnym harpunem z ładunkiem wybuchowym. Dynamit eksplodował w ciele wieloryba, zabijając go, ale nie rozrywając na strzępy.

Upolowanego olbrzyma odkupili od rybaków Szwajcarzy.

To oni wpadli na pomysł, by zakonserwować wieloryba i pokazywać na płatnych wystawach objazdowych. W cielsko płetwala wtłoczyli ponad dwie tony rozwodnionej formaliny. Tak zmumifikowanego wieloryba przetransportowano statkiem do Francji, gdzie już czekała bardzo długa (specjalnie skonstruowana) przyczepa ciężarówki z dziesięciobiegową skrzynią. Od 1954 roku samochód z zakonserwowanym wielorybem objeżdżał Europę, Azję i Afrykę, przynosząc Szwajcarom milionowe zyski. Rekord padł w Paryżu, gdzie Goliatha obejrzało aż 3 miliony 800 tysięcy zwiedzających. W Londynie wieloryb był pokazywany przez prawie dwa lata, a na Węgrzech autokarowe wyprawy ze wsi do namiotu z płetwalem organizowały biura turystyczne.

Do Polski martwy wieloryb przyjechał z Czechosłowacji.

Najpierw pokazywano go we Wrocławiu, potem w Warszawskiej Hali Mirowskiej, wreszcie na Wybrzeżu. Z Trójmiasta Goliath zjechał do Łodzi.

Dopiero kilkanaście lat później (po ponad dwudziestu latach obwożenia) wieloryb został utylizowany we Włoszech.