Zanim ulica prowadząca do Jutrzkowic i Bychlewa doczekała się patrona – szewca Jana Kilińskiego (w 1927 roku), błotnistą drożynę przez bród na strumyku Pabianka zwano „drogą krakowską” lub „drogą częstochowską”. Od 1468 roku chadzały tędy pabianickie pielgrzymki na Jasną Górę. Gdy wyruszyła pierwsza pielgrzymka, Polską rządził król Kazimierz Jagiellończyk, kończyło się średniowiecze, a w Krakowie mistrz Witt Stwosz rzeźbił ołtarz mariacki. Ludzie jeszcze nie wiedzieli, że za ogromnym oceanem istnieje Ameryka. Dopiero cztery lata później Krzysztof Kolumb popłynął odkryć nowy kontynent.

W targowe dni ku miastu ciągnęły chłopskie wozy z mąką, kaszą, grochem, jajami, serem, miodem i wyprawionymi skórami. Gdy dużo lżejsze wozy wracały po południu do wiosek pod Dłutowem, w zagajniku czyhali zbójnicy. Pod koniec lat siedemdziesiątych XIX wieku dziennik „Tydzień” pisał, że z furmanek niejakiego Macieja Putka i Augusta Bartczaka złoczyńcy skradli pieniądze, bieliznę, naczynia miedziane i sprzęt gospodarski, kijami obijając woźniców.

Pod kołami licznych zaprzęgów „droga krakowska” robiła się szersza. W 1878 roku, kiedy w ratuszu (zamku nad Dobrzynką) wymyślano nazwy dla kilku pabianickich ulic, dość ruchliwa już „droga krakowska” dostała nazwę „Nowa”.

 

Od Nowej do Nowocmentarnej

Około 1823 roku miasto pilnie szukało terenów pod rozległy cmentarz. Powód? Stary cmentarz na wschodnich peryferiach miasta (wokół dzisiejszego kościoła św. Floriana przy ulicy Warszawskiej) już nie mieścił zmarłych. Zwłaszcza, że grzebano tam także okolicznych wieśniaków – parafian kościoła św. Mateusza. Najtańsze były łąki i zarośla w południowej części miasta, przy granicy z Jutrzkowicami. Parafia wytyczyła na nich duży cmentarz rzymskokatolicki. Jesienią 1824 roku ulicą Nową poniesiono tam pierwszą trumnę, a w ziemie wbito pierwszy krzyż. Wkrótce pabianiczanie uznali, że piaszczysty trakt do nowego cmentarza powinien zwać się ulicą Nowo-Cmentarną (pisownia oryginalna) albo Cmentarną.

Wysoki ceglany mur przy ulicy stanął w 1892 roku. Murowane są także wszystkie cmentarne bramy. Furtki wykuto ze stali. Na osi centralnej alei wyrosła neogotycka kaplica, pokryta blachą cynkową. Przy alejach posadzono lipy, żywotniki, jesiony, brzozy, dęby i klony.

 

Ulica ze strażnicą

Tymczasem na początku ulicy Cmentarnej – przy skrzyżowaniu z Zamkową, życie kwitło jak nigdy dotąd. Placyk po lewej stronie przemienił się w gwarne miejskie targowisko z jadłem, odzieniem i wyrobami tutejszych rzemieślników. Na prawej stronie ulicy pojawiły się ceglane domy z poddaszami i trzy drewniane, ze sklepem bławatnym i zakładem fryzjerskim od ulicy.

W pobliżu wznoszono strażnicę straży ogniowej ochotniczej, wyposażoną w stajnię dla służbowych koni i garaż dla beczkowozów. Czterdziestu pabianickich strażaków utrzymywało się z pieniędzy fabrykantów i mieszczan. Pierwsi ochotniczy, którzy stawili się przy pożarze, dostawali po 5 rubli zapłaty. Tyle samo należało się właścicielowi koni ciągnących beczki z wodą. Pozostali ochotnicy dostawali po rublu. 

4 września 1881 roku proboszcz poświęcił nieźle wyposażoną jednostkę nowomiejską strażaków przy ulicy Cmentarnej. Fabrykant Juliusz Kindler wybił z tej okazji medal pamiątkowy OSP z polskim napisem na rewersie. Władze carskie ukarały go za to krótkotrwałym aresztowaniem i rocznym zakazem pełnienia funkcji strażackich. Surowymi karami straszono też fabrykanta Feliksa Kruschego, który ośmielał się wydawać strażakom komendy w zakazanym języku polskim.

 

Mieszkał tu przyszły święty

Niedługo potem na ulicy Cmentarnej pojawiła się uboga rodzina tkaczy, Marianny i Juliusza z trzema synami: Rajmundem, Frankiem i Józkiem. Kolbowie, bo tak się nazywali przybysze ze Zduńskiej Woli, szukali tutaj pracy przy krosnach i dachu nad głowami. Zanim wprowadzili się do mieszkania na rogu Cmentarnej i Złotej (dziś ulica Kolbego), zmienili sześć adresów. Z domu Mikołaja Otomańskiego za cmentarzem wygnał ich zbyt wysoki czynsz. Pomieszkiwali więc w domu Werfla, w drewniaku przy ulicy Fabrycznej (Waryńskiego), u Preissa, Zaleskich przy Konstantynowskiej, aż wreszcie w kamienicy dwa kroki od Cmentarnej.

Było to całkiem znośne miejsce, z podwórzem wybrukowanym polnymi kamieniami. Lokatorzy mieli dwie studnie, wychodek i komórki. Do mieszkania Kolbów wiodły strome drewniane schody. Za drzwiami pod numerem dwadzieścia cztery Marianna i Juliusz z synami mieścili się na dwudziestu metrach kwadratowych podłogi z trzema oknami wychodzącymi na podwórze i kuchennym piecem.

Zimą Juliusz Kolbe wystawiał bosych synów na mróz. Brnąc w śniegu po kolana, Rajmund, Franek i Józek maszerowali wokół domu, co trwało dobry kwadrans. Gdy sczerwieniały stopy im, ojciec kazał kłaść się pod pierzynę. W ten sposób tato hartował synów metodą bawarskiego księdza Sebastiana Kneippa, ponoć skuteczną także na lumbago i suchoty. Z Rajmunda, który w 1907 roku wyjechał z Pabianic, wyrósł franciszkanin, brat Maksymilian - męczennik i święty Kocioła katolickiego.

 

Pod ruskim batem

Zaborcy dwukrotnie zmieniali przebieg ulicy Cmentarnej. W ten sposób powstał m.in. łagodny zakręt drogi na wysokości ulicy Tylnej (obecnie Moniuszki). O zmianach na drodze do cmentarza tak oto pisał dziennik „Echo”: „W myśl ówczesnego planu regulacyjnego, ułożonego przez rosyjską magistraturę miasta, stara ulica została zniesiona, nową zaś przeprowadzono w ten sposób, że akurat przecięła posesję A. Kolmana na dwie części.

Za zajęty pod nową ulicę teren odszkodowania żadnego nie wypłacono, a pozostały po zniesionej ulicy pas ziemi, sprawiedliwie przynależny córce Kolmana, Klarze Puszowej, jako spadkobierczyni, nieprawnie zagarnął sobie p. Feliks Krusche, wraz z częścią gruntu do posesji należącego, o przestrzeni 370 metrów kw. Aktu tego dokonał pod nieobecność samej właścicielki. Wszelkie interwencje w tej sprawie nic nie pomogły”.